Czarne dnie i czarne noce

257 2 0
                                    

Piotr już od pewnego czasu rozmawiał z Nallaną. Okazała się bardzo miła lecz trochę nieśmiała. Tak jak mówiła Grace. Król musiał również przyznać, że była bardzo ładna. Podobała mu się, ale równocześnie miał wrażenie, że to tylko zauroczenie.

-Piotruś jak myślisz? - Nallana pstryknęła mu palcami przed oczami i popatrzyła na niego uważnie.

-A tak tak. O czym mówiliśmy?

-O skarbcu. Czy złożyć tak wszystko czy przenieść cześć tego złota i diamentów do innego miejsca.

-A to. Może przenieść część gdzie indziej.

-Mam jeszcze jedno pytanie.

-Słucham Cię. - uśmiechnął się szczerze.

-Co łączy cię z Grace?

-Przyjaźń.

-To dobrze.

-Tak...

-Posłuchaj mnie. Wiem, że kiedyś ją kochałeś. To widać. Każdy widział jak na nią patrzyłeś. - widząc zszokowaną twarz Piotra zaśmiała się cicho.

-Wow, przejżałaś mnie na wylot.

-Tak. Ale wiesz co? Cieszę się. Bo się poznaliśmy, bo zagadałeś. Naprawdę. - podeszła do niego i przytuliła.

-Bardzo bardzo cię lubię.

-Ja też. Mam nadzieję że kiedyś może będzie to coś więcej.
Piotr nie wiedział co odpowiedzieć. Może to dobrze. A może źle? Był w rozterce, bo w głębi serca dalej trwał w nieodwzajemnianej miłości do Grace.

Edmund siedział w swojej komnacie i czytał jedną z legend Narnijskich. W pewnym momencie do komnaty weszła bez pukania Łucja. Miała na sobie różową sukieneczke, a jej włosy zdobił diadem z koronacji.
-Cześć Łucja.

-Cześć Edmund. Widziałeś gdzieś Grace?

-Nie, a powinienem?

-No chyba tak. Jakąś godzinę temu Piotr wrócił z przejażdżki, na której byli razem. Powiedział, że ona została.

-Pójdę jej poszukać, dobrze?

-Ja pójdę z tobą.

-Nie Łusiu jeszcze nie umiesz za dobrze jeździć konno.

-No dobrze. - Łucja przytuliła brata i wybiegła z komnaty.
Edmund doprowadził ją wzrokiem. Pomyślał o tych wszystkich latach w których jej nie doceniał. Przez ten rok bardzo dojrzał i zrozumiał swoje błędy. Wziął szatę, miecz i wybiegł z komnaty. Poszedł do stajni, wsiadł na swojego mówiącego konia i ruszył.

-No szybciej koniku.

-Mam na imię Filip.

-No tak Filip. - nie mógł tego zapamiętać przez już prawie rok, bo przecież tyle minęło od koronacji.

Popędził na leśną polanę, którą trzy miesiące temu odkryli razem podczas gonitwy za niemym jeleniem.
To co tam zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.
Grace leżała na ziemi, ze strzałą wbitą w prawą rękę. Z rany lała się krew, a na twarzy Rudej widniały dwie kreski, z których każda wylewała strurzki krwi. Niedaleko dziewczyny leżał łuk i rozsypane strzały.

-CHOLERA JASNA!! - Edmund zeskoczył z konia i pobiegł do przyjaciółki. - GRACE OBUDŹ SIĘ. BOŻE. CO CI SIĘ STAŁO!?
Nie myślał. Nie wiedzieć czemu wyciągnął strzałe. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie powinien tego robić. Krew wytrysnęła z rany. Sprawdził oddech. Naszczęcie żyła. Wziął łuk, powkładał strzały do kołczanu i podniósł dziewczynę.
-Co się stało? - oczy Filipa wytrzeszczyły się jeszcze bardziej.

Narnia z przed Wieków | w trakcie korekty |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz