15.

142 14 0
                                    

Głośna taneczna muzyka zalała wyjątkowo wrażliwe tego wieczora uszy Barry'ego. Nie spodziewał się oczywiście niczego innego po klubie, bo w końcu o to właśnie chodziło. By tańczyć, by dobrze się bawić. By po prostu było głośno. Dodatkowo migające światła, zmieniające kolory reflektory. Allen dziękował sobie w duchu, że nie cierpi na epilepsję. W przeciwnym razie chyba nigdy nie mógłby przebywać w takim miejscu. Mimo tego nawet nie miał ochoty tutaj siedzieć. Zgodził się tylko ze względu na przyjaciela. Oczywiście, w każdej chwili mógł uciec. W końcu był Flashem.

Znaleźli wolną kanapę ze stolikiem, więc usadowili się wygodnie na miejscach.

- To co, Barry? Zamówię nam coś. Czego byś się napił? – zagadnął Cisco.

- Wiesz, że się nie upijam – przypomniał Allen.

- A kto tu mówi o upijaniu się? Samo picie jest przyjemne. Nie każę Ci się upijać. – Ramon obdarzył go szerokim uśmiechem. – Drinki? Piwo? Może szkocka?

- Może być jakiś drink – uległ wreszcie Barry, opierając się o oparcie kanapy.

Gdy przyjaciel zniknął przy barze, Allen rozejrzał się po sali. Część obecnych tańczyła, jakby zapomniała o całym świecie, część rozmawiała przy alkoholu. Ogólnie można było odnieść wrażenie, że ludzie naprawdę dobrze się bawili. Nikomu nie przeszkadzał hałas. Flash zastanawiał się, czy kiedyś też tak potrafił. Możliwe, ale już tego nie pamiętał.

Cisco wrócił z drinkami i postawił je na stoliku. Było ich więcej niż po jednym na łebka.

- Twoje zdrowie, Barry! – Ramon uniósł jeden z kieliszków i przechylił go.

Allen zmusił się do lekkiego uśmiechu i również się napił. Drink miał całkiem przyjemny, słodki smak. Coś jak połączenie truskawki z jeżyną. Interesujące.

Zerknął na przyjaciela. Doceniał jego starania, by jakoś zająć mu czas. By go rozweselić. Chociaż, gdy padły kolejne słowa przyjaciela, mina nieco mu zrzedła. No tak... Mógł się przecież tego domyślać.

- Dobra, Barry... - zaczął Cisco. – Nie będę ukrywać, że chciałem z Tobą pogadać. I nie, nie chodzi mi o siebie, chodzi mi o Ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, Barry. Wszyscy. Każdy z nas widzi, że coś jest z Tobą mocno nie tak. I to już od dłuższego czasu. Rozumiem, że może nie chcesz rozmawiać przy wszystkich, bo coś Cię krępuje i blokuje. Teraz jednak jesteśmy tu tylko we dwóch. Możesz powiedzieć mi prawdę. Możesz się wygadać. Wiesz przecież, że choćby nie wiem, co to było, ja Cię zawsze zrozumiem i będę wspierał. Zawsze.

Allen odetchnął ciężko, nie patrząc na przyjaciela. Czuł, że wszystkich zawodzi. Oni chcą pomóc, a on sobie pomóc nie daje. Doskonale jednak wiedział, że nie potrafią rozwiązać jego problemów. I choćby nie wiadomo jak bardzo Cisco zapewniał, że go zrozumie, Barry nie był co do tego w 100% przekonany. Ba, nie był przekonany nawet w 50%. Jakiś głos gdzieś z tyłu głowy podpowiadał mu - "A może jednak warto spróbować?" Wtedy jednak inny głos, wyjątkowo dominujący przez te wszystkie miesiące, przekrzykiwał ten pierwszy – „Nie warto. Nikt Cię nie zrozumie i ty doskonale o tym wiesz." Barry wiedział. Zawsze ulegał temu głosowi. Zawsze.

Już miał coś odpowiedzieć, znaleźć kolejną wymówkę, gdy nagle usłyszał kobiecy głos, wykrzykujący imię przyjaciela. Moment później do ich stolika przysiadła się naprawdę śliczna dziewczyna z burzą ciemnych loków. Objęła Ramona za szyję całując długo.

- Co tu robisz, Skarbie? – zagadnęła, gdy już przestali się całować. – Wpadłeś do klubu z kolegą? – Zerknęła na Barry'ego i wyciągnęła do niego rękę na stolikiem. - Cześć, jestem Wendi.

- Barry – również się przedstawił i uścisnął jej dłoń.

- Barry! Ten Barry, o którym Cisco tak wiele mi opowiadał. Miło mi Cię poznać.

Allen uśmiechnął się lekko.

- Wzajemnie. Jesteś dziewczyną Cisco, jak się domyślam. Był tajemniczy i powiedział, że przedstawi nam Ciebie, to znaczy mi i innym jego przyjaciołom, w odpowiednim czasie. Cóż, miałem szczęście poznać Cię szybciej.

Barry widział, że Cisco był speszony. Z pewnością nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jednak mimo tego speszenia, Allen widział w jego oczach ogrom szczęścia. Zwłaszcza, kiedy przyjaciel patrzył na Wendi. Musiało mu bardzo zależeć.

- Nacieszcie się sobą – dodał po chwili Barry, podnosząc się z miejsca.

- Barry... - zaczął Cisco.

- Nie, no co Ty, siedź! – Wtrąciła się ciemnowłosa. – To ja wam przeszkodziłam. Nie będę zajmowała...

- Nie, nalegam – przerwał Allen. – Widuję Cisco codziennie w pracy. Wy macie dla siebie zdecydowanie mniej czasu. Spędźcie wieczór razem. – Uśmiechnął się delikatnie i odszedł od stolika. 

Nie wiedział, o czym myślał Ramon, ale wydawał się nieco zmieszany. Z pewnością nie tak zaplanował sobie ten wieczór. Jednak, kiedy Flash odwrócił się na moment, zauważył, że przyjaciel czule obejmował swoją dziewczynę. Wiedział, że na pewno lepiej mu zrobi taki wieczór niż wieczór z nim. A czy jego uratowało pojawienie się Wendi? W pewnym sensie tak. Czyli obaj tej nocy coś wygrali. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz