||32|| zemsta (nie) jest słodka

2.7K 267 108
                                    

     MiRi stała już nieco zmarznięta na chodniku pełnym dziur, nierówności i ubytków. Niecierpliwiła się bardzo. Okolica była naprawdę przerażająca, w szczególności dla tak strachliwej osoby, jaką ona właśnie była. Chciało jej się po prostu płakać przez wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich trzydziestu minut. A wszystko zapowiadało się tak dobrze i łatwo. Dziwne, że nie przewidziała tego, że coś się zepsuje. Zawsze miała nosa do tego typu rzeczy. Ale najwidoczniej tym razem była zbyt zaślepiona chęcią zmiany i rozrywki, żeby dotarło do niej to, jak źle i nie po jej myśli może się to wszystko skończyć.

    Gdy zaczęła już tracić kontrolę nad tym, co działo się w jej głowie, taksówka w końcu podjechała. Tak prawdę mówiąc, to jej również się bała. W końcu ludzie są różni, a ona była młoda i atrakcyjna, w dodatku pijana, także kto wie, czy akurat ten kierowca okaże się być w porządku.

     Niepewnie wsiadła do środka pojazdu, zajmując tylne siedzenie. Westchnęła cicho, zapinając pasy.

— To dokąd cię zwieźć? — zapytał młody taksówkarz, a MiRi wskazała mu adres. Ukradkiem zaczęła mu się przyglądać w lusterku. Był nawet całkiem przystojny. — Co robiłaś w takiej okolicy o tej godzinie sama?

     I co teraz? Nie wiedziała, czy powinna powiedzieć prawdę. Chwilę się zawahała, lecz wreszcie coś z siebie wykrztusiła.

— Byłam na imprezie.

— Jaki idiota robi imprezy w tak niebezpiecznej dzielnicy — chłopak pokręcił głową, a MiRi zaczęła dziękować Bogu, że nic jej się nie stało, gdy czekała na tę taksówkę.

//

     Resztę drogi spędzili w milczeniu. Tak było po prostu najlepiej i najodpowiedniej. MiRi podziękowała i zapłaciła za transport, kłaniając się delikatnie, na co taksówkarz jedynie się uśmiechnął. Dziewczyna przeszła krótką dróżkę prowadzącą do drzwi wejściowych, które szybko odkluczyła. Bała się ciemności, zwłaszcza wtedy, gdy wiedziała, że nikt jej nie obroni. Zresztą przecież to nic nowego. Na pomoc ze strony Jeongguka nigdy nie mogła liczyć, bo go nigdy nie było.

     Zdjęła niewygodne buty, marszcząc przy tym brwi w geście ulgi. Cicho westchnęła, powoli wchodząc wgłąb domu. Zapaliła światło i pierwszy przystanek zrobiła w kuchni. Nalała sobie pełną szklankę wody, którą wypiła duszkiem. Głowa zaczęła ją niemiłosiernie boleć, dlatego wyjęła przy okazji z szafki tabletki przeciwbólowe i połknęła jedną z nich. Następnie drugi przystanek zrobiła w łazience. Powoli weszła na górę, ledwo wytrzymując z bólu. Zamknęła się na klucz, mimo że i tak nikt nie wszedłby do środka. W końcu Jeongguk zadeklarował, że wróci dopiero nad ranem, aczkolwiek nieszczególnie w to wierzyła. Bardziej nastawiła się na południe, a nawet i późniejszą porę. Po nim można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.

     Powoli zdjęła z siebie skąpe ubrania, które od razu wrzuciła do kosza na pranie. Stała teraz w samej bieliźnie, nie mogąc patrzeć na swoją zmęczona twarz, której odbicie widziała w lustrze. Szybko i byle jak zmyła makijaż, byleby mieć już to za sobą. Gdy miała zamiar już wejść pod prysznic, zachciało jej się wymiotować. Spięła więc na szybko swoje włosy i pochyliła się nad toaletą, do której po chwili zwymiotowała.

— Dlaczego nigdy nie ma go wtedy, gdy tak bardzo go potrzebuję — wyszeptała załamana. Otarła po chwili swoje usta papierem toaletowym, a buzię przepłukała zwykłą wodą kranową.

     Weszła w końcu pod prysznic, rozpuszczając swoje włosy. Śmierdziały dosłownie wszystkim i wyglądały bardzo nieświeżo, dlatego zmuszona była umyć je ponownie. Tyle że teraz było to dla niej wręcz przyjemnością. Ciepła woda przyjemnie drażniła jej skórę, pomagając w rozluźnieniu całego ciała oraz umysłu.

Compton | j.jk ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz