Ten rozdział nie wpływa na fabułę książki, jest po prostu wspomnieniem głównej bohaterki.
--------------------Siedziałam przy stole, patrząc w okno na padający śnieg. Widziałam w oknie również szczęśliwych ludzi, prowadzących swoje konie do stajni z uśmiechem. Każdy był wniebowzięty Wigilią, świętami. Ale ja... Nie.
Kochałam ten klimat świąt, te wszystkie koce, swetry z wełny. Ale nie lubiłam Wigili. Po co komu składanie sobie fałszywych życzeń? Udawania, że jest się szczęśliwym w ten jakże wyjątkowy dzień?
Jednak tamta Wigilia, była wyjątkowa, była ostatnią Wigilią i ostatnimi świętami z moimi rodzicami.. Złożyłam im jak najszczersze życzenia, a oni sobie.
Na stole było ogrom potraw, od sałatek do ryb. Ale ja wolałam ciasta. Cała rodzina zajadała ze smakiem karpia, śledzie, rybę po grecku, a ja jako ja jadłam ciasta. Bo nic więcej nie lubiłam.
Moja rodzina miała w zwyczaju śpiewanie kolęd, ubieranie choinki i składania pod nią prezentów, szykowanie dodatkowego miejsca dla niespodziewanego gościa.
Nigdy nie rozumiałam tego ostatniego zwyczaju i tak nigdy nie przychodził do nas. Choć w tamtym roku to się zmieniło.
Przy zasiadaniu przy stole, nagle ktoś zapukał do drzwi. Moja mama podeszła do drzwi i je otworzyła, ku jej zdziwieniu przyszedł niespodziewany gość. Zaprosiła go i pokazała mu miejsce do zasiądnięcia.
Była to dziewczyna, ubrana w zieloną sukienkę, miała zielone oczy, czarne włosy. Zdziwiłam się na jej wygląd, ponieważ wyglądała jakby dopiero wróciła z lasu. Widać było w niej dzikość.
-Awięc jak się nazywasz młoda damo? -zapytał mój tata.
-Wild. To takie trochę starodawne imię, które oznacza dzikość, niezależność. -rzekła.
Wtedy po prostu podziwiałam jej imię, było tak bardzo pasujące do niej.
-A skąd pochodzisz?
-Z zachodu. Liście mnie tu przprowadziły.
Każdy z nas był zaskoczony, ale nikt o nic nie pytał. Wild, była trochę dziwna, chodzi mi o jej charakter, jej zwyczaje. Była inna niż wszyscy z Jorviku, była... Sobą.
-Ja jestem, Marika. A to są moi rodzice Rosalie i Tom. -powiedziałam przedstawiając moją rodzinę. - A to moja ciocia Johanna.
Spędziliśmy bardzo mile kolację przy stole, ale po poznaniu Wild czułam dziwną pustkę. Kiedy kolacja się skończyła. Moi rodzice i Johanna poszli do telewizji i zaczęli oglądać „Kevin sam w Jorviku"*.
Do mnie podeszła Wild, zaczęłyśmy rozmowę.
-Jak tam? -zapytałam.
-Dobrze. Jeździsz konno?
-Nie, od paru lat nie jeżdżę... A skąd to pytanie?
-Bo wszędzie, na każdym obrazie jest koń.
-Widzę, że zdążyłaś się już rozejrzeć. -rzekłam z lekką ironią w głosie.
-Nie, to po prostu widać na pierwszy rzut oka.
-A ty jeździsz?
-Tak, konie to moje życie.
-A masz jakiegoś wierzchowca?
-Tak, karego konia z czarną grzywę, nazywa się Clever. Mówię na niego Clev.
-C-Co?
-Widzisz Marika, za szybko się poddałaś. Mogłaś znaleźć konia takiego jak Clev, konia który by Cię pokochał.
-Skąd wiesz o tym? -zapytałam z zaskoczeniem w głosie.
-Nie mogę Ci tego wyjawić, zrozumiesz kiedy przetrszesz oczy i dasz szansę innym koniom wejść do twojego życia.
Postanowiłam milczeć. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Muszę już iść Mariko, spotkamy się jeszcze. Wesołych Świąt. -powiedziała z uśmiechem i wyszła z domu.
-Wild już wyszła? -zapytała Johanna.
-Tak, musiała już iść.
-Idziesz oglądać wraz z nami?
-Jasne, przecież nie mogę tego przegapić.
Może nie lubiłam Wigilii, ale skrycie ją kochałam. Teraz, dałabym wszystko, żeby spędzić Wigilię z moją rodziną, zwłaszcza rodzicami... Cóż czasu nie da się cofnąć.
Chciałabym im powiedzieć: „Wesołych Świąt".Kiedy film zakończył się poszłam do pokoju i zasnęłam. Chciałabym przeżyć tamten dzień jeszcze raz.
***
Wesołych Świąt! Wiem, że nic nie mówiłam o Specialu, ale musiałam go napisać.Kevin sam w Jorviku. -przepraszam, ale musiałam to napisać. 😅
Ps. Z góry przepraszam za błędy.
CZYTASZ
Strata Więzi | Star Stable | Korekta ✔| Zakończone ✔
FanficStrata Więzi Rozpoczęcie książki: 30.05.2019r. Zakończenie książki: 30.12.2019r. Uprzedzam, że pierwsze rozdziały, a może nawet cała książka nie jest pisana w moim obecnym stylu pisania.