19.

150 14 1
                                    

- Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś? – zapytał Barry, gdy razem z Jamesem przekroczyli już próg jego domu. Pytanie może i było głupie, bo przecież już pili na kolacji, ale co innego mógł mu zaproponować Allen? Dlaczego go w ogóle zaprosił do środka? Bo Riley ładnie zapytał? Bo potrzebował towarzystwa? Nie, przecież od niego stronił. Dlaczego więc pragnął jego towarzystwa? Dlaczego chciał spędzić z nim resztę tego wieczoru? Dobrze czuł się w jego obecności. Dawno przy nikim się tak nie czuł. Może tak naprawdę, wewnątrz siebie, miał już dość tej samotności. Z drugiej jednak strony obcowanie z innymi zawsze mogło skończyć się tragicznie... Jednak jeżeli każdy by tak myślał to nikt z nikim by się nigdy nie wiązał. Ale moment! Po pierwsze, Flash nie był każdym innym, a po drugie – kto tu mówił o jakimkolwiek związku? Chyba za daleko wybiegał w przyszłość, przecież Jimmy był tylko jego kolegą.

- Biorąc pod uwagę, ile już wypiłem... - zaczął mężczyzna, czym wyrwał młodego bruneta z chwilowego zamyślenia. – Tak, chętnie napiję się jeszcze czegoś. – Uśmiechnął się szeroko, siadając wygodnie na kanapie.

- Nie masz wielkiego wyboru, ale... - Barry zerknął do barku, który był w salonie. Przesunął wzrokiem po butelkach. Zauważył dobrą whisky, którą kiedyś ktoś dał mu w prezencie, a że Allen rzadko pije, a tym bardziej szkocką, to stała tu już i stała. Zawsze mówił detektywowi Westowi, żeby się częstował, ale chyba do tej pory nie skorzystał.

- Whisky, może być?

- Jak najbardziej. – James skinął głową zadowolony. Po chwili już dzierżył w dłoni szklankę i spoglądał na swojego towarzysza, który usiadł obok niego. – Masz mocną głowę, Barry – zauważył, widząc, że brunet i sobie nalał alkoholu. Co prawda, biorąc łyka ze szklanki, niesamowicie się skrzywił, co tylko rozbawiło Jamesa, ale jednak.

- Zawsze tak miałem – stwierdził Allen, odstawiając jednak szklankę na stolik.

Jimmy upił łyka i musiał przyznać, że trunek był naprawdę dobry.

- Świetna whisky – pochwalił. – Powiedz mi, Barry... - Przesunął wzrok ze szklanki na Allena. – Często spędzasz tak wieczory?

- Nie... - Flash uniósł brwi, nieco zaskoczony pytaniem. – Jestem dość zapracowany. Wiesz, jak to bywa.

- Mhm. – Riley pokiwał głową. – Ale teraz siedzisz tutaj ze mną. Dlaczego? Skąd ta zmiana?

Barry zmrużył nieco oczy. Nie do końca rozumiał, do czego zmierza Jimmy i odrobinę zaczynało mu się to nie podobać. Nie przepadał za takimi podchodami.

- Nie bardzo rozumiem...

- Po prostu jestem ciekaw, jak się z tym czujesz – przerwał mu mężczyzna, pociągając kolejnego łyka ze szklanki. – Wspominałeś, że przez kogoś cierpiałeś. Uczuciowo. Zastanawiam się, czy się nie naprzykrzam.

„Cierpię. Wciąż cierpię", przeszło przez głowę Barry'emu, ale nie powiedział tych słów na głos.

- Dlaczego miałbyś się naprzykrzać? Przecież... miło spędzamy czas. Dawno się nie widzieliśmy i... no wiesz. Fajnie było ponownie się spotkać. – Allen wzruszył lekko ramionami, czując się nieco zakłopotany słowami znajomego. Brzmiały nieco tendencyjnie, ale uznał, że sobie to wszystko wmawia.

