3. JOHANN

849 78 1
                                    

Skierowałem się do mojej szafki, aby zostawić w niej podręczniki, których już nie potrzebowałem.
Gdy zamknąłem drzwiczki, dostałem sms-a od mamy z informacją, że będę musiał odebrać brata z przedszkola, bo ona musi zostać dłużej w pracy.
Westchnąłem rozczarowany. To oznaczało, że nie będę mógł pójść dziś do biblioteki, a chciałem wypożyczyć kilka nowych książek.
- Nie stać Cię na lepszy telefon Forfang? Ten w ogóle jeszcze działa? - głos Markusa wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w stronę chłopaka.
- Jak widać działa, wymyśliłbyś coś nowego, bo robisz się nudny - odparłem. Miałem już serdecznie dosyć jego zaczepek.
Markus zbliżył się w moją stronę. Widziałem, że jest wkurzony, nie znosił, kiedy ktoś mu się stawiał. Zrobił się czerwony na twarzy.
- Od kiedy ty się taki odważny zrobiłeś? Nie podskakuj bo się doigrasz...-
- Odsuń się od niego Markus. Wyluzuj - usłyszałem głos Daniela.
- Dlaczego miałbym wyluzować? Zasłużył na to, żeby wyjaśnić mu pewne kwestie -
- Nie warto. Zaraz zobaczy cię jakiś nauczyciel i będziesz miał problemy, których nie potrzebujesz - odparł spokojnie blondyn.
- Wiesz co? Masz rację. Nie będę psuć sobie dnia tą ofiarą - wskazał na mnie, po czym odszedł w kierunku szatni.
Byłem mocno zdziwiony tym, że Daniel stanął w mojej obronie. Nie wiedziałem, czy powinienem mu za to podziękować, czy zniknąć jak najszybciej z pola widzenia.
- Nie przejmuj się jego zaczepkami - powiedział Daniel, czym kompletnie mnie zaskoczył - twój telefon jest zupełnie dobry - uśmiechnął się.
- D-d-dziękuję - wyjąkałem czując, że cały się czerwienie.
- Nie ma sprawy, gdybyś potrzebował kiedyś pomocy, możesz na mnie liczyć - chłopak posłał mi kolejny nieziemski uśmiech - idziemy do klasy? - zapytał.
- Okej - powiedziałem cicho, po czym razem skierowaliśmy się do pracowni chemicznej.
Nie wiedziałem co mam myśleć o całej tej sytuacji. Całą lekcje się nad tym zastanawiałem.
Na dźwięk dzwonka pospiesznie opuściłem klasę. Zabrałem swoje rzeczy z szatni i wyszedłem ze szkoły.
Chciałem zdążyć na autobus, bo przedszkole mojego brata znajdowało się dobrych 20 minut drogi stąd. Gdybym miał iść pieszo lub jechać szynobusem z przesiadkami, trwało by to co najmniej 40 minut, a nie chciałem, żeby musiał na mnie czekać.
- Johann! - głos Daniela zatrzymał mnie przy bramie - gdzie się tak śpieszysz? - podbiegł do mnie.
- Przepraszam, ale muszę iść. Autobus mi zaraz ucieknie - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Może mogę cię podwieźć? - zapytał blondyn.
- No nie wiem... - z jednej strony chciałem tego, ale z drugiej obecność chłopaka mocno mnie krępowała.
- Nie daj się prosić, autem dowiozę cię dużo szybciej - uśmiechnął się.
- Zgoda - musiałem się przełamać.
Ruszyłem za chłopakiem.
Kiedy zobaczyłem jego auto oniemiałem. Musiało być naprawdę drogie.
- To dokąd cię zawieźć? - zapytał, kiedy wsiedliśmy do środka.
- Na Holmenkollveien 127, muszę odebrać tam mojego młodszego brata. Mieszkamy nie daleko, więc dalej już dojdziemy -
- Nie ma sprawy - powiedział Daniel, następnie włączył radio i ruszył.
- Uwielbiam ten zespół - blondyn zaczął nucić piosenkę pod nosem.
- Ja też - odpowiedziałem, czego chłopak na pewno się nie spodziewał, bo spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Naprawdę ich znasz? Są dość mało popularni - zaśmiał się - widocznie mamy ze sobą dużo wspólnego - ponownie spojrzał w moją stronę.
- Może - odpowiedziałem zawstydzony.
Przez resztę drogi milczałem.
Chłopak opowiedział mi trochę o sobie, o tym, że jest jedynakiem, że urodził się w Oslo, ale dorastał w Londynie, że wrócili tutaj po latach z rodzicami i że bardzo się z tego cieszy.
- Jesteśmy na miejscu- zaparkował, gdy dotarliśmy do celu.
- Dziękuję Daniel - powiedziałem.
- Może w zamian dasz się kiedyś gdzieś wyciągnąć po szkole i opowiesz mi coś o sobie? - zapytał, gdy już miałem wysiadać - nie odpowiadaj teraz, przemyśl to - dodał, kiedy zobaczył mój skonsternowany wzrok.
Uśmiechnąłem się nieśmiało i wysiadłem z samochodu. Głowę zaprzątało mi tysiąc myśli na raz. Nie wiedziałem co myśleć o tym, że Daniel jest dla mnie taki miły. Może naprawdę chciał mnie poznać? A może to był jakiś żart zaplanowany razem z chłopakami z naszej klasy?
Wszedłem do przedszkola, gdzie czekał już na mnie Jens, mój młodszy brat. Bardzo ucieszył się na mój widok.
- Johaaann! - krzyknął, wtulając się we mnie - fajnie, że już jesteś, idziemy do domu? -
- Tak, już wracamy- wziąłem go za rękę i ruszyliśmy w kierunku naszego mieszkania.
Na miejsce dotarliśmy po 10 minutach.
Razem zjedliśmy obiad, pomogłem mu też odrobić lekcje, a następnie udałem się do swojego pokoju. Chciałem się pouczyć, ale nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.

No one said it would be easy | TanfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz