Orion wyjął z półki grube tomisko i zdmuchnął kurz. Natychmiast pożałował. Pył drapał w gardło, jak gdyby połknął ość. Zaczął kaszleć, zasłaniając usta rękawem dubletu. Otarł łzy z oczu i łypnął na tytuł księgi.
– Magia utracona – przeczytał. – A autorem jest niejaki profesor Beniamin Folium. Obyś mnie nie rozczarował...
Powlókł się z powrotem. Regały pełne książek, które wznosiły się co najmniej trzykrotnie ponad jego wzrost, odbierały motywację. Mógł spędzić tu całe życie! Już stracił ponad dwa miesiące, a dowiedział się tak mało! Na domiar złego biblioteka Uniwersytetu Magicznego w Meredris przypominała labirynt. Sam już nie wiedział, ile razy się w niej zgubił. Całe szczęście, że bibliotekarze i ich pomocnicy doskonale znali każdy zakamarek. Inaczej pewnie skończyłby, żując kartki i pijąc własny mocz.
– Podsumujmy – mruknął. – Nauczyłem się korzystać z biblioteki, poznałem mnóstwo nowych rzeczy oraz coraz częściej gadam do siebie niczym wariat. Bo i do kogo mam gadać? Nawet Bryn ma mnie już dość... – Orion westchnął.
Kiedy dotarł wreszcie do stolika i położył na nim książkę, obejrzał się tylko po to, aby pozwolić widokowi ponownie się przytłoczyć. Półki ciągnęły się bez końca. Powiódł wzrokiem wzdłuż białych kolumn, przez kolejne piętra wypchane do granic możliwości wiedzą. Gdzieniegdzie obok balustrad zauważał studentów w czarnych szatach oraz wykładowców w śnieżnobiałych togach. Słyszał jedynie echo kroków, szeleszczenie kartek oraz okazjonalnie głuchy stuk zamykanych tomiszczy.
Z żalem zerknął na środek kopuły. W oculusie znajdował się kolorowy witraż przedstawiający jednooką sowę, przez który przedzierało się światło. Zapach starych książek boleśnie przypominał, że siedzi zamknięty w czterech ścianach i prędko się nie wydostanie. Na domiar złego stali bywalcy zupełnie nie podzielali jego bólu. Zaszywali się w najciemniejszych zakątkach, izolując nie tylko od ludzi, ale też i słońca! A przecież na samym środku biblioteki znajdowały się zadbane stoliki, nieco zbyt ciasne krzesła, a co najważniejsze – stałe źródło światła. I najwyraźniej wyłącznie on to pojmował! Sam już nie pamiętał, kiedy ostatnio zatrzymał się tu ktoś inny.
Usiadł i położył rękę na książce. Teraz musiał wziąć udział w wewnętrznej bitwie. Jeśli wygra – utknie na ładne kilka godzin w nudnej lekturze pełnej akademickiego żargonu. Jeśli przegra – weźmie Bryna i wyjedzie poza Meredris, żeby znowu choć na chwilę poczuć wiatr we włosach.
Umysł podsunął mu wspomnienie pierwszej wizyty w bibliotece Magicznego Uniwersytetu w Meredris i zrobił to chyba wyłącznie po to, by zakpić. Jakiż zachwyt wzbudził w nim wtedy widok pięter upakowanych woluminami! Miał ochotę piać z radości. Na pewno był we właściwym miejscu! Niemożliwe przecież, żeby nie znalazł wśród tylu pozycji niczego przydatnego. To nie mogło się zdarzyć!
A jednak zdarzało się jak dotąd codziennie. Okazało się bowiem, że Agwyńczycy mało co pamiętali o magii, lecz dużo o niej pisali. Stąd wiele ksiąg zawierało te same nudne treści, ale podpisane innym imieniem i czasami nazwiskiem. O klątwach natomiast znalazł wyłącznie cztery pozycje, z których dowiedział się między innymi, jak wyleczyć brodawki i czyraki dziwacznymi rytuałami, które z jakiegoś powodu wymagały pijawek, pająków i żab, oraz jak uniknąć uroków rzucanych przez staruszki. Jeden z autorów poświęcił tematowi całą księgę, wprowadzając skomplikowane podziały ze względu na sposób rzucania „złego czaru". Obrona przeciwko większości polegała albo na skrzyżowaniu palców lewej ręki, albo na pokazywaniu staruszkom figi.
Orion zmielił w ustach przekleństwo i otworzył gruby tom. Szybko przeleciał oczami przed krótki wstęp i sam nie zauważył, kiedy skończył cały pierwszy rozdział. Kiedy wreszcie się oderwał i zerknął na witraż, natężenie światła zapowiadało rychłe nadejście nocy. Krótko rozważył za i przeciw i postanowił doczynać do końca przynajmniej streszczenie jednej legendy, którą autor przytoczył w kontekście miejsc o mocy magicznej. Traktowała o starym smokowcu położonym za murami Meredris, który zsyłał oświecenie na każdego, kto odważył się spocząć pod jego pniem. Autor wyjaśniał, że ów efekt drzewo zawdzięczało mocy magicznej, która kumulowała się pod korzeniami, i przestrzegał, że przedsięwzięcie może okazać się ryzykowne. Orion nie zdążył doczytać wyjaśnień owego ostrzeżenia, ponieważ w bibliotece zrobiło się już zbyt ciemno.
![](https://img.wattpad.com/cover/185398554-288-k439419.jpg)
CZYTASZ
Przeklęty Rycerz
FantasyMagia i klątwy są tylko reliktami przeszłości! Tak uważał każdy szanujący się Agwyńczyk. Młody rycerz Orion herbu Niedźwiedź współdzielił ten pogląd. Nie przejmował się starymi dziejami, bowiem zawsze liczyło się tu i teraz, a kiedy skąpy los wyciąg...