Rozdział 1

1K 55 6
                                    

Wstałam z mojego łóżka i się ubrałam w czarno- niebieskie rzeczy.  Związałam włosy w luźnego koka. Wyszłam z domu i zobaczyłam moją przyjaciółkę.

-Hej Ash! - przywitałam się.

-Hej Mari, ile można spać? Czekam na Ciebie od dwóch godzin!

-Ojjj, zaspałam. Po co na mnie czekasz? - zapytałam z ciekawością.

-Podobno w Zielonej Dolinie pojawiła się nowa klacz.

- No i co? Wiesz, że ja nie przepadam za końmi. - powiedziałam przewracając oczy.

-No weź chodź tam ze mną proszeee. - Błagała i błagała a ja jak zwykle się zgodziłam.

-Dobra, pójdę do Zielonej Doliny zobaczyć tą klacz tylko dla Ciebie.

-Jejjej! Ide po Oreo! - Pobiegła szybko po ogiera.

Stałam, stałam i czekałam na dziewczynę. Ile wolno było iść po konia? Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i przeglądałam różne rzeczy. Po chwili mój przyjaciel z internetu napisał. Nazywał się Max, był naprawdę miły.
Popisałabym z nim dłużej ale zobaczyłam Ashley, biegnącą z koniem w moją stronę.

-Ile można czekać?- zapytałam uśmięchając się do dziewczyny.

-Oj, przesadzasz, chwile mnie nie było -Przewróciła oczami. - Chodźmy.

Zapomniałam wspomnieć, że Ash była wyższa ode mnie o pół głowy, miała czarne włosy, zielone oczy. Ubierała się w pastelowe rzeczy, czasami w czarne.

Szłyśmy parę minut w stronę Zielonej Doliny. W tamtym dniu było wyjątkowo ładnie. Na niebie nie było chmur. Słońce świeciło dosyć mocno. Wspomnę tylko, że była wiosna.
Zawsze jak patrzyłam na niebo to otaczał mnie spokój. Jak świeciło słońce odruchowo się uśmiechałam, tak miałam w zwyczaju.

Wiosną w Zielonej Dolinie było tak pięknie. Dużo tam było zieleni, sama nazwa "Zielona" wskazuje, że tam zielono.
Dolina była sama w sobie, tajemnicza, wiele ludzi się bało Zielonej Doliny nie wiedziałam czemu. Ja to miejsce kochałam.

Szłyśmy dróżką z kamieni, zaraz miałyśmy skręcić w stronę gęstwiny ale coś nas powstrzymało.
Nagle usłyszałyśmy jak coś, raczej ktoś biegł w naszą stronę. Ja zaczęłam trochę panikować. Odgłosy były prawie przy nas. Usłyszałyśmy krzyki i rżenie konia, głośne rżenie.

-Zaraz ją złapiemy! - krzyczał jakiś nieznajomy człowiek.

Moje serce zaczęło szybciej bić, spojrzałam na Ash. Widać było, że panikowała. Nie wiadomo skąd, wybiegła klacz. Rżała bardzo głośno. Po chwili klacz zrobiła dęba. Uderzyła prawie swoim kopytem Ashley. Ash na szczęście odsunęła się w porę. Po paru sekundach zobaczyłyśmy dwóch jeźdzców.
Jeden z nich zarzucił na klacz linę. Klacz wyrywała się. Nie odpuszczała.

-Odsuńcie się, bo wam coś zrobi!

Nie zareagowałam, stałam w osłupieniu. Patrzyłam na całe zdarzenie z zaskoczeniem.

-Rusz się! Szybko!

Klacz wyrwała się z liny i biegła w moją stronę gallopem. Moje serce biło jak szalone. Ręce zaczęły mi się pocić, pewnie wyglądałam jak kreda.
Koń zbliżał się, po chwili klacz zatrzymała się przede mną, uniosła się by mnie kopnąć. Patrzyłam na nią, moje serce zatrzymało się na chwilę. Klacz już miała wykonać swój ruch. Ale jeden jeździec znowu zarzucił na konia sznur. Pociągnął klacz w swoją stronę, przy tym zajściu koń rysnął kopytem o moją ręke.

-Marika! Nic Ci nie jest!?

Otrząsnęłam się po chwili. Spojrzałam na rękę zobaczyłam trochę krwi.
Następnie spojrzałam na Ashley.

-T-tak.. Raczej tak tylko ręka mnie boli - powiedziałam patrząc w oczy dziewczyny.

-Czemu się nie ruszyłaś dziewczyno? Ten koń mógł Cię zabić!

Od razu się odwróciłam w stronę mówiącej osoby. Czułam się zmieszana.

-Ja.. Przepraszam. Tak jakby mnie... sparaliżowało.

-Idźcie już najlepiej.

Posłuchałyśmy się jeźdźca i zaczęłyśmy wracać do Stajni Jorvik.

-Co się stało? Czemu sie nie ruszyłaś?

-Już mówiłam, Ash. - mówiłam idąc przed siebie.

-Powiedz mi  dokładniej. - mówiąc to zwolniła krok.

Sama nie wiem dokładnie czemu się wtedy nie ruszyłam. Ale ten.. Koń miał w oczach... Przerażenie? Nie, tego tak nazwać było nie można. Miał raczej chęć bycia wolnym? Jego oczy były inne, każdy koń miał te same zwykłe oczy, nie miały prawie emocji... Z resztą po co ja się nad tym zastanawiałam, przecież nienawidziłam koni.

-Ashley... -Chwilę się zastanowiłam czy wyznać przyjaciółce prawdę. - Sama nie wiem do końca czemu, nie chce o tym rozmawiać, skończmy ten temat i wracajmy do Stajni. - Odpowiedziałam szybko idąc przed siebie.

Przez rzesztę drogi milczałyśmy.
Moja ręka zaczęła troszkę szczypać. Spojrzałam na miejsce dochodzącego bólu. Rana była niewielka, krwi prawie nie było.

Doszłyśmy wreszcie do stajni. Ludzie byli dziwnie spokojni, codziennie było tam głośno a wtedy było cicho. Może było jakieś zebranie.
Po chwili doszłam do domu i przytuliłam się na pożegnanie z Ashley.

•••
❤ Gwiazdka= motywacja= Nowy rozdział

Podoba się wam ten rozdział?

Rozdział został poprawiony 03.11.2019r. ✔

Strata Więzi | Star Stable | Korekta ✔| Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz