12. DANIEL

672 59 3
                                    

Po raz ostatni przejrzałem się w lustrze. Przeczesałem włosy i założyłem marynarkę. Wziąłem bukiet czerwonych róż, leżący na szafce i udałem się do salonu, gdzie czekali na mnie rodzice.
- Kochanie wyglądasz obłędnie - mama podeszła do mnie, uśmiechając się od ucha do ucha - tylko ten krawat - zaśmiała się i szybko poprawiła go tak, jak uważała za słuszne.
- Baw się dobrze synu - tata poklepał mnie po ramieniu.
- Taki mam zamiar - powiedziałem, kierując się w stronę drzwi - nie wiem, o której wrócę - poinformowałem rodziców, zatrzymując się na chwilę w progu.
- Nie ma sprawy, jeżeli chcecie, możecie przyjechać tutaj na noc - zaproponowała mama.
- Zobaczymy - pożegnałem się i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu, odkładając bukiet róż na siedzenie obok. Odpaliłem auto i ruszyłem w drogę po mojego ukochanego.
Dzisiaj mijał miesiąc, odkąd zaczęliśmy się spotykać i z tej okazji postanowiłem zabrać Johanna na kolację do najlepszej restauracji w Oslo. Obiecałem nie kupować mu żadnych drogich prezentów, ciągle powtarzał, że nie jest ze mną dla pieniędzy i niczego ode mnie nie chce. Z jednej strony cieszyło mnie to, ale z drugiej chciałem go trochę rozpieszczać i uznałem, że rocznica jest idealną okazją, żeby odrobinę zaszaleć.
Nie powiedziałem mu dokąd idziemy, cały wieczór miał być niespodzianką. Oprócz kolacji i bukietu miałem dla chłopaka także firmowy zegarek, ostatnio narzekał, że jego do niczego już się nie nadaje. Planowałem też zabrać Johanna na łyżwy, bo nigdy wcześniej na nich nie był, a sam to uwielbiałem.
Miałem nadzieję, że ten wieczór będzie idealny, wszystko dokładnie zaplanowałem i przemyślałem.
Podjechałem pod osiedle, na którym mieszka szatyn. Wyciągnąłem telefon i napisałem mu wiadomość, że już na niego czekam. Wysiadłem z samochodu, wziąłem bukiet i udałem się pod drzwi wejściowe na klatkę schodową.
Po kilku minutach moim oczom ukazał się Johann, który wyglądał nieziemsko. Miał na sobie idelanie dopasowany garnitur, uroczo rozczochrane włosy, a jego twarz zdobił przepiękny uśmiech.
- Hej skarbie - podszedłem do chłopaka i złożyłem czuły pocałunek na jego ustach - wyglądasz cudownie - odsunąłem się, obejmując go jedną ręką w pasie.
- Dziękuję, ty też wygladasz oszałamiająco - zarumienił się - to dla mnie? - zapytał, spoglądając na bukiet.
- Tak - wyciągnąłem do niego rękę.
- Są śliczne - chłopak wziął bukiet i ostrożnie powąchał kwiaty - powiesz mi wreszcie dokąd idziemy? -
- Ależ ty jesteś niecierpliwy - zaśmiałem się. Splotłem nasze dłonie i pociągnąłem go w kierunku auta - dowiesz się w swoim czasie - otworzyłem Johannowi drzwi.
- Niech ci będzie - złapał mnie za kołnierz i przyciągnął, składając szybki pocałunek na moich ustach. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Zamknąłem za nim drzwi i zająłem miejsce za kierownicą.
- Rodzice nie dociekali dokąd wychodzisz taki wystrojony? - zapytałem, gdy ruszyliśmy.
Johann dalej nie powiedział im o swojej orientacji i o tym, że się ze mną spotyka. Byłem ciekawy jak im się wytłumaczył tym razem.
- Nie ma ich w domu, pojechali w odwiedziny do siostry mojej mamy, która mieszka na drugim końcu Oslo - powiedział - wrócą dopiero jutro, więc nie musimy się spieszyć - spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
- To dobrze się składa, bo przygotowałem dla nas trochę atrakcji - puściłem do niego oczko.
Przez resztę drogi słuchaliśmy piosenek naszego ulubionego zespołu.
- No co ty - Johann zaskoczony uniósł brwi, gdy zaparkowałem pod restauracją - zabierasz mnie do najdroższego miejsca w Oslo? - nie ukrywał zdziwienia.
- I najlepszego - odparłem zadowolony - dzisiaj jest bardzo ważny dzień, więc daj mi się trochę porozpieszczać - zrobiłem smutną minę, licząc, że Johann się zgodzi i nie będzie protestował.
- Okej, ale tylko ten jeden raz - uśmiechnąłem się, słysząc te słowa.
Wysiadłem z auta i otworzyłem Johannowi drzwi, złączyłem nasze dłonie i udaliśmy się do lokalu.
Zajęliśmy miejsce przy zarezerowanym przeze mnie stoliku, skąd rozpościerał się piękny widok na całą okolice. Nasze miejsce znajdowało się w rogu restauracji, a stoliki na około były wolne, więc mogliśmy liczyć na odrobinę prywatności. Złożyliśmy zamówienia, a gdy kelner oddalił się w stronę kuchni, wyciągnąłem pudełeczko, w którym znajdował się zegarek.
- Zanim zdążysz cokolwiek powiedzieć, pamiętaj, obiecałaś, że dasz mi się dziś rozpieszczać - położyłem opakowanie przed Johannem. Przyglądał mu się przez chwilę, a następnie ostrożnie je odpakował.
- Dziękuję, jest śliczny - powiedział, gdy jego oczom ukazał się zegarek. Obracał go przez chwilę w dłoniach - pomożesz mi go zapiąć? - zapytał, wyciągając do mnie rękę.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się i zapiąłem zegarek. Chłopak przez chwilę intensywnie wpatrywał się w prezent.
W końcu przerwał ciszę, panującą między nami.
- Też mam coś dla ciebie - zarumienił się, wyciągając z kieszeni marynarki niewielkie zawiniątko.
- Przecież nie musiałeś - powiedziałem zaskoczony, wiedząc o jego ciężkiej sytuacji finansowej.
- Ale chciałem - uśmiechnął się nieśmiało - to nic specjalnego, ale mam nadzieję, że ci się spodoba-
Wziąłem od niego paczuszke i przyjrzałem jej się. Byłem ciekawy, co takiego przygotował dla mnie chłopak. Odwinąłem folię i podniosłem wieczko pudełka. Moim oczom ukazał się złoty wisiorek w kształcie połowy serca.
- Drugą połowę mam ja - powiedział, wyciągając wisiorek zza kołnierza koszuli.
- Dziękuję Johann - ten prezent bardzo wiele dla mnie znaczył - jest piękny skarbie - pochyliłem się nad stołem, żeby pocałować chłopaka.
W restauracji spędziliśmy jeszcze ponad godzinę, jedząc i rozmawiając na różne tematy. Atmosfera była cudowna. Piękne widoki, ciepłe, przytulne wnętrze, zespół grający przeróżne melodie, a do tego na przeciwko mnie siedział najpiękniejszy chłopak na świecie, któremu co jakiś czas skradałem pocałunki.
Byliśmy razem dopiero miesiąc, a już nie wyobrażałem sobie życia bez Johanna u boku.
- Już wracamy? - zapytał zawiedziony - może jeszcze posiedzimy, jest naprawdę cudownie - zrobił słodką minkę, przez którą nigdy nie potrafiłem mu odmówić, ale miałem nieco inne plany na tę chwilę, więc musiałem to przezwyciężyć.
- To prawda, jest bardzo miło, ale to jeszcze nie koniec atrakcji na dziś - uśmiechnąłem się.
- Jak to? - Johann nie ukrywał zdziwienia.
- Tak to - zaśmiałem się - zbierajmy się.
Zapłaciłem rachunek, a następnie pomogłem Johannowi założyć kurtkę. Udaliśmy się do samochodu, skąd ruszyliśmy w kierunku lodowiska.
- Przecież ja nie umiem jeździć - Johann zaśmiał się, widząc dokąd zmierzamy.
- Nauczę cię - odparłem zadowolony - będę cię mocno trzymał - puściłem do niego oczko.
- Ale w garniturze? - zapytał rozbawiony.
- Spokojnie, wszystko przemyślałem i spakowałem dla nas ciuchy na przebranie - odpowiedziałem.
Gdy zaparkowałem, wyciągnąłem z bagażnika torbę z ubraniami. Kupiłem bilety, a następnie udaliśmy się do szatni, gdzie mogliśmy na spokojnie się przebrać.
Gotowy założyłem łyżwy i usiadłem na ławce, czekając na Johanna, który przebierał się w łazience. Gdy wyszedł, podałem mu rękawiczki i zawinąłem szal wokół jego szyi, nie chciałem, żeby się przeziębił. Pomogłem mu również zapiąć łyżwy. Ostrożnie poprowadziłem chłopaka na lodowisko.
- Nie dam rady - Johann zawahał się, stając tuż przed wejściem.
- Będę cię asekurował - zapewniłem go.
- Ale ja się boję - powiedział spanikowany.
- No już, chodź - wyciągnąłem do niego rękę. Johann złapał ją i powoli wszedł na lodowisko. Zachwiał się niemal od razu, ale natychmiastowo zareagowałem, kładąc ręce na jego biodrach i zamykając go w szczelnym uścisku.
- Trzymam cię, spokojnie - zaśmiałem się - ufasz mi? - zapytałem.
- Tobie ufam - spojrzał przerażony w moje oczy - ale sobie nie. Przewrócę się zaraz, zrobię sobie krzywdę i tobie przy okazji też - powiedział zdenerwowany.
- Ale z ciebie czarnowidz - pogłaskałem Johanna po policzku, chcąc go nieco uspokoić - trochę więcej optymizmu - zaśmiałem się, widząc przerażoną minę chłopaka. Przez ponad pół godziny musiałem prowadzić go za rękę.
W końcu jednak zaczął robić postępy, więc mógł już powoli jeździć samodzielnie. Byłem z niego dumny, ponieważ pokonał swój kolejny lęk i cieszyłem się, że to właśnie ja mu w tym pomogłem. Kiedy poczuł się już naprawdę pewnie, zostawiłem go na chwilę, a sam pojechałem zrobić kilka szybszych okrążeń. Niestety zaniedbałem ostatnio swoją kondycję i po trzecim kole musiałem zatrzymać się, żeby odsapnąć. Spojrzałem w stronę Johanna, który powoli, własnym tempem przemierzał lodowisko.
- Daniel, ja jadę! - krzyknął, śmiejąc się. Wyglądał cudownie w tym momencie.
- Brawo kochanie - zawtórowałem mu. Rozłożyłem ręce, czekając aż chłopak do mnie dojedzie. Kiedy znajdował się kilka metrów ode mnie, z impetem wjechał w niego jakiś mężczyzna, upadając prosto na mojego chłopaka.
Przeraziłem się, bo całe wydarzenie wyglądało naprawdę groźnie.
- Jak pan jeździ - zdenerwowany podjechałem do Johanna i mężczyzny, który podniósł się do pozycji siedzącej.
- Przepraszam - powiedział przerażony - zagapiłem się i nie zauważyłem cię - spojrzał z politowaniem na szatyna.
- Niech już pan sobie daruje - przykucnąłem koło Johanna - żyjesz? - zapytałem zmartwiony.
- Chyba tak - wyjąkał zdezorientowany.
- Może wystarczy tych łyżew na dziś - podałem chłopakowi rękę, żeby pomóc mu wstać. Skrzywił się, gdy ją złapałem.
- Pokaż mi ją - spojrzałem zaniepokojony na nadgarstek, który spuchł i nabrał sinego koloru - nie wygląda to ciekawie - zaniepokoiłem się.
- Boli - wymruczał, więc ostrożnie go puściłem.
- Jedziemy do szpitala - zdecydowałem.
- To bezsensu, na pewno nic mi nie jest - protestował, ale nie dałem się przekonać.
Jeżeli faktycznie wszystko było w porządku, chciałem usłyszeć to od lekarza.
Powoli zebraliśmy się i pojechaliśmy do najbliższej kliniki. Niestety na miejscu okazało się, że musimy zadzwonić po rodziców chłopaka, bo ten był niepełnoletni.
Długo próbował przekonać mnie, że nic mu nie jest, ale sam lekarz, widząc jego rękę, skierował go od razu na rentgen. W tej sytuacji chłopak był na straconej pozycji i musiał zadzwonić do mamy.
- Powinieneś już jechać - powiedział, opierając głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy przed salą, czekając na lekarza - co ja powiem rodzicom, kiedy tu przyjadą - zastanawiał się głośno.
- Może prawdę - zaproponowałem - nie tak chciałem ich poznać, ale skoro zaraz tutaj będą, a ja nie zostawię cię samego w szpitalu, to najwyższa pora, żebyś nas sobie przedstawił - uśmiechnąłem się, chcąc dodać mu otuchy.
- Boję się, jak zareagują - przeczesał włosy dłonią - a jeżeli tego nie zaakceptują? -
- Nie będzie tak źle, pamiętaj, że co by się nie stało, masz mnie i przejdziemy przez to razem - objąłem chłopaka. Mocno go przytuliłem, chciałem, żeby czuł, że jestem z nim.
Siedzieliśmy w ciszy, czekając na rodziców chłopaka, którzy musieli podpisać zgodę na leczenie, bez której lekarz nie mógł podjąć żadnych działań. Po niecałej godzinie na końcu korytarza dostrzegliśmy zbliżające się do nas sylwetki. Wstaliśmy i podeszliśmy do rodziców chłopaka.
- Przepraszam synku, że tak długo, ale były straszne korki - mama Johanna podbiegła do niego zdenerwowana - co ci się stało? -
- Mały wypadek - wyszeptał.
- Lekarz powiedział, że ręka może być złamana - wtrąciłem.
- Ty musisz być przyjacielem Johanna - kobietą spojrzała na mnie - dziękuję ci, że go tutaj przywiozłeś i zaopiekowałeś się nim - powiedziała, ściskając z wdzięcznością moją dłoń.
- Naprawdę nie ma sprawy, nazywam się Daniel i cieszę się, że mogę państwa w końcu poznać - przywitałem się z rodzicami mojego chłopaka.
- Nam również miło Cię poznać - kobieta posłała mi serdeczny uśmiech - ja nazywam się Annfrid, a to jest mój mąż Hugo - uścisnąłem dłoń mężczyzny.
- Mamo, tato muszę wam coś powiedzieć - Johann przerwał nam zdenerwowany. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na swoich rodziców
- Daniel nie jest moim przyjacielem - splótł nasze dłonie - jest moim chłopakiem.

No one said it would be easy | TanfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz