Rozdział 11

233 23 2
                                    

Minęły dwa dni odkąd postanowiłam na razie zostać w domu Maxa i Alexa.
Zrobiłam to tylko ze względu na Wild, która potrzebowała odpoczynku.

Siedziałam w pokoju gościnnym, ręka dalej mi drżała, nie wiedziałam co to oznaczało.
Po chwili poczułam ostry ból głowy.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i głos bruneta.
Odwróciłam się do niego.

-Co ty tu jeszcze robisz? Nie miałaś dziś wyjechać?

-To, że miałam dziś wyjechać to nie oznacza, że wyjadę o 6.32.

-Lepiej, żebyś wyjechała przed południem.

-Lepiej, żebyś stąd poszedł.

-Nie będziesz mnie wyganiała.

Spojrzałam na niego i wyszłam bez słowa. Zeszłam po schodach na dół. Zobaczyłam czarno włosego chłopaka w kuchni, zignorowałam Go, wyszłam z domu.
Zaczęłam iść w stronę klaczy.

Ku mojemu zdziwieniu Wild już chodziła co oznaczało, że mogłam już spokojnie wyjechać.
Poczułam ulgę. Zwierzę podbiegło do mnie, a ja od razu ją przytuliłam i powiedziałam.

-Dziś stąd jedziemy, nie mam zamiaru już tu się męczyć. -rzekłam szepcząc.

Ból głowy znowu mnie złapał, tym razem był nie do zniesienia. Odsunąłam się od klaczy łapiąc się za głowę.
Nie mogłam wytrzymać.

-AGH!

Wild była niezapokojona, patrzyła na mnie.
Nie wiedziałam co się dzieje. Stałam trzymając się za głowę, próbując wytrzymać ten ból.
Nie wiadomo w jakiej chwili ból ustał. Przyłożyłam palec do nosa, poczułam jakąś ciecz, ciemna krew zaczęła spływać z mojej twarzy.

Usłyszałam jakieś głosy, wiedziałam, że tamten głos skądś kojarzyłam. Na pewno nie był to głos Maxa ani Alexa. Momentalnie się odwróciłam w stronę ogrodzenia.
Zobaczyła dużo ludzi ubranych na kolor ciemny turkusowy, wręcz ciemny zieleń.
Ale jeden facet się wyróżniał, miał beżowy, długi płaszcz.

-O nie..

To był Sands wraz z Dark Core. Szybko popchałam klacz na tył domu. Wyjrzałam zza rogu, patrzył się akurat na dom Maxa i Alexa.
Serce mi szybciej zabiło.
Odwróciłam wzrok na Wild.
Nagle usłyszałam głos Maxa, wyjrzałam znowu zza rogu. Zobaczyłam czarno włosego chłopaka wraz z bratem. Zareagowałam naprawdę szybko.

-Marik-

-Ćś!

-Czemu się chowasz? -zapytał brunet.

Pokazałam ręką, żeby się przybliżyli.
Byłam spanikowana, Wild zresztą też.

-Słuchajcie.. Ja, Ja muszę już stąd jechać.

-Czemu? Ze względu na Alexa?

-Nie, tu nie chodzi o niego. Tu chodzi o coś ważniejszego.

Znowu wyjrzałam zza rogu, Sands spojrzał się centralnie na mnie, szybko się odwróciłam.

-O co chodzi? -zapytał czarno włosy.

-Nie mam czasu, żeby to wytłumaczyć, muszę jechać. JUŻ.

-No dobrze.

-Max możesz mi przynieść mój sprzęt? Proszę.

-Jasne Marika.

Max odszedł na ułamek sekundy i zjawił się wraz z moim sprzętem. Szybko założyłam uzda, czaprak, siodło.

Max na chwilę poszedł do domu mówiąc, żebym tu poczekała.
Alex patrzył na mnie a po chwili coś powiedział.

-Nie odjedziesz stąd dopóki nie powiesz czemu tak nagle chcesz opuścić to miejsce.

Znowu wyjrzałam zza rogu domu, nie zobaczyłam już ani strażników ani mojego największego wroga. Odetchnąłam z ulgą.

-Ciebie to najmniej powinno obchodzić -dodałam.

Max wrócił i podarował mi dwie butelki wody, jakiś prowiant dla mnie i dla klaczy,  skórzaną kurtkę i jakąś torbę do siodła.
Byłam zaskoczona kurtką.

-Jezu, dzięki nie trzeba było. -Rzekłam przytulając chłopaka, Alex zdecydowanie wyglądał na nie zadowolonego.

Przypiąłam torbę i włożyłam do niej wodę i jedzenie a kurtkę założyłam.

-I co tak po prostu odjedziesz? Nie powiesz czemu tak nagle chcesz opuścić to miejsce?
Max nie jesteś ciekawy?

Nagle bracia spojrzeli na mnie zaciekawionym wzrokiem. Spojrzałam na Wild. Nie wiedziałam czy im powiedzieć.
Ale wiem jedno, popełniłam wtedy ogromny błąd.

-Dobra... Dobra powiem wam. -Alex uśmiechnął się na moje słowa. -Chce teraz wyjechać dlatego, że... Tu jest dla mnie i dla Wild niebezpiecznie.

-Co ty mówisz? -zapytał zdziwiony Max.

-Przed chwilą zobaczyłam Sandsa, mojego największego wroga... Nienawidzę Go całym sercem. Gdybym mogła to bym Go usunęła z tego świata.

-To ten typek w płaszczu? -Alex pokazał na jakiegoś człowieka.

Spojrzałam z przerażeniem na tę osobę. Zbladłam, serce mi stanęło, zaczęły pocić mi się dłonie, Wild też nagle stała się nerwowa. Podbiegła do mnie i spojrzała na mnie. Dostrzegłam w jej oczach strach.
Zaczęła szurać prawym kopytem o trawę. A to wszystko trwało kilka sekund.
Przełknąłam głośno silne. Chciałam siąść na Wild i po prostu pojechać, ale coś mnie zatrzymało. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, bałam się coś powiedzieć, Sands był niedaleko mnie. A ja? Stałam w miejscu jak kołek, zamiast uciekać.

-Naprawdę muszę już jechać - rzekłam szybko próbując siąść na grzbiet klaczy.

Alex wiedział już, że tamten facet to Sands. Spojrzał na mnie zwłowieszczo. Powiedział coś, za co mogłabym go śmiało unicestwić.

-Hej! Tu jest Marika Sunbeam i jej klacz Wild!! -wykrzyczał.

Sands był zdziwiony, pewnie dlatego, że myślał, że ja już nie żyję.
Pokazał ręką znak, strażnicy Dark Core już szli w stronę domu.

-Coś ty zrobił!? Skazałeś mnie na śmierć!!

Siadłam szybko na Wild.

-Jadę z Tobą. -powiedział czarno włosy chłopak.

W tamtym momencie musiałam szybko zdecydować czy mam Go wziąć razem ze sobą. Nie zważałam nawet na konsekwencje.

***
Hey, kolejny rozdział za nami. Zostało już nie wiele.

Mam do was informację, szykuję książke One Shot ❤

Ps. Z góry przepraszam za błędy.

Rozdział został minimalnie poprawiony 09.11.2019r. ✔

Strata Więzi | Star Stable | Korekta ✔| Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz