Wojna i jej dobre i tragiczne skótki

104 2 3
                                    

Z samego rana stanęli na polu bitwy. Połowa stanowiła pustynie. Stanęli w zwartym szyku i czekali na znak Piotra. W tłumie Grace zobaczyła Henrego. Uśmiechnął się do niej, na co ona wykrzywiła usta w grymasie, który miał być uśmiechem.
Na znak Piotra ruszyli do walki. Ruda jechała na czarnym jak smoła koniu. Miała na sobie ciemnozieloną sukienkę, kolczugę. Przy pasję można było zobaczyć miecz, a na plecach kołczan ze strzałami i łuk. Zabijała Kalormeńczyka za Kalormeńczykiem. Nie miała skrupółów. Od pewnego pamiętnego dnia znienawidziła ten naród całkowicie. Za każdym razem, kiedy wymahiwała mieczem na ziemię padał martwy człowiek w turbanie.
Trudno było przewidzieć, jak bitwa się skończy. Raz to strona Narnijska miała przewagę, a następnym razem strona Kalormeńska.
Wojska Piotra były liczniejsze od wojsk Tisroka, ale nie wskazywało to o tym, że wygrają. Na szczęście wszystko potoczyło się pomyślnie. Tisrok uciekł z pola walki jak tchurz. Grace jednak nie cieszyła się ze zwycięstwa. Kiedy stworzenia z Narnijskiej armii zaczęły rozchodzić się z triunfalnymi uśmiecham dk namiotów, ona szukała Henrego. Dopiero po piętnastuminutach go znalazła. Leżał na część Kalormeńczyków w kałuży krwi, która wydobywała się z przebiego na wylot ramienia.

-Henry!? Na Aslana co cię się stało!? Halo, odpowiedź. Henry jasna cholera kazuje ci odpowiadać, błagam cię otwórz oczy! - darła się na całe gardło. Po chwili garstka mężczyzn zabrała chłopaka i przeniosła do jednego z namiotów.
Była przy nim przez cały czas. Nawet wtedy kiedy z rany, do której wdało się zakażenie, płynęły kaskady krwi i jakiejś dziwnej, śmierdzącej mazi. Cały czas trzymała go za rękę.
Nastała noc. Narnijczycy udali się w podróż powrotną, a ona została aby z nim być. Siedziała w wydzielonej dla niego komnacie cały czas trzymając go za rękę. W powietrzu unosiły się zapachy lekarst, świeżych bandaży słonych łez istoty siedzącej na fotelu obok łóżka. Nie mogła spać, nawet, gdyby chciała.
Po bitwie miała przepoconą i brudną od krwi i ziemi suknię oraz poczochrane włosy. Teraz założyła zwiewną białą sukienkę, a jej włosy były gładkie i pozostawione rozpuszczone.
Tak miajała noc. Nad ranem wycieńczona ruda osóbką poczuła przypływ winy. To było dziwne. Czuła to drugi raz. Pierwszy był wtedy, kiedy ta banda barbażyńców zabiła mamę i tatę, a drugi teraz. Zawsze chodziło o to, że powinna coś zrobić.
Przeszedł ją chłodny dreszcz i wtedy poczuła najpiękniejszy gest na świecie. Henry mocniej ścisną jej dłoń, która w jego wydawała się taka malutka, choć zdecydowanie bardziej wprawna w walce.

-Rudzielcu.. - powiedział tylko.

-Boże Henry. Ty się obudziłeś! Aslanowi niech będą dzięki! - mocno go przytuliła.

-Kocham cię.. - powiedział niepewnie.

-Ja ciebie też.

Od tych wydarzeń minęły dwa tygodnie. Ruda wróciła do domu. Ale za nim to nastąpiło musiała pożegnać się z Henrym, którego wysłano w podróż powrotną. Być może Grace dalej tkwiła w żałobie i nie skakała po zamku ze śmiechem na ustach, ale stała się teraz znacznie bardziej znośna.
Teraz szła spokojnie do komnat Piotra ubrana w białą koszulę i długą spudnicęw kolorze ciemnego różu. Bez pytania weszła do komnaty i już miała otworzyć drzwi do gabinetu, kiedy usłyszała z niego wzburzone głosy należące do braci. Wiedziała, że podsłuchiwanie to zło no ale..sami musicie stwierdzić, czy była to dobra decyzja.

-Zamierzasz jej powiedzieć!! - to był głos młodszego

-Oszalałeś?! Przecież mnie znienawidził! - to był Piotra

-A dziwisz się jej?! Co byś ty zrobił, gdyby twój najlepszy przyjaciel wysłał na cholernie niebezpieczną misiję osobę ci drogą, która jest za młoda i zamało doświadczona?! Do jasnej cholery Piotrek ty go wysłałeś na śmierć! On nie miał szans! Przez ciebie przyszły żądca Felimaty mógł zginąć! Henry stał jedną nogą w grobie!

-Wiem, ale.. - nie dokończył, bo do pokoju wparowała Ruda Rozwścieczona Furia.

-PIOTR TY ZDRAJCO!! TY NIE MASZ SERCA! NIENAWIDZĘ CIĘ, SŁYSZYSZ? NIENAWIDZĘ!!! NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE!! MYŚLAŁAM, ŻE MAM WSPANIAŁEGO PRZYJACIELA, ALE SIĘ OKAZUJE, ŻE JEDNAK NIE!!! - potem młodzi mężczyźni zobaczyli na jej czerwonej teraz twarzy kaskadę łez i za nim zdążyli cokolwiek powiedzieć wybiegła z komat i głośno stukając obcasami wbiegła do swojej, zakluczyła drzwi i położyła się na łóżku. Zaczęła boleć ją rana w skroni, tam przyłożył jej jeden z pobratyńców Tisroka, ale zaraz potem leżał na ziemi martwy.

***

Piotra Pevensie nie wiedział co robić. Zawiodłeś. To jedyne słowa, które chodziły mu po głowie. Zawiodłeś. Ruda mu ufała, byli ze sobą bardzo blisko, a teraz?

Blondyn stał z przy oknie z rękami opartymi o parapet. Do pokoju weszła Nallana. Ciągnąca się za nią suknia wydawała cichy dźwięk. Obięła go rękami i położyła głowę na jego ramieniu. Dwudziestolatek nie odgrywał oczu od morza.

-Piotrze? Coś się stało?

-Tak Nalli, ale nie chce o tym rozmawiać.

-Jak sobie życzysz. - odwrócił się do niej przodem. - Kocham cię, wiesz?

-Wiem, ja ciebie też. - uśmiechnął się do niej i mocno pocałował.

***

G

dyby ktoś spytał królową Łucje Waleczną, jaką jest jej ulubiona pora dnia bez wahania odpowiedziałaby, że wieczór. Jej ulubionym zajęciem wtedy było czytanie książki siedząc w oknie najwyższej z wież (przyjęło się że ta wieża należała do niej) albo chodzenie po plaży i rozmyślanie. Tak też było  dzisiaj. Dziesięcioletnia dziewczynka spacerowała brzegiem morza ubrana w zwiewną pomarańczową sukienkę. Jej włosy były rozwiewane przez ciepły wiatr, a na twarzy królował charakterystyczny dla niej uśmiech.
Myślała o wszystkim co ją spotkało. Narnia. Zostanie królową. Przyjaźń z Grace. Wojna. Żałoba. Aslan.
Jedyną osobą której jej brakowało była mama.
W pewnym momencie przypomniał jej się Londyn. Ale nie ten w czasie wojny, tylko ten kiedy jako pięciolatka biegała po parku z rodzeństwem i z rodzicami. Taki Londyn pamiętała, taki chciała zapamiętać i może do takiego kiedyś wrócić. Narazie jednak była szczęśliwa tutaj, w swoim domu, który z dnia na dzień kochała coraz bardziej. Teraz z całym przekonaniem mogła nazwać się królową Łucją Waleczną, królową Narnii, cesarzową Samotnych Wysp, najszczęśliwszą dziewczynką pod narnijskim słońcem.

Witam serdecznie, nie było mnie tu sporo czasu. Jak widzicie Grace mimo żałoby znalazła miłość. Miejmy nadzieję, że na długo😅. A co u Zuzi? Następny rozdział będzie poświęcony w dużej mierze właśnie jej.

Do następnego
pannaGranger

Narnia z przed Wieków | w trakcie korekty |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz