● wielki król

665 16 3
                                    

Dni, w towarzystwie Córek Ewy, mijały Grace wyjątkowo szybko. Miną tydzień, potem drugi. Mimo upływu czasu, rudowłosa nadal nie zawarła znajomości z najstarszym z rodzeństwa. Piotr, wysoki blondyn, był raczej mało towarzyski i wylewny. Zamienili między sobą tylko kilka zdań. Grace miała wrażenie jednak, że z dnia na dzień coś się zmieniało. Kilka razy napotkała na sobie jego wzrok, często był w pobliżu. Nie zmieniało to jednak faktu, że na normalną, międzyludzką rozmowę musiała jeszcze poczekać.

Pewnego popołudnia rudowłosa dosiadła konia z zamiarem wykonania treningu. Jej głównym celem było wtedy poćwiczenie władania mieczem. Nie było to, rzecz jasna, tak zajmujące i interesujące jak łuk i strzały, ale aby nie wyjść z wprawy dziewczyna musiał ćwiczyć również to. Ruszyła więc przed siebie, w poszukiwaniu partnera do treningu. Jednak, według jej mało optymistycznych przypuszczeń, prawie wszyscy byli czymś zajęci. Rozważała zapytanie o to sióstr, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Nie była pewna, czy jej przyjaciółki kiedykolwiek trzymały w rękach tego typu broń. Tak więc, nieco zawiedziona, odłożyła miecz do swojego namiotu, wsiadła na konia i ruszyła przed siebie, oddając się w pełni rozmyślaniom. Wiatr rozwiewał jej rude włosy, peleryna ciągnęła się za nią, niczym szmaragdowa flaga. Trzymała lejce mocno, popędzając konia. Czy uważała? Tak, chociaż była skupiona na czymś innym myślała o tym. Chodziło głównie oto, żeby nie skręcić karku. I ta szalona pogoń, w której organem ścigającym był wiatr, trwała by jeszcze długo, gdyby nie specyficzny, dobiegający z obozu dźwięk. Zatrzymała konia. Była pewna, na pewno się nie przesłyszała. To był róg Zuzanny. Jeszcze szybciej, wyciskając wszystkie siły z biednego zwierzęcia, ruszyła w drogę powrotną. Jednak, kiedy dotarła na miejsce nie pobiegła im na pomoc. Przeciwnie stała w miejscu, cały czas dosiadając konia. Widziała scenę z wilkiem i przerażone córki Ewy. Ale widziała też Trzymającego miecz Piotra. I Aslana. I zrozumiała. Chłopak, jak przystało na prawdziwego narnijskiego ryczerza musiał "zdobyć ostrogi". Grace też kiedyś to przechodziła, ile czasu od tego minęło? Pół roku?

Kiedy odprowadzała konia do stajni przypomniała sobie ten pamiętny dzień. Śnieg leżał jeszcze na ziemi, a tafle rzek i jezior pokrywały grube warstwy lodu. Wtedy właśnie stała się rycerzem. W Narnii było to dość rzadkie i niespotykane zjawisko. Kobieta-rycerz. Gdyby większość stworzeń miała prawo do głosu w tej sprawie, najprawdopodobniej nigdy by do tego nie doszło. Ona jednak była nieugięta. Aslan przyjął jej prośbę z radością. Nie oznacza to, że od tej pory centaury, fauny i inne stworzenia stanowiące armię Aslana uważały ją za równą sobie. Po jakimś czasie zrozumiały jednak, że młoda dziewczyna była wręcz stworzona do tej roli. Grace swoje "ostrogi" zdobyła zabijając jednego z popleczników Jadis.

Wieczorem pewna wysoka rudowłosa dziewczyna siedziała nad brzegiem jeziora. Patrzyła na zachodzące słońce odbijające się w tafli wody. W pewnym momencie usłyszała za sobą sprężyste kroki.

- Nie śpisz, wodna najado? - zagadną miły głos, poczym jego właściciel stanął obok niej, patrząc się przed siebie.

- Nie, wasza wysokość. - odparła Grace, nie spuszczając wzroku od skompanego w wodzie słońca.

- Mogę się przysiąść? - zapytał blondyn po chwili.

- Nie widzę przeciw wskazań. Ostatecznie kiedyś musimy się poznać. - tym razem spojrzała na niego.

- W takim razie, gdybyś przeoczyła ten fakt nazywam się Piotr Pevensie. - powiedział na co Grace się zaśmiała.

- Witaj serdecznie. Jestem Grace, jak już pewnie zauważyłeś.

- Tak, zauważyłem. Ale widzę postępy nie potraktowałaś mnie teraz jak marnej rangi rycerza. To się ceni.

- A czy my kiedykolwiek rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut?

- Nie. Ale uwierz mi rozmawialibyśmy dłużej, gdybyś nie traktowała mnie jak żółtodzioba.

- Oj spokojnie już nie będę. Co nie oznacza, że nim nie jesteś - tu oboje wybuchneli śmiechem.

-No to musisz mnie podszkolić - popatrzył na nią uważnie, ale i z rozbawianiem.

-Mogę spróbować ale coś mi się wydaje, że to będzie ciężkie wyzwanie.

-Cóż, myślę że warto spróbować.

Nawet dwie godziny później nad taflą jeziora zaobserwować można było dwoje młodych ludzi. Rozmawiających, śmiejących się mimo ciszy nocnej. Dla jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego obserwatora mogli być parą. Dla innego rodzeństwem. Dla jeszcze innego przyjaciółmi. I właśnie ten "jeszcze inny" mógł mieć rację. Bo tej nocy rozpoczęła się jedna z najwspanialszych i najtrwalszych przyjaźni w historii Narnii. Taka która przetrwała przeciwności losu i próbę czasu.
Piotr odprowadził Grace do jej namiotu grupo po północy. Cały czas rozmawiali, nawet przez drogę. Nawet wtedy kiedy dziewczyna teoretycznie się już z nim żegnała. I zważając na ten fakt, samo pożegnanie trwało dość długo.

- Do zabaczenia. - powiedział po pół godzinie Piotr, widząc, że powieki jego rozmówczyni nieco się już zamykają.

- Dobranoc Wielki Królu - Grace pocałowała go w policzek i uśmiechając się weszła do namiotu.

Narnia z przed Wieków | w trakcie korekty |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz