36.1 Ostatnie życzenie przed śmiercią

107 20 55
                                    

Gdy Orion się ocknął, natychmiast zerwał się na nogi z uniesionymi pięściami. Przez gwałtowny ruch zakręciło mu się w głowie. Objął ją dłońmi, postękując, gdy na potylicy wymacał sporego guza.

Nagle przypomniał sobie o własnym położeniu. Został pojmany przez oprychów, a jego towarzyszom groziło niebezpieczeństwo! Jak długo już tu był? Czy Elein i bliźniacy również zostali pojmani? Skwapliwie się rozejrzał. Trzymali go w żelaznej klatce na samym środku osady otoczonej ostrokołem. Okolicę oświetlały liczne ogniska, przy których odpoczywali zbrojni. Ponad obozowisko wznosiły się drewniane wieże, wystając nieznacznie ponad ostrokół. Dopiero po chwili zauważył na nich łuczników. Nie wypatrzył natomiast kolejnych klatek. Czyżby jego przyjaciele nie przeżyli starcia? Nie! Zdążył ich uprzedzić! Powinien zaufać ich umiejętnościom i skupić się na własnej sytuacji.

Krótko przyjrzał się kłódce. Nawet gdyby miał przy sobie wytrychy, nie odważyłby się spróbować przy strażnikach. Pierwszy znajdował się kilka kroków od klatki, a drugi ostrzył miecz przy pobliskim ogniku, pogwizdując radosną melodyjkę.

– Hej! – zawołał rycerz. – Ty tam! Tak ty! Brzydki gość z brzydkim mieczem!

– Stul pysk.

– Kiedy mam coś ważnego do powiedzenia!

Opryszek odłożył kamienną ostrzałkę i zaszczycił go spojrzeniem.

– Gadatliwy z ciebie zasraniec – prychnął. – No dobrze. Zamieniam się w słuch.

– Źle ostrzysz miecz.

Oprych się roześmiał.

– Cwaniak – ucieszył się. – Zobaczymy, czy będziesz taki rozgadany, kiedy skończysz w lochu lorda Dereka.

Orion oparł się plecami o kratę. Zaczynało się nie najgorzej. Wystarczyło kilka obelg i już wiedział, kto stoi za porwaniem.

– Grozi wam niebezpieczeństwo – oznajmił. – Licho naostrzony mieczyk cię nie uchroni.

– A co? Twoi koleżkowie przyjdą cię odbić? – zachichotał oprych. – Właśnie na to liczymy.

– Zawrzyj gębę, Zachariaszu. – Strażnik znajdujący się najbliżej klatki zmierzył towarzysza spode łba.

Oprychowi zrzedła mina, ale nie pokusił się o odpowiedź. Wrócił jedynie do swojego zajęcia.

– Nie chodziło mi o moich towarzyszy – podjął Orion, licząc, że da radę wyciągnąć więcej. – Poluje na mnie zabójca.

– A jakiż to zabójca może zagrozić tak licznej grupie?

Orion rozejrzał się za właścicielką tego głosu. Kobieta o krótkich miedzianych włosach opierała się barkiem o drewnianą chatę. Ciekawe, jak długo tam stała?

– Wyjątkowo dobry. – Orion chwycił dłońmi kraty. – Tak dobry, że nie powstrzymają go ani ostrokół, ani liczni siepacze.

– Okropnie zmyślasz, lordzie Orionie – zachichotała, po czym położyła dłoń na boku, demonstrując piękną szablę przy pasie.

– Nabrałaś mnie. – Usiłował za wszelką cenę utrzymać rozmowę. – Nie sądziłem, że jesteś z rabusiami.

– I to był twój błąd. – Wskazała go palcem. – Popełniasz kolejny, określając nasze stowarzyszenie rabusiami.

– W takim razie, jak powinienem was nazwać? – Wyszczerzył zęby. – Może łotry? Albo rzezimieszki? Mordercy? Czekaj, chyba mam. Szumowiny! – warknął i splunął siarczyście.

Przeklęty RycerzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz