Samotne Wyspy cz.1.

168 3 0
                                    

Było południe, kiedy człowiek na bocianim gnieździe oznajmił swoim donośnym głosem, że na horyzoncie widać ląd. Wszyscy stanęli na pokładzie( oprócz Zuzanny, która szykowała się na wyjście ze swojej kajuty. Grace patrzyła z uśmiechem na brzeg. Widziała ludzi, którzy stali tam i czekali na nich. Zrobiło jej się miło, mimo, że przecież czekali na rodzeństwo Pevensie. Na tą okazję Ruda założyła na siebie białą, przewiewną koszulę i długą, lekko rozkloszowaną spódnice w kolorze brązu. Swoje piękna włosy zaplotła w dwa grube warkocze.
Edmund i Piotr mieli na sobie Narnijskie szaty, a na głowach lśniły im korony. Srebrna i złota. Łucja, już prawie dziesięciolatka, miała na sobie sukienkę w kolorze jasnego pomarańczu. Kiedy byli już prawie u celu Zuzanna wyszła w końcu z pomieszczenia w którym spędziła cztery miesiące.

Sukienka była granatową. Na górnej części miała zdobienia w postaci jedwabnych kwiatów. Miała też rękawy wykonane z tiulu i sięgała do ziemi. Gorset był bardzo ciasno związany, a twarz miała bardzo bladą. Niezdrowo bladą. Od kiedy ona była taka chuda? Włosy miła upięte w kok, a na jej głowie lśniła korona. Miła też złote kolczyki i pierścienie na palcach obu rąk.
Grace podeszła do niej i chciała ją przytulić, ale ta wyminęła ją i stanęła przy Piotrze. Ruda poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły kopnął ją w brzuch. Stała z osłupieniem kilka sekund w jednym miejscu, a potem podeszła do drugiej strony okrętu. Stanęła na rufówce i oddychała chwilę świeżym powietrzem, a potem wróciła do pozostałych nie patrząc nawet na Zuzę. Gdy zeszli na pomost, który prowadził na stały ląd, Ruda zostawiła rodzeństwo Pevensie w tyle, po czym ruszyła w trzecim rzędzie. Tłum powitał ich okrzykami radości i się kłaniał. Wszyscy cieszyli się, że ich wielcy królowie którzy tak sprawiedliwie rządzili Narnią i swoimi ziemiami. Felimata była wyspą odrobinę piaszczystą, ale mieszkało tam bardzo dużo ludu. Byli to głównie ludzie, ale niekiedy też driady czy nimfy wodne pochodzące z mieszanych rodzin.
Piotr, Edmund, Łucja i Grace dosiedli koni, podobnie jak ważniejsi członkowie załogi. Zuzanna jechała w małej karocy i wzbudzała nie małe zainteresowanie ze strony mieszkańców.
Po kilku minutach dojechali do małego (w porównaniu do Ker-Paravelu) zamku. Była to rezydencja władcy tej wyspy Qutra jego żony Evrany i dzieci. Oczywiście Qutr podlegał władzy i rozkazom królów i królowych Narnii, ale pozostawał im wierny. Stał przed zamkiem czekając na nich z Evraną i szóstką dzieci: Henrym, Evraną, Remem, Astiną, Writyną i Qutrem. Henry i Qutr byli bliźnaikami o czarnych włosach i takich samych zielonych oczach. Byli w wieku Grace. Evrana miała trzynaście lat. Miała jasne włosy sięgające ramion i różnież zielone oczy. Rem był sześcioletnim malcem trzymającym za rękę małą osóbkę imieniem Astina. Obydwoje byli rudzi i mieli szare oczy patrzące z ciekawością na świat. Writyną była bardzo podobna do matki. Miała długie blond włosy i wyniosły wyraz twarzy. Wszyscy zeskoczyli z koni i udali się w stronę rodziny. Zuzanna wyszła z karocy i przyjęli od nich należyty szacunek. Grace dygnęła zgrabnie i uśmiechnęła się do świata.

-Królowe i króle! Witamy na Waszej ziemi. Witamy na Felimacie! - Qutr ukłonił się jeszcze raz.

-Witaj nam! Dziękujemy za tak wspaniałe powitanie. - powiedział Piotr.

-Tak, zostaniemy na Felimacie około tygodnie, chcemy się upewnić, że wszystko działa jak należy. - teraz odezwał się Edmund. Miał tak poważny wyraz twarzy, że Rudej chciało się śmiać, ale oczywiście się powstrzymała.

-Ależ oczywiście panie.

Grace została przydzielony komnata z widokiem na ulice miasta. Była, w porównaniu do jej własnej, ciemna. Miała ciemnozielone ściany, stare ciemno brązowe drewniane meble i czerwony, gruby dywan na środku podłogi. Były tam cztery duże okna ze złotymi zasłonami. Łóżko było duże i zasłane złotą pościelą i zielonymi poduszkami. Baldachim był również złoty. Tak jak ogromne było łóżko, tak samo ogromna była szafa, komoda, toaletka i wszystko w tej komnacie. Ruda czuła się tu strasznie nieswojo. Wszystko ją tu przytłaczał, mimo, że Ker był o wiele większy. Tam czuła się jak w domu, a tutaj było strasznie obco. Zobaczyła, że pod oknami stoją już dwa kufry w których mieściły się wszystkie ubrania, buty i biżuteria które zabrała ze sobą w podróż. W jednym z nich znajdowała się bielizna, trzy spódnice, podobne do tej którą miała na sobie tylko że w innych kolorach, dziesięć białych koszul, cztery sukienki, jedna peleryna ze złotym Lwem haftowanym przez Zuzannę i cztery pary spodni. Dominowały tam kolory: zielony, czerwony, niebieski, biały, brązowy. Jedna spódnica była też delikatnie różowa.
W drugim kufsze były buty. Jedna para dużych, żeglarskich butów, dwie pary szpilek, dwie pary barelin i dwie pary kapci. Butów i tak nie było stosunkowo dużo, ponieważ po statku chodziła zazwyczaj boso. W kufsze była też średniej wielkości szkatułka. Były w niej dwie pary kolczyków z rubinami, naszyjnik od Piotra, kolia z szafirami, którą dała jej Łucja, pierścień i dwie ozdobne opaski.
Przełożyła wszystkie ubrania i buty do szafy, a szkatułkę położyła na toaletce. Teraz też przypomniała sobie, że na dnie kufra spoczywa pudełeczko z kilkoma rzeczami do makijażu. Nie używała ich podczas drogi morskiej, ale teraz musiała się zaprezentować z jak najlepszej strony. Nie, żeby ta naturalna była zła. Kiedy już w miarę poznała swój nowy tymczasowy pokój do komnaty weszła służąca.

-Pani każe powiadomić panienkę, że o siedemnastej odbędzie się bankiet ku czci nowo przybyłych władców Narnii. Czy pomóc w przygotowaniach?

-Nie, nie trzeba. I jeszcze jedno. Proszę, nie mów do mnie ''panienko''. Nie jestem nikim ważnym. Jestem Grace. - po tych słowach podała dziewczynie rękę i ciepło się do niej uśmiechnęła. Służąca pokręciła tylko głową i wyszła z komnaty.

Rudej wydawało się to bardzo dziwne. Chciała tylko lepiej poznać dziewczynę, która przyszła od królowej. Po kilku minutach zaczęła się przygotowywać. W swojej łazience wzięła długą kąpiel i umyła włosy. Założyła szarą,sięgającą podłogi suknie z tiulu. Ubranie miało odsłonięte ramiona, rękawy sięgające dłoni, a elegancji dodawały delikatne zdobienia w talii, na gorsecie i przy dekolcie. Ruda upięła swoje długie włosy w koka i przyozdobiła srebrną biżuteryjną opaską. Nałożyła na twarz podkład, rozświetlacz, puder i czerwoną szminkę. Na stopy założyła srebrne szpilki. Spojrzała na siebie w lustrze. Była całkowicie zadowolona ze swojego wyglądu. Na toaletce stało też osiem flakoników z perfumami. Każda kobieta, która była gościem, dostawała taki mały podarunek. Grace wybrała te o zapachu róż. Kiedy miała już wychodzić usłyszała  pukanie do drzwi.

-Proszę. - powiedziała bez większego namysłu przypinając [tak jak zwykle] awaryjny nóż do pasa.

-Witaj. - w drzwiach stał ten sam młodzieniec, którego widziała rano.

-Cześć, to znaczy witaj panie. - teraz dopiero przypomniała sobie, że powinna się mu kłaniać.

- Oh, nie musisz tego robić. Jestem Henry. 

- Grace. - podała mu rękę, którą zamiast uścisnąć pocałował.

- Czy pozwolisz mi, zaprowadzić cię do jadalni?

- Tak. - Ruda delikatnie się do niego uśmiechnęła.

Kolacja przebiegła w miłej atmosferze. Wszyscy byli dla siebie bardzo mili. Po posiłku, Henry zaprosił Grace do ogrodu. Pokazywał jej swoje ulubione miejsca, rozmawiali. Rudowłosa musiała przyznać, że czarnowłosy bardzo jej się podobał. Miał piękne oczy, był dobrze zbudowany, a przede wszystkim był bardzo mądry, interesował się wszystkim i miał wspaniały charakter. Mieli wspólne tematy, a wśród nich miecze, wojny, łuki, ale także książki.

- Naprawdę, jesteś pierwszą dziewczyną, z którą mam tyle tematów do rozmów.

- Jak to? Czyżby dziewczęta na tej uroczej wyspie nie interesowały się walką, albo chociażby książkami?

- Nie. Dziewczyny z tej wyspy interesują się głównie szyciem, haftowaniem i tym, jak znaleźć sobie w miarę bogatego męża. Nie wszystkie, ale większość.

- O nie! To straszne, muszę uciekać, bo jeszcze mnie zarażą i co wtedy będzie? - zaczęła biec i śmiać się głośno. Ruszył za nią, a po chwili opoje leżeli na ziemi i się śmiali. Po pewnym czasie wstali jednak i Henry odprowadził Grace pod drzwi jej komnaty. Można by powiedzieć, ze to wspaniałe spotkanie obyło się bez ofiar, gdyby nie sukienka, która w niektórych miejscach była podarta, a w niektórych widniały zielone plamy od trawy. Mimo, że była to jedna z ulubionych sukienek Rudej dziewczyna kładła się spać z uśmiechem na twarzy. Miała bowiem dziwne, a zarazem wspaniałe wrażenie, że ten dzień i ten spacer zapamięta do końca życia, a Henry odegra ważną rolę w jej życiu.

Dni mijały Rudej na spędzaniu czasu z Henrym. Kiedy spakowała się, bo musieli teraz przenieść się na kolejny tydzień na Dorn chłopak obiecał, że będzie pisał i jeszcze się zobaczą. Następnego dnia byli już na największej wśród Samotnych Wysp.



Witam serdecznie! Wyrobiłam się z rozdziałem, więc wstawiam. Co sądzicie o Henrym? Możecie pisać w komentarzach. Ten rozdział dziele na trzy części, ponieważ są trzy Samotne Wyspy. Dzięki, że czytacie.

Do następnego

pannaGranger

Narnia z przed Wieków | w trakcie korekty |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz