Orion wracał z biblioteki. Nogi same go niosły, pozwalając skupić się na myślach. Liczył księgi, które zdążył przeczytać, i utrwalał nowe informacje. Skończył lekturę „Magii utraconej" i choć rozczarował się brakiem rozdziału poświęconego klątwom, miał ogólne pojęcie o możliwościach przeszłych czarodziei. Kolosalnych możliwościach! Jakim cudem zakon Wilków przeciwstawił się czemuś tak absurdalnemu?
Wiedzę o Wilkach również odświeżył, tym razem wypożyczając „Drogę Siedmiu". Utrata księgi bolała, lecz nie aż tak, żeby wracać po nią pod smokowiec. Stare legendy nie dały jednak pełnej odpowiedzi na pytanie, jak walczyć z magią. Spryt, męstwo i siła zdaniem Oriona były miernym argumentem. Znacznie bardziej wolałby konkretne taktyki. Takie jak złapanie wilkołaka w arkan i zadeptanie końmi, tylko żeby miejsce wilkołaka zajął Czarny Rycerz, a miejsce arkanu coś, co na pewno zadziała.
To przypomniało o trójce wybawicieli, których ostatecznie zaprosił w ramach podziękowania do gospody. Po prawdzie musiał wysłuchać licznych żartów o rycerzach, którzy nie umieją ani w strony konia, ani tym bardziej w strony świata, lecz pod koniec wieczoru udało mu się udobruchać nawet Lori. Zanim się rozeszli, został przez dziewczynę serdecznie uściskany, co jej towarzysze skwitowali gwizdaniem i pohukiwaniem.
Potrząsnął głową, spychając ładny uśmiech lekko wypitej Lori w zakamarki umysłu. Wiedza! Na tym powinien się skupić! Na powtarzaniu tego, czego się nauczył! Na przykład tego, że przedstawiciele Wilczego Kła w postaci Grimmsa i Malga nie spotkali się nigdy z upiorami, a przedstawicielki miały piękne oczy...
Zamarł, orientując się, że przebywa w nieznajomym miejscu. Obejrzał się. Widział liczne stragany, z których kupcy kończyli zbierać towar. Czyli źle skręcił na targowisku. W takim razie wystarczy, że cofnie się do...
Stęk?
Orion ruszył w stronę dźwięku, ściskając rękojeść miecza. Pogłos prowadził w zaułek między starymi kamienicami. Rycerz przywarł do ściany i ostrożnie zajrzał w głąb. Trzech zakapturzonych jegomościów w długich płaszczach szarpało się z niewysokim południowcem o włosach czarnych jak węgiel. Mimo oczywistej przewagi napastników, ofiara radziła sobie całkiem nieźle, trzymając jednego z opryszków za głowę i zasłaniając się nim przed pozostałymi.
Rycerz dobył miecza i wbiegł z krzykiem w zaułek. Jego nieoczekiwane pojawienie się przestraszyło niedoszłych rabusiów, którzy rzucili się do ucieczki i wkrótce zniknęli w gąszczu zbyt ciasnych uliczek.
– Nic ci się nie stało? – zapytał Orion, chowając ostrze do niedawno kupionej pochwy. – Zaraz, ja cię znam! Gael?
– Dziękuję sąsiadowi za ratunek. – Południowiec ukłonił się, po czym podniósł przewrócony kosz i zaczął wkładać do niego rozsypane owoce i warzywa. – Sam jestem sobie winien. Byłem rozkojarzony...
Orion obejrzał mężczyznę od stóp do głów.
– Widzę kilka siniaków, ale nic poważniejszego – podsumował, gdy skończył . – Nie najgorzej sobie radziłeś i bez mojej pomocy.
– Dziękuję uprzejmie, ale gdybyście się nie pojawili, źle bym skończył. – Gael uniósł kosz. – W ramach podziękowania zapraszam na posiłek. Chętnie podzielę się tym, co mam.
– Nie trzeba.
– Nalegam. Strawa karczmarza jest podła. Za dużo przypraw, za mało smacznych składników.
Odległe okrzyki sprawiły, że Orion oprzytomniał. Szybko chwycił Gaela za bark i pociągnął za sobą. Zanim opuścił zaułek, obejrzał się po raz ostatni. Zobaczył duże błyszczące ślepia, które pasowałyby do wilka, jednakże ciało zwierzęcia było drobniejsze, a uszy stanowczo za długie. Szary pies przyglądał im się z oddali, przekrzywiając łeb na bok.

CZYTASZ
Przeklęty Rycerz
FantasyMagia i klątwy są tylko reliktami przeszłości! Tak uważał każdy szanujący się Agwyńczyk. Młody rycerz Orion herbu Niedźwiedź współdzielił ten pogląd. Nie przejmował się starymi dziejami, bowiem zawsze liczyło się tu i teraz, a kiedy skąpy los wyciąg...