Rozdział 7

358 32 0
                                    

Klacz zaczęła iść za mną.
Po paru chwilach doszłyśmy do jeziora.
Klacz zaczęła pić, a ja klęknęłam i umyłam twarz, i ręce.
Lewa ręka dalej bolała.

-Pójdźmy stąd już, Sands napewno przyjdzie zobaczyć czy żyjemy.

Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę lasu, Wild podążała za mną.
Szłam powoli, bo jak poszłam szybciej zaczynało mi się kręcić w głowie i robiło mi się słabo. Zresztą nie dziwiłam się, w końcu spadłam z klifu.
Miałam wtedy dwa cele: dotrzec do domu i pozbyć się Sandsa, zapobiec końca Jorviku.
Dziwiłam się, że to wszystko jakoś przetrwałam.
Miałam nadzieję, że spotkam kogoś znajomego na mojej drodze przygód.
Szczerze byłam roztrzęsiona, dowiedziałam się, że jestem Jeźdzcem Dusz, musiałam chronić Wild, musiałam uciekać przed Sandsem i jego wspólnikami.

Szłyśmy przez gęstwiny lasu. Zobaczyłam nawet szarego małego kruliczka, słyszałam śpiew ptaka.
Las był naprawdę duży, gdzie nie poszłam widziałam drzewa, można powiedzieć, że chodziłyśmy w kółko.

Chodziłyśmy przez las około 2,5 godziny. Byłam już zmęczona, Wild zresztą też.
Podeszłam do klaczy. Pogłaskałam ją po pysku, następnie przytuliłam.

-Gdzie my jesteśmy Wild? -zapytałam szepcząc.

Spojrzałam w niebo, znaczy w górę i zobaczyłam...Zielone liście.
Zakręciło mi się w głowie, naszczęście wcześniej położyłam swoją rękę na grzbiecie klaczy, dzięki temu uniknęłam upadku.

Chciało mi się strasznie spać i miałam ochotę na zjedzenie czegoś, myśląc, że ja narzekałam na pustkę w lodówce.

Zakończyłyśmy postój i zaczęłśmy iść dalej, nie wsiadłam na klacz, bo mogłam ją jeszcze bardziej zmęczyć.
W pewnym momencie myślałam, że widze koniec lasu, jednakże to była tylko iluzja. Ten las, raczej puszcza nie kończyła się.
Cud, że żaden dzik na nas nie wyskoczył.

Uświadomiłam sobie w pewnej chwili, że zostawiłam mój telefon na Platformie Dark Core i nic nie miałam przy sobie, sprzętu, wody, jedzenia, nic.

Po paru minutach skręciłyśmy w lewo, miałam nadzieje, że w końcu znajdziemy jakieś miasteczko czy wioskę, albo pojedynczy dom.
Moje błagania o jakąś cywylizację opłaciły się, dostrzegłam parę domów niedaleko.
Zaczęłam iść szybciej, Wild szła tym razem obok mnie, a nie za mną.
Niewiadomo Jacy ludzie tam mogli być.

W końcu doszłam do tej wioski. Obok niej była jakaś dziewczyna, zauważyła mnie, a raczej Wild, przeraziła się trochę.
Podeszłam do niej, ale zachowałam odległość.

-Dzień Dobry, nie mamy złych zamiarów. Po prostu szukałyśmy miejsca gdzie możemy odpocząć. -dziewczyna uspokoiła się, przybliżyła się do nas.

-Uf.. Myślałam, że jesteście ze straży Dark Core..

-Nie nie jesteśmy, nigdy bym nie była, nawet gdybym nie miała wyboru. -mówiłam oschle. Po chwili dodałam. -Możemy u was zostać na jeden dzień?

-Tak, jasne. Wyglądacie na zmęczone.

-Ta..

-Zapomniałam się przedstawić, Lara Rossi.
-Dziewczyna podała mi ręke.

-Marika Sunbeam, a to Wild.

-Sunbeam? Dość kojarze to nazwisko.

Strata Więzi | Star Stable | Korekta ✔| Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz