Orion uniósł oczy. Na niebie to ukazywał się, to znikał oszczędny sierp księżyca, walcząc z gęstymi chmurami. Ostatnie promienie słońca rozpraszały mrok zmierzchu. Wreszcie nadszedł czas. Albo odbiją Igora teraz, albo nigdy.
– Gotowi? – zapytał towarzyszy.
Przytaknęli. Plan był prosty. Orion zakradnie się do środka gospody, a pozostali posłużą wsparciem, gdyby skryte działania zawiodły. Nie mieli dużo czasu. Od ładnych kilku minut nie słyszał już krzyków gapiów, co oznaczało, że turniej się zakończył. Ceremonia zwieńczająca pierwszy dzień zmagań rycerskich zajmie najwyżej pół godziny. Tylko tyle, zanim tłumy zaleją ulice Janeve niczym deszczówka rynsztoki.
Orion sięgnął palcami do rzemyka i zaczął rozplątywać zapięcie karwasza, łypiąc na karczmę. Nagle zamarł, gdy drzwi gospody otworzyły się na oścież. Dwóch strażników rodu Czapli wyszło na zewnątrz, dzierżąc pochodnie, i ustawiło się przed wejściem. Za nimi wyłoniło się czterech następnych. Kroczyli w parach, niosąc na barkach zwłoki młodego arystokraty z taką pieczołowitością, jakby uczestniczyli w ceremonii pogrzebowej.
– Jest i stary cap – mruknął Damian, wskazując na kolejnego mężczyznę, który opuszczał gospodę.
Nawet gdyby najemnik nie powiedział ani słowa, Orion domyśliłby się, że ma przed oczami głowę rodu Czapli. Starzec ubrał się w nieskazitelny aksamitny płaszcz koloru popiołu, a jego długie siwe włosy opadały aż na ramiona. Niegdyś musiał być naprawdę wysoki, lecz teraz garbił się, jakby ciężar przeżytych lat przygniatał go do ziemi. W dłoniach dzierżył pięknie zdobiony miecz Artura, z którego nie spuszczał oczu.
Damian jęknął. Orion z wysiłkiem oderwał się od Dereka herbu Czapla i zerknął tam, gdzie przed chwilą patrzył najemnik. Strażnicy, którzy wyszli tuż za starym szlachcicem, w świetle pochodni wyglądali jak upiory – bladzi, o nienaturalnie sztywnych ruchach, ze wzrokiem, który skupiał się na czymś daleko poza Janeve, mimo że na przeszkodzie stały domy. Ciągnęli za nogi zmasakrowane zwłoki, które podskakiwały na każdej nierówności ziemi.
Trup był nagi w górę od pasa, a jego połamane ręce wyginały się nienaturalnie przy każdym szarpnięciu. Zamiast twarzy miał krwistą masę przypominającą miskę pełną skrawek na ladzie rzeźnika. Gardło zmarłego szpeciła rana kłuta, która już nie krwawiła.
Damian oparł się plecami o mur i zsunął na ziemię.
– Już za późno – szepnął. – Kurwa mać...
Dopiero wtedy do Oriona dotarło, kim był zmarły. Jego ręka bezwiednie zacisnęła się na broni, a ciało samo ruszyło naprzód. Nagle przestał widzieć cokolwiek innego poza garbatą sylwetką starego szlachcica, który ważył się zamordować Igora w tak brutalny sposób. Coś zwaliło się na niego od tyłu. Obce ręce wsunęły się pod pachy, a dłonie zamknęły na szyi. Został forsownie wciągnięty ponownie do zaułka i powalony na ziemię. Miotał się w niemej furii. Kimkolwiek był nieoczekiwany przeciwnik, będzie musiał poczekać na swoją kolej. Wpierw rozprawi się z Derekiem! Uwolnił rękę, lecz w tej samej chwili do ziemi docisnęła go kolejna para dłoni.
CZYTASZ
Przeklęty Rycerz
FantasíaMagia i klątwy są tylko reliktami przeszłości! Tak uważał każdy szanujący się Agwyńczyk. Młody rycerz Orion herbu Niedźwiedź współdzielił ten pogląd. Nie przejmował się starymi dziejami, bowiem zawsze liczyło się tu i teraz, a kiedy skąpy los wyciąg...