- Loki..- rzekła brunetka typowym sobie sposobem przeciągając "i"- Coś ty znów wymyślił?-- Zobaczysz.- odparł enigmatycznie Kłamca.
- Nic nie zobaczę dopóki masz ręce na moich oczach...- prychnęła dziewczyna.
- Cierpliwości, moja droga, cierpliwości. Już prawie jesteśmy.- wyjaśnił mężczyzna i para przeszła jeszcze kilka kroków.
Dopiero wtedy Loki odsunął się na bok.
- Proszę bardzo.- powiedział, wykonując teatralny ukłon.
Kiedy zielonooka spojrzała w kierunku wskazanym przez jej towarzysza dostrzegła coś czego nigdy by się po nim nie spodziewała. W królewskiej stajni dwa dodatkowe boksy się zapełniły.
A siedziały w nich nie inne konie niż Syriusz i Casablanca.- O Boże...- odparła Tamora.
- Wystarczy Loki.- jej narzeczony parsknął śmiechem i zarobił od osiemnastolatki kuksańca.
- Jakim cudem je tutaj sprowadziłeś?- dziewczyna podbiegła do swojej klaczy, a ta jak zwykle chętna do głaskania wystawiła łeb ponad drzwiczki boksu.
- Cześć kochanie...- rzekła milusio Tamora.
- Ej, ej, ej dobra, dobra, bo będę zazdrosny.- Loki objął brunetkę od tylu i położył podbródek na jej głowie. Musiał się nieźle schylić, bo pomiędzy nim, a narzeczoną była bardzo duża różnica wzrostu.
- Dobrze "panie zazdrosny", a teraz odpowiedz mi na pytanie.- poprosiła czarnowłosa.
- Z pomocą Thora.- wyjaśnił- Wiesz jakie to twoje bydlę uparte? Za nic nie chciało wejść na Bifrost.-
Jakby na pokaz "bydlę" czyli Casablanca złapała Lokiego za włosy.
- Niech to szlag!- zawołał Kłamca uwalniając swoje czarne kosmyki z pyska zwierzęcia, a jego towarzyszka wybuchła śmiechem.
- Jesteś niemożliwie uroczy.- stwierdziła, po czym uścisnęła mężczyznę.
- Dziękuję.- powiedziała.
- Przepraszam, że przeszkadzam gołąbeczki wy moje, kochane...- do stajni weszła Frigga, a zaraz za nią Anid.
- Mamy dla was informacje. Członkowie innych rodów chcą poznać Tamorę. Zapowiedzieli, że przybedą za pięć dni.- powiedziała matka osiemnastolatki.
- Świetnie...- westchnął Loki z ironią- Impreza formalna. Jak ja je uwielbiam.-
- Brzmi... strasznie.- stwierdziła czarnowłosa- Zupełnie jak jakaś wielka odpowiedzialność.-
- Niczym się nie martw. Zorganizujemy bal. Wtedy zajmą się głównie sobą, tańcem i piciem wina. Ty będziesz miała względny spokój, po powitaniach.- zapewniła Frigga, na co zielonooka niepewnie przytaknęła.
- Oby, bo...- dziewczyna ucięła wypowiedź, nie wiedząc czy może użyć takich słów jakich zamierzała.
- Tak, tak. Są dość bufonowaci.- rzekła asgardzka królowa zupełnie jakby czytała brunetce w myślach- Ale nie należy się tym przejmować.-
- Zatem...- Anid podeszła do Tamory i złapała ją za ręce- Wybacz książę ale musimy ci porwać narzeczoną na jakiś czas.-
*****
- Czy to naprawdę konieczne?- spytała nastolatka, podczas gdy jej matka wyrzuciła kolejną porcje sukni z szafy.
- Przecież nie pójdziesz na tak ważną imprezę w portkach.- rzekła Anid po czym zamknęła pusty już mebel.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?- rodzicielka nastolatki zabrała się za "przekopywanie" stosu ubrań.
- Zielony.- odparła dziewczyna zgodnie z prawdą.
Jej towarzyszka wyjęła ze sterty wieszaki z sukniami o wymienionym przez nią kolorze i wszystkie zaprezentowała.
- Której na pewno nie chcesz?- zapytała.
- Mamo... one są wszystkie na mnie za długie.- stwierdziła Tamora wstając po czym przyłożyła pierwszy z brzegu wieszak z ubraniem, do siebie.
Mierząca jakieś pięć stóp i pięć cali Anid uśmiechnęła się lekko.
- Ta ci pasuje.- rzekła- Przymierz. Tylko podepniemy ją z tyłu.-
- Jest za szeroka.- mruknęła Tamora.
- Jesteś strasznie wybredna...- zaśmiała się matka dziewczyny- Ubieraj.-
Brunetka przeszła za parawan i przebrała się w suknie, którą dała jej towarzyszka. Ubiór był wykonany z dość śliskiego materiału w kolorze szmaragdowej zieleni. Cześć górna, tak mniej więcej do pasa pokryta była czymś świecącym. Suknia miała długie rękawy, koronkowe plecy i rozcięcie nad kolanem.
Znaczy... u Anid to było nad kolanem, bo u Tamory praktycznie kilka cali nad kostką.
Mimo wszystko nastolatce podobało się to jak prezentuje się ubranie.
- No, no. Ale ci ładnie oczy podkreśla.- rodzicielka dziewczyny aż klasnęła na widok córki- Mierzymy dalej.-
Kolejna z zielonych była dziwnym trafem dużo bardziej obcisła niż jej poprzedniczka i miała krój "syrenki".
- Nie.- rzekła czarnowłosa zgodnie z matką- Skraca nogi.-
"Następczyni" została potraktowana bardziej przychylnie. Wyróżniała się na tle zielonych sukni, bo jej odcień wpadał nieco w morski. Z przodu była dość prosta natomiast z tylu miała plecy zabudowane z koronką.
- Ładna ale za zwykła. Jak się na nią zdecydujesz pożyczę ci biżuterię.- zaproponowała Anid, na co jej córka przystała.
Przez następną godzinę Tamora przymierzała kreacje, które zaproponowała jej matka. Każda była piękna ale w każdej brakowało "tego czegoś" co miałoby zadecydować o zwyciężczyni tego konkursu "osobliwości".
- Nie przymierzyłaś czerwonej.- zauważyła Anid.
- Bo nie cierpię tego koloru.- przyznała czarnowłosa- Zbytnio kojarzy mi się z krwią.-
- Ale to nie jest krwawy czerwony tylko taki odcień czerwonego wina. Może jednak spróbujesz? Jest tylko jedna czerwona, w dodatku to ostatnia z sukni i zarazem jedyna, jakiej nie przymierzyłaś.- nalegała Anid.
Tamora pozostała niepewna ale ostatecznie uległa namową matki. Suknia, już po samym dotknięciu, wydawała jej się posiadać najprzyjemniejszy materiał ze wszystkich jednak największy szok nastał wtedy kiedy ją ubrała.
Kreacja miała odcięcie zaraz pod biustem, co automatycznie wydłużało z natury krótkie nogi nastolatki. Do tego odcięcia "góra" składała się z misternie i tak ciasno utkanych wzorów, że nie dało się jednoznacznie określić co przedstawiały, jednak dzięki temu "korpus" nie wydawał się banalny.
Rękawy były długie, przylegające do skóry, utkane z przezroczystego materiału, a ich zdobienie przywodziło na myśl pnącza winorośli.
Od odcięcia pod biustem aż po sam dół suknie nie miała żadnych ozdobników ale to dobrze kontrastowało z bogato zdobioną górą.
Jedynym szkopułem tej, jak się mogło wydawać, "idealnej" kreacji były plecy, a w zasadzie niemalże całkowity ich brak.
- Odpada.- powiedziała Tamora, krytycznie aczkolwiek z dużą dozą smutku- Zbyt wulgarna.-
- Daj spokój, wyglądasz w niej genialnie. Zaszyje się plecy i tyle.- odparła Anid- Ściągnij to zaniosę do krawcowej.-
- Wiesz co?- spytała osiemnastolatka- A może nie zaszywajmy całych pleców tylko tak... od tąd?-
Mówiąc te słowa czarnowłosa wskazała ręką pod swoje łopatki.
- Tak.- zawtórowała jej matka- Tak będzie idealnie.-
CZYTASZ
||Mine god of mischief|| marvel ff
FanfictieBlamouth jest największą "dziurą" na jaką można natrafić w stanie Maine ale właśnie w takiej "dziurze" przyszło żyć osiemnastoletniej Tamorze Manning. Dziewczynie wydawało się, że nigdy w jej nudnym i ciężkim życiu nie nadejdą pożądane zmiany. Wyd...