Obezwładniające ciepło przeszyło ciało Laury. Dziewczyna potrzebowała dłuższej chwili, by móc poruszyć jakąkolwiek z kończyn. W końcu udało jej się ruszyć, lecz nadal nie miała pojęcia, co się tak właściwie stało. Czy Izanami dokończyła swoje dzieło? Czy tak właśnie wyglądała śmierć? Wbrew oczekiwaniom nie było jej niedobrze, ale że czuła się wyśmienicie, też nie mogła rzec.
Po kilku minutach, gdy jej oczy zalało okropnie jasne światło, zdezorientowana rozchyliła powieki. Na początku obraz był rozmazany, rozróżniała jedynie niektóre kontury. Po niedługim czasie wreszcie przywykła, a otoczenie stało się bardziej wyraźne.
Wciąż oszołomiona rozejrzała się dookoła, widząc wysokie zielone drzewa, pola i krzewy. Nie rozumiejąc, czemu jest w lesie, podniosła się do pionu i przetarła palcami oczy. Obraz jednak nie uległ zmianie, a ona jeszcze bardziej popadła w niepokój.
— Gdzie ja jestem?! — krzyknęła przestraszona.
Chwiejnym krokiem podeszła do najbliższego drzewa. Nieważne, gdzie patrzyła, wszędzie był tylko las. Serce coraz mocniej zaczynało bić w jej piersi. Nie wiedziała, co ma robić. Jej głowę zaczynało wypełniać wiele pytań, ale na żadne nie potrafiła udzielić racjonalnej odpowiedzi.
— Co tu się dzieje? — zapytała samą siebie.
Zdenerwowanie stopniowo w niej narastało. Jak szalona poczęła rozglądać się po wszystkim, co znajdowało się dookoła niej. Chciała wiedzieć, jakim cudem znalazła się w tym miejscu. Kto ją tu sprowadził? Czy tak wyglądały zaświaty? Usilnie starała się przypomnieć sobie to, co wydarzyło się przed tym, nim się tu zbudziła.
Pamiętała jak Gin się wykrwawiał. Nie była tego w stu procentach pewna, ale wydawało się jej, że z bogiem ognia również nie było najlepiej. W pamięci miała jeszcze rozwścieczoną twarz Izanami, właściwie swoją twarz, którą bogini wykorzystała. Chciała ich zabić. Wszystko było jasne, musiało się jej udać, w tamtym momencie nie mieli szans, by uciec.
Laura spojrzała na swoje dłonie. Na ich wewnętrznej stronie wciąż zapisany był dotyk kitsune. Ciepły dotyk, który stopniowo stawał się coraz zimniejszy. Wówczas zacisnęła na nim swoje ramiona mocniej, byle tylko oddać mu własne ciepło. Wiedziała jednak, iż ulatuje z niego duch.
— Gin — szepnęła, strwożona strachem przed prawdą.
Uniosła wyżej swoje dłonie i zamknęła w nich swoją twarz. Chciała jak najdłużej czuć jego ciepło i delikatny zapach. Marzyła, by jeszcze raz zanurzyć palce w jego miękkich włosach, by zerknąć na jego wredny uśmieszek i bez pamięci zatopić się w jego głębokim spojrzeniu.
— O, Gin! — krzyknęła, zdławiona płaczem.
Upadła na kolana, podpierając tułowie o pień drzewa. Nie chciała krzyczeć, ale niewidzialna siła mocniej zacisnęła się na jej szyi. Wreszcie wrzasnęła coś, czego nie dało się zrozumieć, a z jej oczu popłynęły wielkie łzy. Rozpaczała bez opamiętania, trawiona tylko jedną prawdą. Nie ważne, że traciła już oddech, a oczy piekły ją, jak gdyby palił je ogień, nadal wrzeszczała, nie chcąc się opamiętać.
Cała popadła w spazmatyczne drżenia. Bolało ją w klatce piersiowej i nieważne jak mocno ściskała się za serce, ono jedynie coraz bardziej rozrywane było przez jej cierpienie. Nieważne, że jeszcze chwilę temu oddychała miarowo i spokojnie, teraz nie pamiętała jak w ogóle wprowadza się tlen do płuc. Nie umiała wziąć oddechu, choć usilnie próbowała. Wszystko było nie tak, jak powinno.
Nie mogła pojąc, dlaczego to właśnie lisa spotkał taki los. Była gotowa oddać własne życie, byle Ginittou powrócił. Kochała go, bardzo go kochała. Nie była w stanie porządnie wyznać mu swoich uczuć, właściwie tak wiele jeszcze chciała mu powiedzieć. A teraz jego nie było już z nią.
CZYTASZ
Kitsune - Ostatni Lisi Demon
Fantasy|Uwaga! Tytuł w korekcie!| Pierwsza część dylogii pt. "Kitsune". Japończycy wierzą, że wszystkie Kitsune wyginęły kilka set lat temu. Są przekonani, że żaden lisi demon nie ostał się na tym ludzkim padole, a ten najgroźniejszy, który był przyczyną...