39.2 Zgubiony miecz

120 23 58
                                    

Ostatnie promienie słońca dosięgły drużynę w gęstwinie drzew. Wszyscy gorączkowo rozglądali się za miejscem pod nocleg. Daniel ciągle żądał od Bohaterów dachu nad głową, lecz Orion nie liczył na zbyt wiele. Czuł, że przesadził. Za bardzo przyzwyczaił się do myśli, że ktoś lub coś go tropi. Nie potrafił przerwać podróży, dopóki słońce wisiało nad horyzontem. Rozważał natomiast, czy nie wypróbować nowego talentu Elein, by wędrować po ciemku.

– Coś słyszę – oznajmiła wojowniczka. – Chyba głosy. – Wskazała małą ścieżynę.

Orion wytężył słuch. Gwar? Mógłby przysiąc, że w okolicy ktoś biesiaduje.

– To mogą być rozbójnicy – zawahał się.

– Krzyczą coś o turnieju – zauważyła Elein.

Damian zaczął węszyć niczym pies, po czym wyszczerzył zęby i rzekł:

– Czuję nosem karczmę!

– Tak jest! – ucieszył się Daniel.

– Spokój – zażądał Orion. – Wpierw zwiad. Gęsiego i za mną

Drużyna ostrożnie wjechała w ścieżkę odbijającą od głównego szlaku. Choć las gęstniał, hałasy robiły się donośniejsze. Orion uniósł rękę, zatrzymując pozostałych i sam wjechał na polanę. Piętrowy dom zbudowany z grubych bali wyglądał jak gospoda. Miał nawet metalowy szyld z wygrawerowanym łbem jelenia. Blisko wejścia stał koniowiąz, a za domem – stajnia ze strzechą.

Drzwi otworzyły się z hukiem i na zewnątrz wytoczył się brodaty jegomość, który ściskał w jednej dłoni kufel, gdy drugą rozsznurowywał spodnie. Zanim udał się za potrzebą, pomachał jeszcze naczyniem Orionowi, rozchlapując zawartość.

– Do mnie! – krzyknął Orion.

Usłyszał stuk kopyt. Towarzysze zatrzymali się obok w szeregu.

– I jak? – zapytała Elein.

– Nie widzę zagrożenia. – Orion się zawahał. – Wejdę do środka i sprawdzę...

– Nie! – stanowczo sprzeciwił się Damian. – Wszyscy pamiętamy, jak się to skończyło poprzednim razem. Pójdę ja z brachem. Mniej się rzucamy w oczy.

Nie czekał na odpowiedź. Dał znak Danielowi, po czym równocześnie zeskoczyli z koni i wręczyli wodze Orionowi i Elein. Chwilę później już zniknęli w gospodzie.

– Mają rację, wiesz? – zauważyła Elein.

– I ty też? – żachnął się. – Przyznaję, nie doceniłem wtedy tej całej Teresy, ale tym razem...

– Tym razem poczekasz ze mną – przerwała wojowniczka. – Chyba że przykre ci moje towarzystwo?

– Przykra mi bezczynność – poprawił. – Sądzisz, że Olafowi się udało?

– Oby tak. – Spochmurniała. – Jest lepszym podróżnikiem ode mnie i ciebie razem wziętych. Ganiał po szlakach Agwynnii, gdy jeszcze byłam w powijakach. Ma przy sobie Elwirę, a więc będzie myślał za dwóch. On już tak ma. Albo małpi rozum, albo cholerny geniusz.

W drzwiach gospody ukazał się Damian i machnął im ręką.

– Całe szczęście – westchnęła Elein. – Dość już mam bitek.

Uwiązali konie, ściągnęli juki i weszli do środka. Na wejściu wręczyli część rzeczy bliźniakom. Wystrój karczmy był myśliwski. Wszędzie wisiały albo skóry, albo poroża zwierząt. Największe poroże umieszczono nad ladą i musiało należeć do jelenia kolosalnych rozmiarów.

Przeklęty RycerzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz