❤ 6 "Romantycznie kurwa" ❤

1.5K 70 53
                                    

[Łukasz]
Właśnie mój kochany Mareczek powiedział, że... k-kocha nadal tą osobę... wiem! Zabiję ją! A... no tak. Wtedy Marek będzie smutny... Jak to załatwić?
Dobra zajmijmy się randeczką z Marusiem hehe...
Dobra, która godzina?
Spojrzałem na telefon. Pokazywał godzinę 13.47. Ok. Mam jakoś 3 godziny do wyjścia. Powiedziałem:
-Marek, przepraszam na chwilę.- pokazałem głową na drzwi ubikacji.
-A! Tak... jasne.- odpowiedział. Wyraźnie czułem w jego głosie lekkie drżenie. Jak wrócę to go zapytam.
Udałem się w stronę łazienki. Jak możecie się domyślić poszedłem tylko po to by przemyśleć całą tą sytuację. Dziwne. Może... może... może tą osobą jestem ja?! Tak, kuźwa, napewno ty! Łukasz! Jesteś totalnym menelem! Nikt Ciebie nie chce downie!
Ahhh...
Dobra, minęło ok. 5 minut - wychodzę. Żeby Maruś się nie martwił. XD.
-Yyy... hej... już jestem...- powiedziałem podchodząc do Mareczka, który siedział do mnie tyłem.- Hej?- powtórzyłem. Nie odzywał się. Podszedłem do niego aby widzieć jego cudną twarzyczkę. Głowę miał opuszczoną. Zobaczyłem łzy kapiące na jego czarne jeansy. Szybko podniosłem chłopaka aby dostrzec każdy szczegół jego buzi. Oczy miał czerwone od łez, które wolno spływały po twarzy Marka.
- Marek! Co się stało?
-N-n-nic-c...
-No jak to nic?! Widzę przecież!!!- krzyknąłem chyba za głośno, bo Marek odsunął się ode mnie i skulił się na końcu kanapy.
-Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć... jesteś dla mnie ważny i martwię się o Ciebie...- powiedziałem. Zobaczyłem blask w oczach chłopaka.
-N-naprawdę?!
-Pewnie, czemu miałbym kłamać?- odparłem. W tym momencie Marek rzucił się na moją szyję i położył nas na kanapie. Chwilę potem pocałował mnie w nos. Zanim zdążyłem zapytać o cokolwiek, rzekł:
-No co? Ty tak zrobiłeś to ja też.- uśmiechnął się szeroko. Kocham jak to robi. Kooooocham.
-Maruś?
-Yhm?
-Na siedemnastą ubierz się elegancko i czekaj pod domem oki?
-No... ale po co?
-Niespodzianka.- uśmiechąłem się, na co on odpowiedział tym samym.
-Ok. Aaa... powiesz mi trochę o tej niespodziance?- zapytał i zrobił śliczne maślane oczka, którym nie mogłem się oprzeć. Tym razem postanowiłem być twardy:
-No nie! Nie powiem.- uśmiechnąłm się zadziornie.- A tak w ogóle to czemu płakałeś?

[Marek]
-Łuki... chciałbym Ci coś powiedzieć...
-Mianowicie?
-K-k-k...
-K?- spytałem. Wziął oddech i szepnął mi na ucho:
-Kocham się w nauczycielce od matmy!- Wydusiłem z siebie. O fuck and shit! Nie, nie, nie! Marek! Przecież ona jest przyszczatą, grubą pizdą! Ma 53 lata, a już każdy w szkole wie, że puszczała się z wieloma facetami. Fuck, fuck i jeszcze raz FUCK!
-Ymy... w Tarkowskiej?
-T-tak...
-Ja osobiście uważam, że nie jest miss polski i charakter ma okropny, ale to twoje zdanie Marku... Chciałbym przypomnieć, że ona...- nim zdążył dokończyć powiedziałem:
-Wiem, wiem, ale miłość nie wybiera...-broniłem się. Marek ty... ty... ty downie jebany! Gówniarz pierdolony i tyle. Totalna pizda. Zjeb. Ahh... jestem takim przegrywem życiowym... Teraz to na pewno mogłyby powiedzieć o jego miłości do mnie, ale oczywiście frajer Marek musiał wszystko spierdolić. Jak fajnie.

[Łukasz]
OMFG! Nie wiedziałem, że Marek podkochuje się w Tarkowskiej! Szczerze myślałem, że powie, że kocha mnie. Byłem pewien.
Moje serduszko pękło właśnie na pół.

Time skip

Podjechałem pod dom Marka. A nie. Znaczy mój dom. NASZ. Tak, NASZ dom. Szybko wyszedłem z auta i udałem się pod apartament. Bez pukania weszłem do mieszkania i zacząłem szukać Mojego Słoneczka.
Ehh...
No tak.
Marek kocha tą matematyczkę.
Dobra Łukasz, nie myśl o tym tylko staraj się by spacer (randka heh) wyszła idealnie. I D E A L N I E.
-Marek... Mmmarku... Mmmareczku!
-Co?! Już?!- zapytał wystraszony głos z góry.
-Tak- uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie, ponieważ Marek jeszcze się szykował.
-Chwila!- krzyknął, po czym zszedł po schodach niczym modelka.
Miał na sobie niebieski t-shirt (wspomnę tylko, że był maj), obcisłe czarne rurki i białe buty Adidasa. Na oczach miał czarne Ray-Beny.

 Na oczach miał czarne Ray-Beny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Walić to, że był poniedziałek. Nie byślimy w szkole. Marek okłamał rodziców, że ma anginę. Jego rodzice mieszkają w Francji. Przeprowadzili się w celach zarobkowych. Zostawili Markowi mały domek, który nie wygląda zbytnio okazale. Wysyłają Markowi 3000 złotych miesięcznie, więc można powiedzieć, że Marek ma bardzo trudno w życiu. Zwłaszcza, że ludzie w tym wieku zwracają uwagę tylko na modne ciuchy, pieniądze, a ogóle nie patrzą na charakter. Rodzice Marka napiszą mu zwolnienie na 2 tygodnie, więc dojdzie za ok. 3-4 dni. Jak na 5 dni naszej znajomości wiemy o sobie całkiem dużo.
Jeżeli chodzi o mnie to moi rodzice mają totalnie na mnie wywalone. Nie obchodzą ich moje oceny, nieobecności, nie obchodzi ich całe moje życie. Nawet jeśli popełniłbym samobójstwo, nie przejęliby się tym.
Tacy już są. Ja też mam na nich wywalone, więc po prostu nie wchodzimy sobie w drogę.

Zawiązałem oczy Markowi i chwyciłem jego rękę. Zauważyłem lekkie rumieńce na jego twarzy. Wyglądał tak słodko.
Prowadziłem go do drzwi. Gestem ręki nakazałem szoferowi wyjść z auta i stanąć przy nim by być gotowym do otworzenia Markowi drzwi. Rozłożony był czerwony dywan, a na nim stały zapalone świeczki.
-Marek otwórz!- powiedziałem. Maruś posłusznie otworzył oczy i rzucił się na mnie. Aż się przewróciłem. Serio. Podniosłem się i staliśmy przytuleni do siebie przez kilka minut. Zobaczyłem łzy. Łzy spływające po jego policzku. Otarłem je. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-Yghm...- tą chwilę przerwał szofer. (Ten szofer to nie Oskar) No tak. Przecież wynająłem go do 17.30. Była 17.10. No mógł jeszcze chwilę poczekać. Wsiedliśmy do samochodu. Znowu zawiązałem Mojemu Maleństwu oczy, ponieważ przed restauracją też czeka na niego niespodzianka. Podjechaliśmy. Wsiadłem pierwszy. Dałem szoferowi 3 stówki. Poszedł. Przed restauracją był również czerwony dywan, świeczki, ale były również balony w kształcie serca z napisem "Marek". Przy drzwiach stał elegancko ubrany Pan, który nam je otworzy. Wyprowadziłem Marka z auta i ponownie nakazałem o otworzenie oczu.
Marek ponownie przytulił mnie i zobaczyłem, że ma łzy w oczach. Przytuliłem go i leciutko popchnąłem by szedł pierwszy. Lokaj, (bo tak chyba można go nazwać) otworzył drzwi, wpuszczając nas do środka. Zarezerwowałem restaurację tylko i wyłącznie dla nas. Co z tego, że zapłaciłem 4 tysiące. Liczy się tylko Marek. Odsunąłem krzesło pomagając mu usiąść. Zamówilismy spaghetti. Dwa talerze spaghetti. Nie, nie, nie. Pocałunku jak w bajce nie będzie. Ale bym chciał.

Time skip, bo nie chce mi się opisywać jedzenia. Zjedli normalnie, tak? Żadnych całusów.
Ż A D N Y C H.
(Przynajmniej na razie 😏)

Wyszliśmy z budynku. Teraz kierowałem się do parku. Park był oświetlony. Calutki oświetlony. Tysiące lamp świeciło na różowo, żółto i niebiesko. Wokół były czerwone róże. Było jak w bajce.
Usiedliśmy na ławce. Marek przytulił się do mnie. Siedzieliśmy tam 30 minut. Zrobiło się chłodno, więc dałem chłopakowi moją bluzę. Co prawda była za duża, ale wyglądał tak słodko. Nawet lepiej niż ja. Wróciliśmy do domu o 22.
Umyliśmy się (oddzielnie) i poszliśmy do łóżek. Znaczy do łóżka, bo spałem z Markiem.
-Łukasz?
-Tak skarbie?
-Heh... Dzięki... dzięki za ten dzień...
-Nie ma sprawy.- odrzekłem. Marek wtulił się we mnie.
-Łukaś... dzięki, że jesteś...




Łu!!! Mamy to! Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale miałam drobne problemy z Internetem.
Informuję oficjalnie, że rozdziały będą pojawiać się w każdą sobotę o 18.00.
Pa pa!

♡♡♡

"Nowy" [KxK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz