||46|| kolejna tragedia

2.7K 213 104
                                    

— Co się dzieje, MiRi? — zapytał zmartwiony Jeongguk.

— To wszystko jego wina — wydukała, zanosząc się płaczem.

— O czym ty mówisz? — zmarszczył brwi.

— W domu dziecka był pożar. Woo leży w szpitalu w ciężkim stanie i czeka na operację.

Co? — parsknął, niedowierzając. — To ten chłopiec, co u nas był, tak?

— Tak — przytaknęła, pociągając nosem.

     Szybko zerwała się z łóżka, biorąc pierwsze lepsze jeansy oraz bluzę Jeongguka, po czym natychmiast udała się do łazienki, w której się ubrała. Związała na szybko włosy, umyła zęby i wróciła do sypialni. Jeongguk siedział już ubrany na łóżku, czekając na nią.

— Jaką operację będzie mieć? — zapytał, będąc wyraźnie przejętym zaistniałą sytuacją.

— Przeszczep skóry. Nic więcej nie wiem, dlatego chodź — rozkazała niemrawo, zbiegając po schodach, a od razu za nią podążał brunet.

Wsiedli do auta i szybko wyruszyli w drogę.

//

Po parunastu minutach znaleźli się w szpitalu. MiRi wcześniej zadzwoniła do ukochanej staruszki i dopytała o miejsce, w którym ta siedzi i czeka na informacje o małym Woo. Szybko z Jeonggukiem się tam udali.

— Dzień dobry — powiedziała, choć ten dzień wcale nie zapowiadał się dobrze. Przytuliła zapłakaną kobietę, sama roniąc łzę.

— Wzięli go na salę operacyjną — oznajmiła, siadając ponownie na krześle.

— Ktoś jeszcze został poparzony? — zapytała niepewnie.

— Nie, resztę dzieci zdążyliśmy ewakuować. Woo też, ale on nam się wyrwał, mówiąc, że została tam jego jedyna pamiątka po rodzicach — staruszka rozpłakała się jeszcze bardziej, a wraz z nią MiRi. Jeongguk stał z boku i jedynie im się przyglądał, zaciskając mocno pięści.

— Dużo spłonęło? — odezwał się po chwili, a siwowłosa dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że on też tam jest.

— Oh, Jeongguk — powiedziała z delikatnym uśmiechem, wycierając łzy chusteczką. — Usiądź — poklepała wolne miejsce po swojej lewej stronie, a on posłusznie wykonał jej polecenie. — Spłonęła tylko ta część, gdzie pokoje mieli chłopcy do dziesięciu lat — ponownie się rozpłakała, a MiRi mocno ją przytuliła. Brunet patrzył prosto w smutne, zapłakane oczy dziewczyny, zaciskając wargi.

— Skąd będą mu skórę przeszczepiać? — zapytała dziewczyna, a staruszka jedynie wzruszyła ramionami.

— Ma poważne poparzenia na szczęście tylko na lewym udzie i trochę na biodrze, także albo z drugiego uda albo z brzucha. Ja się nie znam — powiedziała po chwili.

— I blizny do końca życia — westchnęła MiRi, zawieszając swój wzrok na szpitalnej podłodze.

— Mam dość już tego czekania — tupnęła staruszka bezradnie. — Idę sobie kupić jakąś kawę, też chcecie?

— Nie — odpowiedzieli jednocześnie, na co ta jedynie kiwnęła głową i skierowała się do szpitalnego baru.

— Nienawidzę go kurwa — wyznała MiRi.

— Nie sądziłem, że faktycznie jest w stanie się do czegoś posunąć, a już na pewno nie, że do tego — przyznał Jeongguk.

— Mówiłam ci — wypomniała. — Tobie też może się coś stać, rozumiesz? Nie jesteś nieśmiertelny, Jeongguk.

Compton | j.jk ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz