24.

141 14 2
                                    

Idąc korytarzem, słyszał znajome głosy, dochodzące z głównego pomieszczenia laboratorium STAR Labs. Słyszał nuty rozbawienia, pozytywnie brzmiące słowa. Od razu odruchowo sam się uśmiechnął. Nie było więc źle. To było przecież najważniejsze.

Wchodząc do środka ujrzał niemalże wszystkich. Harry siedział przy biurku, oparty wygodnie o oparcie krzesła. Cisco stał przy krześle, na którym siedziała Wendi. Na nadgarstkach miała zapięte metalowe bransoletki, tłumiące jej moce. Od ostatniego incydentu cały czas je nosiła. Barry wiedział, że była w porządku. To w końcu dobra, chociaż zagubiona dziewczyna. Każdy ma prawo zbłądzić. Jeżeli jednak odnajdzie kogoś, kto pomoże mu wrócić na dobrą ścieżkę – na pewno wtedy wszystko skończy się dobrze. Wendi miała Cisco. Na pewno się podźwignie.

- Hej, jak tam? – zagadnął wreszcie Allen, wchodząc do pomieszczenia. Zerknął na Ramona, a ten skinął głową i posłał przyjacielowi uśmiech. I ten właśnie uśmiech mówił Barry'emu wszystko. „Będzie dobrze".

- Wszystko gra, Barry. Przynajmniej u nas. – Mrugnął porozumiewawczo.

- Jak się czujesz, Wendi? – zagadnął dziewczynę.

Brunetka uniosła dłonie nieco wyżej.

- Póki mam to na nadgarstkach – wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Uśmiechnęła się promiennie. – Nie chcę na razie używać mocy. Wolałabym je stłumić. Póki się do nich nie przekonam. Póki... nie będę potrafiła żyć z nimi w zgodzie. Za dużo szkód wyrządziłam jak do tej pory, więc...

Cisco położył jej dłonie na ramionach i zacisnął na nich palce w czułym, wspierającym geście.

- Póki co, niech zostaną – dokończyła dziewczyna. – A później? Czas pokaże. Może kiedyś miałabym dużo szczęścia i dołączyłabym do świetnego teamu, który strzeże miasta przed złoczyńcami? – Rzuciła Barry'emu zadziorne spojrzenie i zaśmiała się.

- Ej, nie flirtujcie! – oburzył się Ramon, robiąc naburmuszoną minę. Oczywiście została wynagrodzona poprzez pocałunek, który złożyła na jego policzku Wendi.

Barry uśmiechnął się delikatnie. Dobrze było widzieć przyjaciela szczęśliwego. Ponownie. Dobrze było wiedzieć, że być może będzie szczęśliwy przez dłuższy czas. Oby jak najdłuższy. Cieszył się również, że udało się im uratować kolejną zagubioną duszę. Zamiast do celi, trafi w ramiona jego przyjaciela, w których z pewnością prędzej dojdzie do siebie. To było sprawiedliwe. Każdy popełnia błędy, a gdy szczerze za nie żałuje... należy mu się druga szansa.

Pozytywne zakończenie tej historii dawało jakiś cień nadziei, że w końcu wszystko zacznie się układać. Co prawda Allen czuł, że wciąż krąży nad nim jedna niedokończona sprawa. Właściwie to nawet nie jedna, ale ta w obecnej sytuacji mogła być w jakikolwiek sposób rozwiązana. Wiedział już, że rozwiązanie jednej ze stron nie przypadnie do gustu. Drugiej... Dla drugiej w obecnej chwili było trudne i również bolesne. Nikt nie lubił być odrzucony, ale również nikt nie lubił ranić. Barry wiedział, że swoją decyzją będzie musiał zranić jedną z bliskich mu osób. Łamało mu to serce, ale na tym etapie swojego życia nie widział innego wyjścia. Jeszcze nie teraz. Nie potrafił otworzyć się na kogokolwiek innego.

~

Podłoga cicho skrzypnęła, gdy ciężkie kroki rozbrzmiały w salonie. Postać powoli go przemierzała. Ostrożnie minęła kilka pudeł, stojących tuż pod ścianą. Ewidentnie czekały, aż ktoś je stąd wyniesie. Były zapełnione po brzegi.

Kolejne pudła stały w sypialni na piętrze. Były w nich ciuchy, książki, jakieś drobiazgi. Pamiątki.

Drzwi od szafy uchyliły się, ukazując jej puste, jakby nieco smętne w tej chwili, wnętrze.

Biurko, stojące pod ścianą również było puste. Na kartce, która leżała na jego wierzchu, ktoś próbował coś napisać. Skreślał jednak co chwilę swoją myśl. Ciężko było pojąć, co chciał przekazać, ale na pewno nie było to dla niego łatwe. W końcu jednak musiał porzucić pomysł napisania czegokolwiek. Czy do tego wróci? Nie miał pojęcia.

- Gdzie się wybierasz, Barry? – mruknął Snart, rozglądając się uważnie po sypialni Allena. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz