25. Orenchi (cz.2)

853 69 11
                                    

− Przecież obiecałeś? – Laura i Ginittou szczęśliwie dojechali na miejsce i właśnie stali przed budynkiem dworca w Kioto.

− Ja ci coś obiecywałem? Nie przypominam sobie.

− Powiedziałeś, że zobaczymy wszystko, co chcę.

− Tak, ale nie powiedziałem, że będę twoim przewodnikiem.

− Ale... − Robił jej wiecznie na przekór, przecież nie żądała od niego nie wiadomo czego, chciała tylko pójść do świątyni Fushimi Inari. Marzyła by zobaczyć długi tunel utworzony z równo ustawionych bram Torii, prowadzących na wzgórze, gdzie mieściła się jedyna w swoim rodzaju świątynia bóstwa płodności i powodzenia, dobrego lisa Inari. – To wcale nie jest tak daleko.

− Około czterdzieści minut stąd, lecz nie w tym rzecz. My kitsune i Inari nie lubimy się, dlatego nie zamierzam tam pójść – stwierdził uparcie, kierując się w jakąś nieznaną Lurze stronę.

− Gin! – Lis jednak jej nie słuchał. – No proszę cię, to jedno z najbardziej popularnych miejsc w Kioto, nie mogę go nie zobaczyć.

− Nie musisz podążać ślepo za modą.

− Gin! – Gdy demon nadal nie odpowiadał pozytywnie na jej prośby, zdenerwowała się. – Dobra, jak chcesz. Ja tam idę, poradzę sobie sama, a ty możesz tu sobie zostać. – Wyprzedziła go, podchodząc do ustawionego przy przystanku autobusowym ekranu informacyjnego. Znała dobrze język, orientowała się na mapie, więc nie musiała martwić się, że gdzieś się zgubi, lis był jej całkowicie zbędny.

− Naprawdę zamierzasz pójść tam sama?

− Skoro ty nie masz na to ochoty, to mówi się trudno. –Wzruszyła z obojętnością ramionami, nie zamierzała robić tylko tego, co on jej nakazuje, posiadała własny rozum.

− Laura, czy ty planujesz wyprowadzić mnie z równowagi? – Oparł dłonie tuż przy jej głowie, pochylając się nad dziewczyną. – Kolejny raz zamierzasz narazić mnie na niebezpieczeństwo, lekceważąc moje polecenie?

− Nie, przecież nic ci nie będzie. – Czyżby jednak znała prawdę? Wiedziała, że wiążąca ich nić zwiększyła swój zasięg i nie ma już na niego takiego wpływu? Ginittou jeszcze tego nie odważył się spróbować, ale czuł, że gdyby chciał, to mógłby już zranić Laurę. – Dla swojego własnego dobra i tak za mną pójdziesz! – Uśmiechnęła się triumfalnie, a on miał ochotę złapać ją za ramiona, mocno potrząsnąć, a później... wycałować? Zaczynał już chyba myśleć tylko o jednym. Staczał się na dno, zdecydowanie jego obecna postawa nie wpływała dobrze na jego reputację.

− Ty mała Pyzo, nie jesteś czasem zbyt pewna siebie?

− O, zaraz będziemy mieć autobus i na miejsce zajedziemy w siedem minut, dzięki temu zaoszczędzimy sporo twojego cennego czasu – powiedziała, całkowicie ignorując jego słowa.

Ginittou nie wiedział, co ma zrobić. Ta dziewczyna urzekła go, sprawiła, że jego serce przyjemnie drgało, przy niej czuł się dobrze, wręcz rewelacyjnie. Naprawdę nie mógł wyobrazić sobie ich końca. Czy w tamtym momencie wszelkie uczucia jakimi ją darzy po prostu znikną czy przez resztę życia będzie musiał się z nimi zmagać? Szczerze mówiąc, wolałby pierwszą opcję, lecz nie sądził by obraz Laury tak od razu wymazał się mu z pamięci.

− Wygrałaś! Niech już będzie, zabiorę cię do tej świątyni. – Skapitulował, chcąc tak naprawdę ją uszczęśliwić.

− Mówisz poważnie? − nie dowierzała.

Kitsune - Ostatni Lisi DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz