17. JOHANN

614 55 5
                                    

Czas pędził jak oszalały. Zanim się zorientowałem, rozpoczęły się przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. W szkole zorganizowano kiermasz, przy którym sporo pomagałem, do tego popołudnia spędzałem pracując w kawiarni, a każdą wolną chwilę starałem się poświęcić Danielowi.
W ten sposób, nawet nie zauważyłem, kiedy nadeszła długo wyczekiwana przez wszystkich gwiazdka.
Pomimo braku wolnego czasu z Danielem układało nam się idealnie. Markus w obawie, że wygadamy jego sekret, unikał nas jak ognia, a pośród reszty uczniów cieszyliśmy się dużą sympatią, chociaż sam nie wiem z czego to wynikało. Daniel został nawet wybrany nowym przewodniczącym szkoły, więc mogłem chwalić się, że mój chłopak pełni najważniejszą fuchę w tym miejscu. Radził sobie wspaniale i jeżeli do tej pory był lubiany, to teraz stał się wręcz obiektem uwielbienia dla większości uczniów.
Święta planowaliśmy spędzić razem.
Właśnie czekałem na blondyna, który za chwilę powinien był pojawić się w moim domu.
O godzinie siedemnastej mieliśmy zaplanowaną kolację razem z moją rodziną - jedzenie, prezenty, kolędowanie, wspólne oglądanie Kevina.
O dwudziestej planowaliśmy pojechać do Daniela, u którego w domu rodzice organizowali bankiet, na którym miała pojawić się duża część jego rodziny, ale także wiele innych osób, w tym wspólnicy jego rodziców czy inne ważne osobistości. Trochę się tym faktem stresowałem, ale Daniel powtarzał, że jego rodzina bardzo chce mnie poznać, więc nie mogłem mu tego zrobić. Musiałem przełamać nieśmiałość i pojechać tam razem z nim.
W oczekiwaniu na przyjazd mojego chłopaka pomogłem mamie nakryć do stołu.
Kiedy skończyliśmy, rozległo się pukanie do drzwi.
- W samą porę - zadowolona mama udała się do drzwi, żeby je otworzyć.
- Wesołych świąt - wykrzyknął Daniel, przekraczając próg domu.
Był obładowany prezentami.
Podbiegłem do niego, żeby pomóc mu je wnieść.
- Przecież mówiłem ci, że masz nic nie kupować - pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- To nie ja to kupiłem tylko święty Mikołaj - zaśmiał się, a moi bracia wystrzelili ze swojego pokoju jak z procy i od razu przybiegli do Daniela.
- Ktoś powiedział święty Mikołaj? - krzyknął szczęśliwy Jens.
- To dla nas? - Jakob nie mógł opanować radości, gdy zobaczył sterte prezentów przyniesionych przez blondyna.
- Nie wszystkie, ale jest tu też coś dla was. Wpadłem na świętego Mikołaja na waszej klatce schodowej i poprosił, żebym przyniósł resztę prezentów, bo on już nie miał siły - wytłumaczył moim braciom, a ja zaśmiałem się.
- Możemy je otworzyć? - ich oczy błyszczały.
- Dopiero po kolacji - do salonu wkroczyła mama - idźcie do swojego pokoju i narazie nie przeszkadzajcie - zagoniła ich do sypialni, po czym wróciła się do nas.
Wszystkie prezenty ułożyliśmy pod choinką. Kiedy tata wrócił do domu, usiedliśmy do stołu. Kolacja trwała prawie godzinę, a gdy się skończyła musieliśmy otworzyć prezenty, głównie ze wzgledu na moich braci, którzy o niczym innym już nie mówili. W trakcie ich rozpakowywania Daniel poprosił mnie, żebym poszedł z nim w jakieś ustronne miejsce. Byłem zaskoczony, ale zgodziłem się. Przeszliśmy do mojego pokoju.
Spojrzałem na chłopaka, czekając aż coś powie.
- Myślisz, że twojej rodzinie spodobały się prezenty? - zapytał, podchodząc bliżej i splatając nasze dłonie.
- Myślę, że nawet bardzo - uśmiechnąłem się, przypominając sobie szczęście moich braci, gdy zobaczyli nowe zabawki.
- To dobrze, ale teraz nadszedł czas na najważniejszy prezent - uśmiechnął się tajemniczo i wskazał palcem na biurko.
Dopiero wtedy zauważyłem całkiem duże pudełko, leżące na blacie.
- Kiedy ty to przyniosłeś? - zaśmiałem się, nie przypominając sobie, żebym widział wcześniej ten ogromny pakunek.
- Ma się swoje sposoby - wzruszył ramionami.
Szybko zdarłem folię z pudełka i otworzyłem je, nie mogąc doczekać się, żeby zobaczyć co jest w środku. Jakie było moje zdziwienie, gdy wewnątrz zobaczyłem kask. Wziąłem go do ręki i zacząłem powoli obracać.
- Jest bardzo ładny, ale do czego właściwie powinienem go używać? - posłałem chłopakowi pytające spojrzenie.
- Teraz pora na drugą część niespodzianki - podszedł bliżej, stając na przeciwko mnie - za trzy dni jedziemy do Włoch na narty - powiedział, a ja zrobiłem wielkie oczy, mając wrażenie, że się przesłyszałem.
- Co takiego? - zapytałem, chciałem mieć pewność, że dobrze go zrozumiałem.
- Jedziemy do Włoch - powtórzył, a ja totalnie nie wiedziałem co powiedzieć.
- Wow - wykrztusiłem.
- Mam nadzieję, że się cieszysz - zagryzł wargę, czekając na moją reakcję.
- Bardzo się cieszę - wtuliłem się w niego mocno - jestem po prostu w ciężkim szoku - zaśmiałem się.
- Cieszę się, że się cieszysz - zawtórował mi i zaczął głaskać mnie po plecach.
- Czekaj - odsunąłem się od niego, uświadamiając sobie jedną, bardzo ważną rzecz - przecież to musi kosztować fortunę, a ja nawet nie umiem jeździć i nie mam własnego sprzętu - zmartwiłem sie.
- Resztę sprzętu wypożyczamy, jeździć cię nauczę sam albo wynajmiemy instruktora, a kosztami nie musisz się martwić, bo wiesz, że nie jest to dla mojej rodziny żaden problem. Poza tym to jest prezent, więc bezsensu byłoby, żebyś za niego płacił - wyjaśnił moje wątpliwości.
- Po raz pierwszy pojadę za granicę - wyszeptałem z niedowierzaniem.
- I polecisz samolotem - dodał Daniel.
- Jezu - zapiszczałem jak nastolatka, która zobaczyła swojego idola - kocham cię - rzuciłem się chłopakowi w ramiona.
Czułem się źle z tym, że pojadę za darmo na taki wyjazd, ale równocześnie bardzo cieszyłem się na samą myśl o wyjeździe w góry z Danielem. Miałem szansę spęłnić kilka marzeń i byłem naprawdę szczęśliwy.
Po kilku dłuższych pocałunkach wróciliśmy do salonu, gdzie reszta rodziny skończyła już odpakowywać prezenty. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że rodzice dobrze wiedzieli o wyjeździe zaplanowanym przez Daniela.
Po wspólnym seansie Kevina zmieniłem mój świąteczny sweter z reniferem na elegancki garnitur i udałem się razem z chłopakiem na bankiet do jego domu.
Trochę się stresowałem, ale miałem nadzieję, że jakoś to będzie. I słusznie, okazało się, że jak zwykle kompletnie niepotrzebnie się denerwowałem, ale nie było to już żadną nowością ani dla mnie, ani dla Daniela. Spotkanie przebiegało w naprawdę miłej atmosferze. Rodzina chłopaka była do mnie bardzo pozytywnie nastawiona. Wszyscy ciągle powtarzali mi, że nie mogli się doczekać aż Daniel w końcu kogoś sobie znajdzie, a następnie opowiadali mi śmieszne historie z jego dzieciństwa.
Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, m.in. tego, że gdy blondyn był mały sądził, że jest superbohaterem, gdy był w drugiej klasie uciekł z domu, a gdy był już nastolatkiem przeprowadził śledztwo, bo kuzynka wmówiła mu, że jest adoptowany. Nieźle uśmiałem się słuchając tych wszystkich opowieści, ale Daniel nie był z tego aż tak zadowolony jak ja.
Gdy zegar wskazał północ, zaciągnął mnie do sypialni.
- Koniec słuchania tych strasznych historii, idziemy się umyć i idziemy spać - oznajmił.
- Mnie się te historie bardzo podobały - uśmiechnąłem się - dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy na twój temat -
- Proszę cię, zapomnij o tym - ukleknął przede mną, a ja parsknąłem śmiechem na jego poczynania.
Wtulił się w moje nogi i zaczął jęczeć pod nosem, że nie wstanie dopóki nie obiecam mu, że o wszystkim zapomnę.
- Uspkój się już Daniel - nie mogłem złapać tchu ze śmiechu - pomyślałbym, że się upiłeś, ale na świątecznym bankiecie nie było alkoholu - zauważyłem.
- Dobrze - wstał i zrobił poważną minę - będę już grzeczny - pocałował mnie krótko, odwrócił się, biorąc swoje rzeczy, które leżały na łóżku i skierował się do łazienki.
- Szybko się ogarnę, a ty czuj się jak u siebie i rób co chcesz - powiedział, stając na chwilę w drzwiach - kocham cię - uśmiechnął się i wyszedł.
- Ja ciebie też - zawołałem za nim, po czym rzuciłem się na łóżko, żeby odpocząć po dniu pełnym wrażeń.

No one said it would be easy | TanfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz