Wczesnym wieczorem zaczęli szykować się do wyjścia. Jeongguk nie zrobił nic szczególnego ze swoim wyglądem. Zresztą nawet nie musiał, ponieważ zawsze wyglądał dobrze.
Nieco inaczej było w przypadku MiRi.
Nie chciało jej się wielce stroić. Nie miała w ogóle ochoty tam jechać. Czuła, że coś pójdzie nie tak. Wszystko od paru dni bardzo ją przytłaczało. Nawet ubrania i makijaż nie były w stanie poprawić jej humoru. Nawet nie chciało jej się w to wszystko bawić. Związało włosy w byle jakiego kucyka, po czym delikatnie wypełniła brwi i pomalowała rzęsy. Nic więcej robić jej się po prostu nie chciało. Ubrała za duży, biały t-shirt, który wsadziła w środek krótkiej, jeansowej spódniczki. Na to narzuciła czarną bluzę i była gotowa.
Wyglądała dosłownie jak żywa smierć. Była blada, a cienie pod jej oczami były ogromne. Oczy były wyraźnie przekrwione, bowiem MiRi miewała problemy ze snem, które powstały na skutek takiego napływu niezbyt dobrych informacji. Ale nie miała ochoty nic z tym robić. Kompletnie się zaniedbała, ale niedługo nadejdzie czas, że ponownie o siebie zadba. Tylko to jeszcze nie ten czas.
— Dalej — pospieszył ją Jeongguk.
— Jezu, wyluzuj. Byłam w łazience tylko dwadzieścia minut, więc w czym ty masz znowu problem? — wywróciła oczami. Stała się oschła i niemiła, ale nie było to zamierzone. Po prostu się stresowała i niekontrolowanie wyładowywała swoje negatywne emocje na chłopaku.
— W niczym — wciągnął policzki i poszedł na korytarz, gdzie założył buty i wziął kluczyki od auta. MiRi również włożyła obuwie i szybko wyszli z domu.
//
— Cholera, zapomniałam telefonu — powiedziała przerażona, gdy jej przyjaciel zaparkował pod domem, który znajdował się na obrzeżach.
— Nic ci na to nie poradzę. I tak nie będzie ci tutaj potrzebny — wzruszył ramionami, po czym wyszedł z samochodu, co ona również uczyniła.
— Oni w ogóle wiedzą, że mamy przyjechać? — zapytała, przyglądając się profilowi Jeongguka. Był idealny.
— Tak.
— A wiedzą, że ja wiem...? — tym razem jej pytanie brzmiało bardzo niepewnie.
— Oczywiście, że tak. Teraz każdy będzie w pełni sobą — odetchnął, uśmiechając się do siebie pod nosem.
Każdy z wyjątkiem mnie, pomyślała.
— Tak, w końcu — starała się wyrazić entuzjam, ale po prostu nie potrafiła. — Guk, ja chyba nie chcę.
— Nie wydziwiaj, tylko chodź — zmarszczył brwi, gdy stali już przed drzwiami.
— Ale ja się boję, rozumiesz? Jestem inna — powiedziała przyciszonym głosem.
— Każdy z nas jest inny. Chodź i się nie martw. W razie czego mów, gdyby coś było nie tak, to od razu wrócimy do domu — powiedział spokojnym tonem, ale jego mimika twarzy absolutnie na ten spokój nie wskazywała. Wyglądał na poirytowanego. Ale ona nie była w stanie nic poradzić na swój strach, swoje obawy. Wszystko było dla niej takie nowe, inne. Sytuacja była bardzo świeża, a ona nie zdążyła jeszcze do niej dobrze przywyknąć. Tak w zasadzie, to w ogóle nie zdążyła do niej przywyknąć, nawet w najmniejszym stopniu.
Chłopak szybkim ruchem pociągnął za klamkę, dzięki czemu drzwi wejściowe się otworzyły. Już na korytarzu było słychać głośne rozmowy, wyzwiska, przekleństwa i śmiechy, które dobiegały najprawdopodobniej z salonu.
CZYTASZ
Compton | j.jk ZAWIESZONE
FanfictionRhee MiRi - młoda członkini bardzo znanego w Korei Południowej „gangu", który nie posiada żadnej nazwy, co czyni go wbrew pozorom jeszcze bardziej rozpoznawalnym i cięższym w schwytaniu. Do tej jakże niebezpiecznej szajki należy całkiem spora grupa...