[III] Będzie głośno.

3.1K 195 76
                                    


Noc, którą Kłamca spędził w domu śmiertelniczki, miejscu ciepłym, suchym ale przede wszystkim bezpiecznym pozwoliła mu nieco zastanowić się nad sytuacją w jakiej się znalazł.
Niestety wciąż nie miał zbytnio pomysłu jak wydostać się Midgardu.

Jego rozmyślania przerwało pojawienie się tej dziewczyny, która poprzedniej nocy go uwolniła.

- Cicho.- powiedziała, widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy- Idzie tu.-

Po tych słowach śmiertelniczka ponownie nakryła go kocami
i otworzyła drzwi pomieszczenia. Wyraźne dało się słyszeć charakterystyczne kliknięcie klucza przekręcanego w zamku.

Tym razem, po odgłosie kroków, Loki domyślił się, iż do pokoju nie wszedł żaden z tych dwóch chłystków, którzy ostatnio go skuli. Gościem, a raczej intruzem był tym razem dorosły mężczyzna.

Brunet wykonał wtedy dość ryzykowny krok, mianowicie wyjrzał spod materiałowej zasłony. Nie jakoś bardzo, tylko trochę. Chciał bowiem mieć podgląd na sytuację.

- Przepraszam tato, zaspałam...- tłumaczyła się śmiertelniczka- Już idę na...-

- Brendan powiedział, że przyłapał cię w nocy jak wyszłaś zapalić. To prawda?- po tych słowach rodzica
w oczach młodej kobiety pojawiła się trwoga.

Loki był tego pewny jak niczego innego. Sam wielokrotnie ową trwogę wywołał.

- To prawda?!- krzyknął ojciec dziewczyny uderzając pięścią w ścianę tuż obok jej prawej połowy twarzy- Pytam się czy to prawda?-

Śmiertelniczka nie odpowiedziała. Jedynie kiwnęła głową dwukrotnie. Dopiero wtedy jej ojciec odsunął się na "bezpieczną" odległość.

- Żeby mi to było ostatni raz.- warknął, pogroził córce palcem i wyszedł
z pomieszczenia, trzaskając drzwiami tak, że te o mało nie wyskoczyły razem z zawiasami ze ściany.

*****

Śniadanie mijało rodzinie Manning
w dość "przyjaznej" atmosferze, a na językach wszystkich był temat studiów "latorośli" Paula.

Tamora jako jedyna milczała.
List z uniwersytetu dostała już tydzień wcześniej i doskonale zdawała sobie sprawę, że na wybrany przez ojca kierunek się nie dostała.
Marketing i zarządzanie to nie była jej bajka, nie i koniec.

- Studia studiami...- wtrąciła babcia nastolatki i jej kuzynów- Ale musimy już jechać do notariusza, synu. Zbierajmy się.-

Wykorzystując powstałe zamieszanie, osiemnastolatka zaczęła zbierać porcje śniadania, na rozłożoną na kolanach serwetę. Następnie ukryła pakunek za plecami i chwyciła litrową butelkę z wodą. Swoje kroki skierowała na schody żeby wrócić do własnego pokoju, gdy zatrzymała ją babcia.

Osiemnastolatka stanęła na trzecim stopniu z kolei i zaczęła rozmawiać ze straszą kobietą.

- Muszę zadzwonić po księdza żeby zajął się tym pomiotem szatana w szopie...- słowa staruszki wprawiły Tamorę w niemałe rozbawienie.

- Babciu, to nie jest pomiot szatana. To jeden z bogów nordyckich.- stwierdziła czarnowłosa.

- Bóg jest tylko jeden dziecko drogie, a jego przedstawiciele na ziemi muszą nam pomóc rozprawić się z tym diabelstwem...- słowa, które starsza pani mówiła sprawiły, że osiemnastolatka pomimo usilnych starań parsknęła śmiechem.

- A dziecko drogie jeszcze jedno... obiecaj mi, że nie będziesz robić chłopcom problemów z powodu tego, że tata chce im przepisać gospodarstwo.- kolejna wypowiedź kobiety dotarła do uszy czarnowłosej, gdy była już na pietrze.

- Nie będę babciu.- powiedziała Tamora- Nie będę.-

Dziewczyna weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi za sobą.

- Przyniosłam ci coś.- stwierdziła, zwracając się bezpośrednio do Lokiego.

- Nie potrzebuję twojej litości.- burknął Kłamca.

- Ale potrzebujesz jeść.- odrzekła czarnowłosa, kładąc prowiant na łóżku.

Wtem do jej uszu dotarło wołanie ciotki.

- Tam! Tam chodź tu natychmiast!-

- Słucham?- spytała Tamora, zbiegając na dół po schodach.

- Pojedziesz ze mną na zakupy. Sprężaj się, za godzinę wyjeżdżamy.- powiedziała ciotka dziewczyny.

*****

Przez cały wyjazd z krewną, nastolatka starała się trzymać nerwy na wodzy jednak wciąż stresowała się tym, że ktoś może wejść do jej pokoju i znaleźć boga. W najgorszym wypadku jej babka zmarła by na zawał ze strachu zaraz po zobaczeniu go, a Loki skończyłby
z dziurą w głowie.

Tamorze udało się wymigać od pomocy ciotce w rozładowaniu zakupów więc udała się do swojego pokoju. Tam, ku swojemu przerażeniu, nie zastała Kłamcy.

Dlatego zabrała się za przeszukanie całego domu. Sprawdziła w każdym pomieszczeniu, każdym kącie, ba żadna dziwnie lub podejrzanie wyglądająca płytka, panel, kafelka czy drzazga nie umknęła jej oczom.

A Lokiego wciąż nie było. Nie mógł jednak ani wyparować ani zapaść się pod ziemie. Gdzieś musiał być.

Tamora zdecydowała się wyjść z domu
i rozejrzeć po obejściu.
I bingo! Kłamca jak gdyby nigdy nic siedział sobie w stajni.

- Oczadziałeś do reszty, Loki?!- spytała- Ktoś mógł cię zobaczyć!-

- Cicho bądź, jeśli łaska. Wystraszysz go.- bóg wskazał na jednego z koni. Był nim Syriusz.

Zwierzę z dość problematyczną przeszłością. Był bowiem katowany przez swojego poprzedniego właściciela. Dlatego widok ufności jaką obdarzył, o ironio, boga kłamstw był nad wyraz ujmujący.

- Niesamowite.- stwierdziła w końcu brunetka- Myślałam, że on wszystkich się boi...-

- To źle myślałaś.- odparł z rozbrajającą szczerością jej rozmówca.

Tymczasem, znajdująca się w boksie obok Casablanca wystawiła łeb przez szparę w belkach i złapała nastolatkę zębami za kurtkę, domagając się pieszczot.

- No już, już...- zachichotała dziewczyna, głaszcząc klacz po pysku.

- Jest twoja?- czarnowłosa uniosła brew w zdumieniu na słowa jakie Loki do niej skierował.

- Nie.- stwierdziła po dłuższej chwili- Nie jest moją własnością. Po prostu mnie lubi.-

- Powiedziałbym raczej, że ci ufa.- wtrącił brunet.

Jego towarzyszka chciała powiedzieć coś w stylu, że tylko jej zwierze mogłoby zaufać w tym gospodarstwie ale ostatecznie postanowiła milczeć. Już i tak za dużo powiedziała.

Nagle rozległy się damskie krzyki. Osiemnastolatka od razu poznała ten głos. Należał do jej babci.
Bez słowa wyjaśnienia wybiegła na zewnątrz i w mgnieniu oka pojęła w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła.
Jej babcia bowiem stała obok szopy
i z przerażeniem wskazywała jej wnętrze.

- Co się stało?- oprócz Tamory, do starszej kobiety podbiegli też jej wnukowie.

- Uciekł...- to było jedyne słowo jakie staruszka z siebie wydusiła zanim na miejsce podbiegł Paul Manning.

- Mamo, czemu krzyczałaś?- spytał zaniepokojony- Co się stało?-

- Uciekł wujku.- młodszy z kuzynów, Luke wskazał na szopę.

- Nie może być daleko. Nie po takim postrzale. Później go znajdziemy. Pójdziemy z bronią.- rzekł Paul, a jego córka drgnęła ze zdenerwowania.

Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała.

||Mine god of mischief|| marvel ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz