17.

131 15 0
                                    

Cisza. Tak przeraźliwej ciszy w świecie przestępczym Barry dawno nie słyszał. Nie liczył drobnych kradzieży czy włamań, które jednak miejsce miały, ale świat przestępstw popełnianych przez meta-ludzi po prostu zamarł. Nie do końca to rozumiał. Nie było żadnych alarmów, nie było żadnych dziwnych zgłoszeń, które mogłyby wskazywać na niepospolitego przestępcę. Meta-ludzie jakby rozpłynęli się w powietrzu. Allen wiedział, że nie wróżyło to wcale niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Powinien być czujny dwa razy bardziej. Żałował, że tak ciężko mu było się ostatnio skupić.

Flash zerknął na raport, który leżał na biurku przed jego nosem. Zwykła policyjna papierkowa robota. Wyjątkowo spokojny dzień, nawet jak na pracę w policji.

Odetchnął ciężko, odkładając na bok długopis, którym przed chwilą jeszcze stukał o blat, pogrążając się w przemyśleniach. Przesunął dłońmi po twarzy. Kiepsko spał tej nocy. Miał męczące sny, poprzedzające długimi próbami zaśnięcia. Zastanawiał się, ile jeszcze musiało minąć czasu, zanim wróci do siebie, zanim jego życie wróci do normy. Czy w ogóle kiedykolwiek tak będzie? Po tych wszystkich miesiącach zaczynał szczerze wątpić.

Reszta dnia, spędzonego w pracy, również minęła Barry'emu dość spokojnie. Na popołudnie był umówiony na oglądanie kolejnego mieszkania. Miał co do niego sceptyczne podejście, ale postanowił dać mu szansę. Co prawda mieszkanie na Scarlett Road wciąż tkwiło w jego pamięci. Może jeszcze bardziej ze względu na spotkanie, którego tam doświadczył... Uśmiechnął się delikatnie do siebie, gdy wchodził po kolejnych stopniach kamienicy, by znaleźć się pod drzwiami mieszkania nr 16B, gdzie czekała już na niego pośredniczka nieruchomości.

Mieszkanie nie spełniło jego oczekiwań. Nie było złe, jednak nie było też tym, którego Allen szukał dla siebie. Czuł, że już wie, jaką decyzję powinien podjąć.

W drodze do STAR Labs zadzwonił jego telefon. Flash zmarszczył brwi, zerkając na wyświetlacz telefonu. Nie znał tego numeru. Odebrał dość niepewnie.

- Tak?

- Cześć Barry. James z tej strony. James Riley.

Twarz Barry'ego rozpromieniła się od razu, gdy usłyszał znajomy głos.

- Cześć. Co słychać? – zapytał.

- Wszystko w jak najlepszym porządku. Słuchaj, dzwonię, żeby zapytać, czy może jesteś wolny dzisiaj wieczorem?

Allen poczuł się nieco zbity z tropu tym pytaniem, dlatego przez moment się nie odzywał.

- Tak... Właściwie to tak.

- Świetnie. Zapraszam cię w takim razie na tę kolację, na którą się umawialiśmy wcześniej. Pamiętasz, prawda?

- Oczywiście.

- Cieszę się. O 19 w Merveille?

- To... ale tam trzeba dużo wcześniej rezerwować stolik...

- Spokojnie, o to się nie martw. To jak, jesteśmy umówieni?

- Jasne. Będę.

Po krótkim pożegnaniu Barry schował telefon i odetchnął głęboko. Merveille było drogą francuską restauracją, okupowaną przez tych najbogatszych mieszkańców Central City. No i na stolik czekało się tam naprawdę długo. A tu proszę... Allen właśnie tam został zaproszony. Musiał przyznać, że aż serce zabiło mu szybciej. Poczuł się miło wyróżniony.

W STAR Labs znalazł się w mgnieniu oka. Chciał się jeszcze przed kolacją dowiedzieć, czy może są jakieś nowe informacje o meta-ludziach. Zastał swoich przyjaciół dość rozleniwionych w głównej sali.

- Jakieś newsy na temat naszych speedsterów? – zapytał, podchodząc bliżej do głównej konsoli.

- Nic a nic. – Pokręcił głową Harry. – Jakby rozpłynęli się w powietrzu, co sugeruje mi, że coś szykują. Być może jakiś duży skok.

- Też tak myślę. Powinniśmy być czujni – przyznał Flash.

- Barr, słuchaj... - Cisco odezwał się, prostując na krześle i spoglądając na przyjaciela wzrokiem zbitego psa. – Chciałem przeprosić za wczoraj. Serio mi głupio, że tak wszystko wyszło. Powinien był ją odprawić i...

- Daj spokój. – Barry pokręcił głową, uśmiechając się delikatnie. – To twoja dziewczyna. Jest najważniejsza. Naprawdę nic się nie stało. Mam nadzieję, że chociaż miło spędziliście wieczór?

- No jasne, ale...

- Nie, nie ma żadnego „ale". „No jasne" mi starczy i cieszę się – zapewnił go.

- Dobra, w takim razie, mimo wszystko, zapraszam cię na przeprosinowe piwo. I obiecuję, tym razem tylko my dwaj. Żadnych dziewczyn. – Cisco uniósł rękę w geście przysięgi. – Skoczymy do jakiegoś klubu. Ot choćby teraz. Mamy spokojniejszy, wolniejszy wieczór.

Allen poczuł jak na jego policzki wypłynęły delikatne rumieńce.

- Dzisiaj... Nie mogę. Jestem umówiony – odpowiedział nieco ciszej i potarł kark ręką w nieco nerwowym geście.

- Umówiony? – zapytał nieco sceptycznie Wells, wtrącając się w ich rozmowę.

- No tak, tak, także... Muszę lecieć.

- Ej, Barry! Z kim jesteś umówiony? – Próbował zatrzymać go Ramon. – To jakaś... dziewczyna? – Zafalował brwiami, uśmiechając się znacząco.

- Na razie! – Barry posłał mu tylko szybki uśmiech i w tempie Flasha zniknął ze STAR Labs.

- No jasne. – Westchnął niezadowolony Ramon, opadając ciężko na obrotowy fotel. – Jak zwykle nie chce nic powiedzieć.

- Ty też nie chciałeś nic powiedzieć o swojej dziewczynie – zauważył Harry, wracając do pracy.

- Hm... No w sumie. Ale od kiedy to Barry w ogóle wychodzi gdzieś wieczorem? Musieliśmy go na siłę wyciągać, a tu proszę. Jest umówiony...

- Oby tylko w nic się nie wpakował – mruknął Harry, spoglądając na ekran jednego z komputerów. Nie analizował tego, co się na nim działo, po prostu musiał skupić wzrok w jednym miejscu. Zaczynał się po prostu martwić. Jeszcze bardziej niż do tej pory. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz