Orion przybył do pracowni Romualda jako ostatni z zaproszonych. Z zaciekawieniem potoczył wzrokiem po otoczeniu, które łagodnie rozświetlał płomień świec umieszczonych w smukłych stojących świecznikach. Pomieszczenie robiło wrażenie – przestronne niczym pokój gościnny w starym domu w Gwynntonian, ale znacznie mniej surowe i puste. Ściany doczekały się ozdób w postaci pożółkniętych obrazów, podłogi przykryto dywanami zrobionych z owczych lub lisich futer, a liczne półki uginały się pod ciężarem książek, z którymi rycerz postanowił się wkrótce zapoznać. Gdyby rok temu ktoś mu powiedział, że jego nastawienie do czytania tak bardzo się odmieni, Orion wyśmiałby go w żywe oczy.
Pozdrowił zebranych, po czym zajął ostatnie wolne krzesło. Niestety ponownie miał po prawicy Lancelota, który w dodatku naburmuszył się na jego widok, jak gdyby zobaczył samego Hohenheima. Drugim sąsiadem okazał się podejrzanie niemrawy Olaf. Często zerkał na Elein zasiadającą obok Lancelota, a gdy odwzajemniała zainteresowanie, udawał, że patrzy na paznokcie.
Orion wolałby, żeby Elein skupiła się na Olafie, ale szybko sam stał się obiektem fiksacji. Dostrzegał w jej spojrzeniu zmartwienie, co tylko pogorszyło jego podły nastrój. Oby spotkanie zaczęło się jak najszybciej! Niechże Romuald wreszcie ściągnie na siebie uwagę!
Brat siedział na biurku i rozprawiał półgłosem z cudakiem, którego Orion z pewnością nie określiłby słowem „pospolity". Krótkie i gęste włosy koloru rdzy zdawały się płonąć niczym świece. Miał dorosłą twarz, lecz pozbawioną najmniejszego śladu zarostu. Orion skądś go pamiętał. Tylko skąd?
– Alchemik Andrew! – zawołała Elein. – Wreszcie przypomniałam sobie imię mistrza! Co mistrz robi tak daleko od Wilhelm?
Uprzedziła myśli Oriona. Istotnie, rudy mężczyzna wyglądał dokładnie jak alchemik, u którego niegdyś kupił eliksiry.
– Znasz ją? – zdziwił się Romuald.
– Zaprzeczenie. Widzę osobnika po raz pierwszy.
– Mistrz jest alchemikiem w Wilhelm – ciągnęła Elein. – Zamawiałam u mistrza mikstury na... – Speszyła się. – W sumie to nieistotne. Ważne jest, że mistrza pamiętam!
– Zdumienie. Czy istnieje możliwość, że spotkałaś innego?
– Innego?
– Potwierdzenie. Innego z mojego ludu.
– Ciekawe. – Romuald potarł dłonią zarost. – Czy twoi pobratymcy są bardzo do ciebie podobni?
– Potwierdzenie.
– Korzystałem kiedyś z usług alchemika w Wilhelm – wtrącił się Orion. – Muszę przyznać, że wyglądał zaskakująco podobnie.
– Właśnie! – przytaknęła Elein. – Ta sama twarz. Ten sam kolor włosów!
– Tego ostatniego nie mogę potwierdzić. Za każdym razem, kiedy kupowałem eliksiry, włosy alchemika skrywał kaptur.
– Co oznacza, że ma coś do ukrycia. – Elein skrzyżowała ręce na piersi, zakładając nogę na nogę.
– Każdy alchemik, którego spotkałem, nosił kaptur – zaprzeczył Olaf. – To niczego nie dowodzi.
– Romualdzie, przedstaw nam swojego przyjaciela, żeby rozwiać wątpliwości – poprosił Orion.
– Słusznie. Przed wami mistrz Rob. Genialny wynalazca, dzięki któremu mamy między innymi założony system wodny. A to tylko jedna z niewielu rzeczy, które mistrz Rob zdążył już zrobić.
– Ładnie! – Olaf gwizdnął. – Takie cuda są jedynie w największych miastach. Nad czym teraz pracuje nasz mistrz?
– Turbina wiatrowa – odparł Rob.
CZYTASZ
Przeklęty Rycerz
FantasyMagia i klątwy są tylko reliktami przeszłości! Tak uważał każdy szanujący się Agwyńczyk. Młody rycerz Orion herbu Niedźwiedź współdzielił ten pogląd. Nie przejmował się starymi dziejami, bowiem zawsze liczyło się tu i teraz, a kiedy skąpy los wyciąg...