- Barry... Wspólna kolacja, alkohol, a teraz jestem z Tobą w domu. – Odstawił szklankę na stół i usiadł bokiem do Flasha, spoglądając na niego intensywniej. – Nie uważasz, że brzmi to jak randka?

Te słowa uderzyły w Barry'ego jak rozpędzony meteoryt. Poczuł, że robi się cały czerwony na twarzy. Nie, przecież ani przez moment nie pomyślał o tym spotkaniu jak o randce! Ot zwykłe spotkanie po latach. Co prawda sposób, w jaki nakreślił sytuację James istotnie mógł przypominać randkę, ale...

- Chyba za dużo wypiłeś – rzucił Allen, broniąc się jakoś przed tymi wszystkimi skojarzeniami.

- A Ty się rumienisz – zauważył z niemałą satysfakcją Riley. – Czyli jednak się nie naprzykrzam. Powiem wprost, Barry. – Odchrząknął, przesuwając dłoń tak, że mimo iż leżała na oparciu kanapy, jej palce dotykały ramienia Allena. – Uważam, że zasługujesz na miłość. Na to uczucie, którego ktoś taki jak Ty z pewnością mocno pragnie. Jesteś wrażliwy, dobry, uczuciowy. Masz w sobie mnóstwo dobroci i pozytywnej energii. Nie rozumiem, jak ktoś mógł tego nie docenić. Nie znam go, ale wiem, że na Ciebie nie zasługiwał, skoro złamał Ci serce. Powinieneś u swojego boku mieć kogoś, kto będzie Cię dobrze traktował, bo absolutnie ci się to należy. I uwierz mi, zrobiłbym wszystko, żeby na ciebie zasłużyć. – Przysunął się bliżej tak, by mogli niemalże zetknąć się ze sobą ciałami. – Wszystko, Barry... - szepnął tuż przy jego ustach, dłoń układając na jego policzku. Wargi Jimmy'ego musnęły usta Barry'ego raz, drugi, a nie czując większego oporu, Riley postanowił pogłębić pocałunek. Wtedy jednak poczuł dłoń Allena na swoim torsie, a ich usta rozłączyły się tak nagle, jak nagle się połączyły.

- Myślę, że... że powinieneś już iść, Jimmy – szepnął Barry.

- Barry... - James jeszcze przez moment nie dawał za wygraną, nie odsuwając się. Nie chciał jednak zbytnio atakować warg Allena, więc musnął ustami jego policzek.

- Jimmy, proszę. Muszę to wszystko przemyśleć. Daj mi czas. – Zacisnął palce na koszuli Riley'a nieco bardziej go od siebie odsuwając.

James w końcu skinął głową i posłał mu delikatny, ale rozumiejący uśmiech.

- W porządku. Poczekam – powiedział, wstając powoli z kanapy. – Dziękuję, że zgodziłeś się dzisiaj ze mną wyjść. A moje słowa... Nadal są aktualne. Pamiętaj, Barry. – Posłał mu jeszcze jeden uśmiech, po czym ruszył w stronę wyjścia. Nie czekał, aż Allen go odprowadzi. Wiedział jak trafić do drzwi, miał je cały czas w zasięgu wzroku.

Barry odetchnął głęboko, kiedy tylko usłyszał zatrzaskujące się drzwi. Przymknął oczy, czując jak zaczynają schodzić z niego wszystkie emocje. Wciąż czuł na wargach smak ust Jamesa. Czuł alkohol, który pił, ale przez niego przebijał inny smak. Taki, którego chciałoby się spróbować więcej.

- Nie... - szepnął sam do siebie, wstając z kanapy i nerwowo przeczesując włosy. Serce biło mu szybko. Nie mógł przecież. Nie, to się nie zdarzyło. Jego głupi umysł podpowiadał mu taki scenariusz z czystej i fizycznej samotności. Z tęsknoty za bliskością. James był przecież pijany... Może to Barry go wykorzystał? Nie, przecież to wszystko nie miało najmniejszego sensu. Musiał odreagować. A wiedział, że tylko prędkość pomoże mu na pozbycie się natłoku tych wszystkich myśli. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz