2.2 Dom

515 55 232
                                        

Orion skrzywił się i zamknął oczy, gdy twarde dłonie pociągnęły go do przodu.

– Dobra robota, chłopcze. – Drest krzepko go objął. – Walczyłeś jak lew. Porażka to nic takiego. Może zdarzyć się każdemu. Tylko nie waż mi się poddawać! Jestem przekonany, że następnym razem to właśnie ty będziesz górą.

Orion przełknął ślinę i przytulił się mocniej do staruszka. Czuł się podle.

– Wszystko przez te cholerne krzyki gapiów – ciągnął wywód Drest, cofając się o krok i kładąc wielkie jak bochen dłonie na barkach wnuka. – Pamiętam swoją pierwszą bitwę. Wróg rzucał wyzwiskami i klątwami, a ja, słuchając tych plugawości, zapomniałem, którą stroną trzyma się miecz. Całe szczęście, że dowódca nie był gołowąsem.

Bez słowa przytaknął.

– Nie smuć się po przegranej bitwie – pocieszał dziadek, czym nieświadomie kroił duszę Oriona na kawałeczki. – Dopóki żyjesz, wojna trwa.

Ponownie skinął głową.

– Słuchaj, wstyd się przyznać, ale nie zostałem do końca. Czy coś przegapiłem?

– Król Artur zaprosił mnie na ucztę.

– Doskonale! Los znowu się do nas uśmiechnął.

Podniósł oczy i spojrzał na uradowaną twarz Dresta herbu Niedźwiedź. Zwalczył chęć przyznania się do winy. Staruszek najbardziej na całym świecie cenił odwagę i honor, ponieważ właśnie te dwie cechy pozwoliły mu oszukać niewolniczy chłopski los. Krwią i mieczem wywalczył na polu bitwy majątek i herb. Nie zrozumiałby jego decyzji.

Bogaty życiorys Dresta nauczył Oriona jednego: przeznaczenie dało się oszukać! Niestety staroświeckie metody dziadka nie nadawały się do dworskich subtelności. Z tego powodu ród Niedźwiedzia ciągle nic nie znaczył. Orion długo szukał sposobu, lecz znalazł go dopiero w posiadłości rodu Wrony. Lord Hohenheim nieświadomie pokazał mu, jak zdobyć pozycję i wpływy. Cóż komu po sztywnych zasadach, jeśli świat jest wielkim skupiskiem zmiennych? Trzeba wiedzieć, kiedy walczyć, a kiedy się ugiąć!

Drest tak nie potrafił.

– Muszę przejrzeć garderobę – powiedział, siląc się na uśmiech. – Na uczcie u króla wypada dobrze się prezentować. Niech no ja tylko znajdę Romualda... – wycedził.

– Słusznie, chłopak ma oko do takich rzeczy – przytaknął Drest.

Orion z bólem zauważył, że dziadek unika wzrokiem pustych zagródek.

– Chodźmy stąd. Pewnie głodnyś jak smok – oznajmił wesoło Drest, po czym pokuśtykał do wyjścia.

Młodzieniec zwalczył odruch usłużenia mu pomocą. Był to najprostszy sposób, żeby sprowokować awanturę. Razem wyszli na zewnątrz. Orion zamknął drzwi stodoły i rozejrzał się.

– Nie widziałeś może Romualda? – zapytał w końcu.

– Wróciliśmy z turnieju, a później każdy zajął się swoimi sprawami. Czemu pytasz?

– Strasznie był blady.

Drest zmielił w ustach przekleństwo.

– Sprawdź podwórko, a ja przeszukam chałupę – rzucił, kuśtykając pośpiesznie do domu.

– To nie jest chałupa... – mruknął pod nosem. – Dziadek nawet pałac nazwie chatą, a królewski spichlerz chyżą...

Musiał się skupić.

Romuald!

Najpierw sprawdził ogródek oraz ulice przy ogrodzeniu. Następnie pognał za stajnię, gdzie rozpędził na boki spłoszone kury.

Przeklęty RycerzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz