Minęły trzy dni odkąd Loki „zawitał" do gospodarstwa Manning i trzy dni odkąd Tamora ostatni raz go widziała.Przez cały ten czas zastanawiała się nad tym, co musi czuć więzień jej ojca o ile jeszcze żył.
To nie było normalne, tacy jak on nie krwawili i tyle. Kłamca musiał w jakiś sposób zostać pozbawiony swojej „ boskości".I przez to brunetka nie potrafiła przestać o nim myśleć jak o ofierze całej tej sytuacji.
Gdyby sama miała zadecydować,
w przeciwieństwie do swojego ojca, nie strzeliła by do intruza, a wezwałaby policję.Ale to nie ona podejmowała tu decyzje... chociaż...
Im bardziej dziewczyna próbowała odrzucić od siebie myśli o Lokim tym bardziej one wracały, niczym jakaś wyjątkowo natrętna mucha.
I w końcu stały się bodźcem do działania.Brunetka uprzątnęła swoje łóżko
i położyła na nim wszystkie potrzebne rzeczy.
Następnie narzuciła na siebie kurtkę, ubrała buty, a w dłoń chwyciła latarkę. Cichaczem, uważając żeby spod jej nóg nie wyszło nawet jedno skrzypnięcie drewnianej podłogi, wyszła na zewnątrz tylnymi drzwiami i podążyła do szopy.Musiała uważać by nie wejść w kałużę i nie zostawić potem w domu mokrych śladów oraz żeby nie znaleźć się w świetle żadnej z zamontowanych przez ojca lamp.
Ostatecznie dotarła do szopy i weszła do środka przez pozostałości drzwi. Ręce jej drżały, a nogi miała jak z waty. Bała się ruszyć. Obawiała się także przesunąć latarkę nieco dalej w obawie, że zobaczy zwłoki.
- Przyszłaś mnie dobić?- kiedy do jej uszu dotarł głos Kłamcy, prawie upuściła trzymany w ręce przedmiot.
Opanowała się jednak, bo musiała zachować pełną czujność. Nastolatka skierowała wąski snop światła na boga. Wyglądał... źle o ile można tak było powiedzieć.
Brunetka nie odezwała się ani słowem dopóki własnoręcznie nie pozbyła się metalowych obręczy z nadgarstków więźnia jej ojca.
- Zabieram cię stąd...- szepnęła, po uwolnieniu mężczyzny- Dasz radę sam wstać?-
Loki spróbował się podnieść ale nie był w stanie. Ku jego niezadowoleniu, śmiertelniczka musiała mu pomóc utrzymać się w pionie, przejść przez cały jej dom po czym wreszcie spocząć w jednym z pokoi.
Bogowi wyjątkowo nie podobał się taki stan rzeczy.
Nie lubił być od kogoś zależny, a już zwłaszcza nie od mieszkanki Midgardu. Jednak czuł się zbyt słabo by zrobić cokolwiek innego niż poddać się „ dobrej woli" tej kobiety.Wtem, śmiertelniczka zamarła.
Za drzwiami rozległy się kroki, powodujące skrzypienie podłogi. Brunetka przyłożyła palec do ust
w geście nakazującym Lokiemu być cicho i przykryła go kocem. Potem podeszła do drzwi i uchyliła je.- Co się szlajasz po nocach?- po drugiej stronie stał starszy z jej kuzynów, Brendan- Mam powiedzieć wujkowi?-
Tamora westchnęła ciężko i wyciągnęła z kieszeni zwinięte w rulon sto dolarów.
- Byłam na fajce. Masz i ani słowa.- powiedziała, wręczając chłopakowi pieniądze.
- Niech ci będzie ale następnym razem będę chciał więcej.- Brendan wskazał na banknot i oddalił się.
Dopiero po jakiejś minucie, czarnowłosa zamknęła drzwi od wewnątrz na klucz i włączyła górne światło i odkryła swojego towarzysza.
- Ta rana wygląda paskudnie.- stwierdziła- Mogę się tym zająć jeśli pozwolisz...-
Loki nic nie odpowiedział więc nastolatka zabrała się do roboty. Po rozcięciu koszuli rannego, wyjęciu kuli z rany i pozszywaniu wszystkiego opatrywanie było zakończone. Osiemnastolatka cieszyła się w duchu, że jej towarzysz nie zapytał skąd wie jak wyjąć kulę i zszyć ranę. Wtedy musiałaby mu się przyznać, iż kiedyś musiała usuwać pocisk z ciała dzika, którego postrzelił jej ojciec.
- Jak się czujesz?- spytała czarnowłosa zanim zdołała ugryźć się w język.
- Po co mnie tu zabrałaś?- odparł brunet pytaniem na pytanie.
- Bo miałam wybór. Albo cię tam zostawić albo ci pomóc. Podjęłam taki wybór jaki podjęłam i poniosę wszelkie konsekwencje.- wyjaśniła dziewczyna i podniosła się z łóżka.
- Te szwy musisz nosić przez tydzień.- stwierdziła.
- Ja nic nie muszę.- rzekł Loki.
- Faceci...- westchnęła Tamora- Wszyscy uparci jak osły... Jeszcze jedno, jak opuścisz ten pokój, a mój ojciec strzeli ci w głowę.-
Kłamca nie chciał przyznać śmiertelniczce racji choć był świadom tego, że ona ją ma.
Coś pozbawiło go „ boskości" zatem stał się śmiertelny.Domyślał się dlaczego tak było.
W końcu jego matka strzeliła w niego z jakiegoś zaklęcia. To na pewno jej sprawka, tylko po co to zrobiła? Setki pytań krążyły po jego głowie dopóty dopóki nie zmógł go sen.
![](https://img.wattpad.com/cover/178651548-288-k316164.jpg)
CZYTASZ
||Mine god of mischief|| marvel ff
FanfictionBlamouth jest największą "dziurą" na jaką można natrafić w stanie Maine ale właśnie w takiej "dziurze" przyszło żyć osiemnastoletniej Tamorze Manning. Dziewczynie wydawało się, że nigdy w jej nudnym i ciężkim życiu nie nadejdą pożądane zmiany. Wyd...