11.

156 17 0
                                    

Kolacja... Dlaczego wciąż i wciąż chodziło mu to po głowie? Właściwie nic dziwnego. Został na nią zaproszony, a to zawsze jest miłe. Oczywiście, była to tylko przyjacielska kolacja, ale mimo wszystko. Barry czuł jakieś wewnętrzne ciepło, kiedy tylko o tym pomyślał i uśmiechał się... Tak, nie tylko w duchu. Na jego ustach malował się delikatny uśmiech. I co najważniejsze – był szczery. Jednak czuł coś jeszcze. Miał wrażenie, że wcale nie powinien tego wszystkiego w ten sposób postrzegać, ale nie mógł się przed tymi myślami powstrzymać. Cały czas powtarzał sobie, że to tylko i wyłącznie przyjacielska kolacja, więc dlaczego czuł inaczej? Czuł jakiś podtekst. Czuł jakieś ukryte drugie znaczenie. Oczywiście nic nie świadczyło o tym, że James w jakikolwiek sposób darzył sympatią nie tylko kobiety, ale również i mężczyzn, a jednak. To jak z nim rozmawiał, jak na niego spoglądał. I to zaproszenie. Oczywiście Allen zaraz uznawał, że sobie wmawiał. A może chciał sobie wmawiać? Dobrze czuł się przy Jimmym. Miło spędzał z nim czas, doskonale się im rozmawiało i Riley wydawał się go tak świetnie rozumieć. Jakby czytał w jego myślach. Co komuś oczywiście mogło wydawać się przerażającym, ale Barry bardzo cenił taką więź. Kiedyś miał wrażenie, że czuł ją ze Snartem, a teraz... Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuł coś takiego z kimś innym. A może to tylko złudzenie? Może po prostu bardzo chciał to czuć i szukał tego na siłę? Zastępstwa za Colda... Nie, to bardzo bezduszne. Nie szukał zastępstwa. Oddałby chyba wszystko, by ponownie mieć go u swojego boku, chociaż na moment. Jednak doskonale wiedział, że to się nie stanie; że tak wcale nie będzie. Może to był odpowiedni moment, by ruszyć do przodu? By wreszcie coś zrobić ze swoim życiem i być szczęśliwym?

Odetchnął i ponownie spojrzał w akta, które leżały na jego biurku. Próbował ogarnąć kilka spraw na raz, a to zawsze było trudne. Jednak w pracy policjanta (i superbohatera) to było czymś zupełnie normalnym.

Uniósł głowę, gdy usłyszał kroki. Do jego policyjnego azylu wkroczył detektyw West. Miał poważną minę. Nie uśmiechał się na widok Flasha, jak zwykł to robić. Barry się mu nie dziwił. Trochę między nimi się popsuło. Bardzo chciał to naprawić, ale ostatnio nie potrafił. Nie miał czasu, siły, czasami miał wrażenie, że nawet nie miał chęci, co było wyjątkowo bolesne.

- Barry, musimy porozmawiać – zaczął Joe. Tak po prostu, prosto z mostu.

- Czy jest to związane z którąś ze spraw? – zapytał Allen, unosząc pytająco brwi. Rozumiałby, gdyby detektyw przyszedł tylko po co, by uzyskać jakieś nowe informacje. Tylko to ich chwilowo łączyło – praca...

- Nie. Chodzi mi o ciebie i...

- Joe, proszę – przerwał mu młody mężczyzna. – Czy to nie może poczekać? Skończę pracę i po pracy będziemy mogli porozmawiać. Teraz jestem wszystkim zawalony. Próbuję ogarnąć kilka śledztw na raz. Sam wiesz, jak...

- Jasne. – Joe uniósł dłoń, również przerywając Allenowi tak, jak i on mu przerwał. – Wszystko rozumiem. Pracuj. Później... - Pokiwał głową, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. „Później i tak nie porozmawiamy, bo znowu się czymś wykręcisz." West wycofał się powoli z pomieszczenia.

- Joe... - próbował go jeszcze zatrzymać, ale policjant tylko machnął dłonią i zniknął za progiem, skręcając na prawo.

Barry odetchnął ciężko, opadając na obrotowe krzesło. Zrobił się bardzo zmęczony. Jakby ktoś rzucił mu na ramiona wyjątkowo dużych rozmiarów ciężar. Zniknął uśmiech, zniknęły myśli o wspólnej kolacji z Jamesem. Wszystko po prostu zniknęło. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz