||13|| prawdziwa przyjaźń

2.6K 225 71
                                    

Wczesnym wieczorem zaczęli szykować się do wyjścia. Jeongguk nie zrobił nic szczególnego ze swoim wyglądem. Zresztą nawet nie musiał, ponieważ zawsze wyglądał dobrze.

Nieco inaczej było w przypadku MiRi.

Nie chciało jej się wielce stroić. Nie miała w ogóle ochoty tam jechać. Czuła, że coś pójdzie nie tak. Wszystko od paru dni bardzo ją przytłaczało. Nawet ubrania i makijaż nie były w stanie poprawić jej humoru. Nawet nie chciało jej się w to wszystko bawić. Związało włosy w byle jakiego kucyka, po czym delikatnie wypełniła brwi i pomalowała rzęsy. Nic więcej robić jej się po prostu nie chciało. Ubrała za duży, biały t-shirt, który wsadziła w środek krótkiej, jeansowej spódniczki. Na to narzuciła czarną bluzę i była gotowa.

Wyglądała dosłownie jak żywa smierć. Była blada, a cienie pod jej oczami były ogromne. Oczy były wyraźnie przekrwione, bowiem MiRi miewała problemy ze snem, które powstały na skutek takiego napływu niezbyt dobrych informacji. Ale nie miała ochoty nic z tym robić. Kompletnie się zaniedbała, ale niedługo nadejdzie czas, że ponownie o siebie zadba. Tylko to jeszcze nie ten czas.

— Dalej — pospieszył ją Jeongguk.

— Jezu, wyluzuj. Byłam w łazience tylko dwadzieścia minut, więc w czym ty masz znowu problem? — wywróciła oczami. Stała się oschła i niemiła, ale nie było to zamierzone. Po prostu się stresowała i niekontrolowanie wyładowywała swoje negatywne emocje na chłopaku.

— W niczym — wciągnął policzki i poszedł na korytarz, gdzie założył buty i wziął kluczyki od auta. MiRi również włożyła obuwie i szybko wyszli z domu.

//

— Cholera, zapomniałam telefonu — powiedziała przerażona, gdy jej przyjaciel zaparkował pod domem, który znajdował się na obrzeżach.

— Nic ci na to nie poradzę. I tak nie będzie ci tutaj potrzebny — wzruszył ramionami, po czym wyszedł z samochodu, co ona również uczyniła.

— Oni w ogóle wiedzą, że mamy przyjechać? — zapytała, przyglądając się profilowi Jeongguka. Był idealny.

— Tak.

— A wiedzą, że ja wiem...? — tym razem jej pytanie brzmiało bardzo niepewnie.

— Oczywiście, że tak. Teraz każdy będzie w pełni sobą — odetchnął, uśmiechając się do siebie pod nosem.

Każdy z wyjątkiem mnie, pomyślała.

— Tak, w końcu — starała się wyrazić entuzjam, ale po prostu nie potrafiła. — Guk, ja chyba nie chcę.

— Nie wydziwiaj, tylko chodź — zmarszczył brwi, gdy stali już przed drzwiami.

— Ale ja się boję, rozumiesz? Jestem inna — powiedziała przyciszonym głosem.

— Każdy z nas jest inny. Chodź i się nie martw. W razie czego mów, gdyby coś było nie tak, to od razu wrócimy do domu — powiedział spokojnym tonem, ale jego mimika twarzy absolutnie na ten spokój nie wskazywała. Wyglądał na poirytowanego. Ale ona nie była w stanie nic poradzić na swój strach, swoje obawy. Wszystko było dla niej takie nowe, inne. Sytuacja była bardzo świeża, a ona nie zdążyła jeszcze do niej dobrze przywyknąć. Tak w zasadzie, to w ogóle nie zdążyła do niej przywyknąć, nawet w najmniejszym stopniu.

Chłopak szybkim ruchem pociągnął za klamkę, dzięki czemu drzwi wejściowe się otworzyły. Już na korytarzu było słychać głośne rozmowy, wyzwiska, przekleństwa i śmiechy, które dobiegały najprawdopodobniej z salonu.

Compton | j.jk ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz