Kłamca zamarł, widząc jak nastolatka wyślizguje się z uścisku Anid i z głuchym łupnięciem uderza o podłogę.- Tamora!- przerażona kobieta od razu przyklękła przy córce i zaczęła nią nerwowo potrząsać- Tamora!-
- Nie szarp jej!- rozkazał mężczyzna, zupełnie nie zwracając uwagi na swój ton, po czym podbiegł do rannej po czym ją podniósł.
Z jej przedramienia lała się krew, brudząc mu ubranie ale zignorował to. Loki pospieszył z trzymaną przez siebie brunetką do sali medyków. Stan w jakim była go przeraził. Nieprzytomna, rozpalona , blada jak kreda, z podkrążonymi oczami i "na dokładkę" to poszarpane ramie.
Najważniejsze było jednak to, że żyła. Dopóki oddychała, a jej serce biło bóg kłamstw pozostawał, nie tyle spokojny co nieco mniej zdenerwowany niż początkowo.
Anid i Loki wbiegli do sali medyków dosłownie kilka sekund później. Znajdujące się w środku osoby, początkowo zszokowane takim, nagłym zwrotem akcji, od razu przystąpiły do pomocy poszkodowanej. Najbardziej niepokojący był fakt, że wciąż nie odzyskała ona przytomności.
Jedna z medyczek wyjaśniła, że najprawdopodobniej jest tak ponieważ organizm osiemnastolatki desperacko potrzebował odpoczynku aby się zregenerować.Udzielający pomocy wkrótce musieli wyprosić towarzyszy Tamory z sali aby nie utrudniali oni procedur medycznych. Kobieta i mężczyzna wyszli na zewnątrz, tym samym znaleźli się na korytarzu.
Tam, Anid oparła się o ścianę i westchnęła ciężko. Zapewne gdyby posiadała oczy jej twarz zalałyby łzy.
Loki natomiast usiadł na szerokim na około pół metra, okiennym parapecie znajdującym się na przeciw towarzyszki. Spojrzał na swoje dłonie, z których lewa była ubrudzona w krwi Tamory.Kłamca wzdrygnął się i bez namysłu wytarł ją w spodnie. Musiał to zrobić kilkukrotnie, a i tak nie uzyskał pożądanego efektu.
- Wasza Wysokość?- odezwała się Anid.
- Słucham?- odparł brunet, pytaniem na pytanie.
- Wtedy na balkonie... to ty strzeliłeś w lykana, który ściągnął ją z konia. Widziałam cię.- stwierdziła, podchodząc bliżej.
Odpowiedziała jej cisza. Loki nie wiedział co powinien odrzec. Zrobił to, co uważał za stosowne i konieczne zarazem.
- Dziękuję.- Anid uśmiechnęła się ciepło- Uratowałeś jej życie.-
- To...- Kłamca odezwał się w końcu- To raczej ona uratowała moje.-
Po tych słowach Loki jął wyjaśniać rozmówczyni historie wielkich i jakże bohaterskich dokonań jej córki.
*****
Gorączka i kaszel męczyły Tamorę przez pierwszą noc jaką przyszło jej spędzić w, jak się dowiedziała, komnacie gościnnej pałacu królewskiego. Nie była jednak sama, bo towarzyszyli jej przez cały czas Kłamca oraz Anid.
- Jej stan się pogarsza.- stwierdziła zaniepokojona matka dziewczyny- Gorączka nie spada od kilku godzin...-
- Próbowaliśmy już wszystkiego...- powiedział zrezygnowany brunet- Jeśli czegoś nie wymyślimy to...-
Kłamca nie chciał tego powiedzieć. Nie chciał powiedzieć, że Tamora może nawet umrzeć chociażby z powodu wyczerpania organizmu. Słowa uwięzły mu w gardle. Dopiero co ją odzyskał. Nie mógł jej stracić ponownie i to tym razem na zawsze.
W pewnym momencie do jego uszu dotarło kwilenie. Kiedy ponownie spojrzał na Tamorę dostrzegł, że dziewczyna zaczęła płakać.
- Kochanie...- Anid podbiegła do córki- Kochanie co się dzieje?-
- Mamo...- pisnęła chora- Mamo pomóż mi, proszę...-
Widząc jakiegokolwiek Midgardczyka zachowującego się w taki sposób Kłamca poczułby obrzydzenie i pogardę. Jednak Tamora była dla niego kimś wyjątkowym i jej cierpienie autentycznie go bolało.
Wtem doznał olśnienia. Nie był w stanie uwierzyć, że wcześniej na to nie wpadł.- Zostaw nas samych, proszę...- mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do Anid- Idź do siebie i odpocznij. Posiedzę z nią do rana.-
- Z całym szacunkiem Wasza Wysokość ale...- powiedziała matka nastolatki, gdy mężczyzna się wtrącił.
- Odpowiednio się nią zajmę.- stwierdził- Nie masz się czego obawiać.
- Proszę... proszę o nią dbać, książę...- odparła Anid i dość niechętnie wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Ledwie to zrobiła, brunet zmienił się w lodowego olbrzyma, a następnie ściągnął z sobie koszule i niedbale cisnął ją na krzesło. W takiej postaci wślizgnął się pod kołdrę zielonookiej. Ta przylgnęła do niego niemalże natychmiastowo, czując zimno jakie wytwarzał. Mężczyzna objął ją ramieniem po czym zaczął przeczesywać jej włosy palcami. Brunetka jeszcze bardziej się w niego wtuliła.
- Nic się nie martw.- szepnął, cmokając ją w czoło- Teraz już wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna. Zaopiekuję się tobą.-
![](https://img.wattpad.com/cover/178651548-288-k316164.jpg)
CZYTASZ
||Mine god of mischief|| marvel ff
FanfictionBlamouth jest największą "dziurą" na jaką można natrafić w stanie Maine ale właśnie w takiej "dziurze" przyszło żyć osiemnastoletniej Tamorze Manning. Dziewczynie wydawało się, że nigdy w jej nudnym i ciężkim życiu nie nadejdą pożądane zmiany. Wyd...