Kitsune nie do końca były złymi demonami. W wielu kręgach kulturowych uznawano je za istoty obdarzone nadnaturalną mocą, dzięki której niosły pomoc śmiertelnikom. Choć prawdą było, że ich ciemna strona cieszyła się większą popularnością, przez to uważano je za kłamliwe i złośliwe. Niekiedy wierzono, iż przybierają ludzką postać, najczęściej młodej kobiety, by kusić i pożerać mężczyzn.
Mijały jednak lata, a legendy ulegały wielu zmianom, czasem ludzie coś sobie dopowiadali, a czasem pomijali niektóre treści. Jednakże tylko jedna historia, aż po wiek współczesny pozostała w swej pierwotnej formie. Żaden człowiek, ze strachu przed nią, nie ośmielił się jej przekształcić. Była to opowieść mrożąca krew w żyłach nawet tym najtrwalszym bojownikom, i oni nie potrafili znieść wyciekającej z niej krwi i grozy, wszak była to legenda o słynnym białym lisim demonie. Youkai, którego imię oznaczało jedno proste cięcie, właśnie w taki sposób wyzbywał się on swych wrogów.
Każdy mieszkaniec Archipelagu Japońskiego poczuł ulgę, gdy bestia została schwytana przez bogów. Mieli nadzieję, że pola ryżowe już nigdy nie zaleje szkarłatna ciecz, a demon zostanie pochowany na zawsze.
Cóż jednak mogło z tego wyniknąć, gdy i bogowie bywali krnąbrni oraz przebiegli. Tak naprawdę nad światem nie czuwał nikt o czystym sercu, a ludzie musieli zdać się na łaskę niemiłosiernych istot.
Ginittou nie wierzył własnym oczom, jednak instynkt podpowiadał mu, że to właśnie on przed nim stoi. Co prawda, jeszcze nigdy osobiście go nie spotkał, lecz nie mógł się mylić. Stojący przed nim mężczyzna wydawał się zbyt realny, by mógł być fikcją.
— Izanagi? — wyszeptał, wciąż nie dowierzając.
Bóstw na świecie było wiele i Gin nie umiał ich wszystkich policzyć czy chociażby wymienić, aczkolwiek tego jednego nie mógł pomylić, ponieważ był on zbyt ważną osobistością w jego krainie.
— To ty jesteś Izanagi, bóg stworzenia?
Mężczyzna uniósł do góry brwi w zdziwieniu. Sądził, że rozpoznanie go nikomu nie sprawiłoby problemu..
— We własnej osobie, mój przyjacielu.
— Nie przypominam sobie byśmy byli ze sobą blisko! — warknął oschle lis.
Zaskoczony bóg, po chwili ciszy roześmiał się, aprobując jego otwartość. To był pierwszy raz, gdy ktoś o tak niskim pochodzeniu zwracał się do niego w tak grubiański sposób. Postanowił jednak puścić to demonowi płazem, gdyż był niezwykle łaskawym bogiem.
— Lata mijają, a ty wciąż taki sam. Chociaż, jednak dostrzegam w tobie pewną zmianę. Twoje serce wreszcie ożyło. Czyżbyś odnalazł tą, dla której może bić?
Jego słowa nie spodobały się Ginittou, nie dlatego, że nie miał racji, lecz dlatego, iż Izanagi doskonale znał całą prawdę. W końcu był jednym z tych bóstw, które przyczyniły się do ukształtowania jego przyszłości. I, o ile za Laurę mógł być mu w pewnym stopniu wdzięczny, tak za sposób w jaki ją spotkał, nienawidził go. Już wiedział, że Izanagi, wbrew krążącym legendom, nie zabił boga ognia, a ten rozjuszony wymordował jego ród. Jak gdyby tego było mało, to Ginittou przypisano tę zbrodnię, sam Iznanagi go skazał, pomimo tego, że znał prawdę. Gin od dziecka dręczył się tamtymi wydarzeniami, wierzył, iż naprawdę dopuścił się czegoś tak okropnego. To właśnie ten stojący naprzeciw niego bóg, wykształcił w nim jego morderczą stronę. Nadszedł więc czas, by zwróciła się ona przeciwko swemu stwórcy.
Niedużo myśląc, kitsune chwycił za rękojeść leżącej na ziemi katany i wyskoczył w powietrze, kierując ostrze miecza ku bóstwu.
Izanagi stał spokojnie, uważnie przyglądając się lecącemu w jego stronę białemu lisowi. Był zachwycony jego szybkością i lekkością. Tak doskonale wtopił się w otoczenie, że wszelkie siły natury w pełni mu sprzyjały, z łatwością je sobie podporządkował. To było zadziwiające, gdyż żaden demon nie posiadał aż tak ogromnej mocy.
CZYTASZ
Kitsune - Ostatni Lisi Demon
Fantasy|Uwaga! Tytuł w korekcie!| Pierwsza część dylogii pt. "Kitsune". Japończycy wierzą, że wszystkie Kitsune wyginęły kilka set lat temu. Są przekonani, że żaden lisi demon nie ostał się na tym ludzkim padole, a ten najgroźniejszy, który był przyczyną...