Rozdział 7

6.8K 167 65
                                    

Zanim zaczniecie czytać rozdział musimy ustalić kilka spraw. Po pierwsze, miałam napisane kilka rozdziałów do przodu i dlatego w ostatnich dniach rozdziały pojawiały się codziennie, ale myślę, że powinniśmy ustalić 3 dni w tygodniu, w których one by się pojawiały tak, aby każdy rozdział był ciekawy, a nie pisany na szybko. Piszcie w komentarzach jakie dni chcecie i jaką godzinę. Proponuję wtorek, czwartek i sobotę o godzinie 17. Oczywiście, jeśli dam radę będą pojawiały się maratony😇Dodatkowo chciałbym powiedzieć, że KD będzie miał 46 rozdziałów+epilog❤️Czekam na odpowiedzi i propozycje w komentarzach✨

Niedziela minęła niemal błyskawicznie.

Spędziłam ją w swoim pokoju na mięciutkim łóżeczku z laptopem na kolanach, dobrymi filmami i jęczącą Beth obok.

Bethy mocno wczoraj przecholowała i już od południa siedziała u mnie w pokoju przeszkadzając mi w oglądaniu.

Po niedzieli nadszedł znienawidzony dzień przeze mnie i zdecydowaną większość nastolatków na świecie. Poniedziałek. Może nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby nie był to poniedziałek 1 września. Wiecie co to oznacza? Oczywiście, że tak. Zakończenie wakacji i rozpoczęcie przeklętego roku szkolnego.

Nigdy nie rozumiałam po co nam szkoła. Po co wstawać codziennie o 6 rano i siedzieć w tej budzie jebanej siedem godzin?! To przecież jest marnowanie czasu!

Budzik dzwonił uparcie już od dobrych dziesięciu minut, ale ja jesten tak samo uparta jak on, a może nawet bardziej i go zawzięcie ignorowałam.

-Ashy, budzik dzwoni- powiedziała mama wchodząc do mojego pokoju

-Powiedz, że oddzwonię- wymamrotałam, po czym odwróciłam się na drugi bok

-Wstawaj do szkoły!- krzyknęła mama wiedząc jak ogromnym śpiochem jestem i zabrała mi kołdrę

-Nie marudź, już wstaję- mruknęłam i podniosłam się z wielką niechęcią z łóżka

-Nie było tak od razu?- zapytała uśmiechając się w typowy dla siebie sposób- Teraz gorsza część tej rodziny, idę obudzić twoich braci

Za oknem jak zwykle świeciło śłońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Typowo.

Z szafy wyjęłam jasne, poprzecierane rurki i białą bluzeczke na cienkich ramiączkach ze sznurowaniem na dekolcie.

Szybko wyprostowałam włosy, zrobiłam swój codzienny makijaż i byłam gotowa do tego piekła.

Z krzesła zabrałam jeszcze swoją torbę, w której znajdowały się przeklęte książki i zeszłam na dół.

Przywitałam się z rodzicami i Leo całusem w policzek, a Max' a uderzyłam w tył głowy i usiadłam do stołu.

-Dzień dobry, córeczko- powiedział tata na chwilę odrywając się od gazety- Ten dekolt to troszkę nie za duży?

-Nie, w sam raz, tatusiu- zaśmiałam się i zabrałam do jedzenia naleśników przygotowanych przez mamę. O dziwo, po pierwszym kęsie nie miałam ochotę tego zwrócić, więc są dwie opcje: albo moja mama wreszcie nauczyła się gotować, co jest absurdalne, albo naleśniki zrobił tata, a mama po prostu skłamała, że to ona je przygotowała. Ta druga obcja jest o wiele bardziej prawdopodobna.

-Widzę, że jesteś w wyjątkowo dobrym humorze jak na początek roku szkolnego- zaśmiał się

-Umieram wewnętrznie- westchnęłam teatralnie

-Będzie dobrze- powiedział jakby to było oczywiste- Po prostu postaraj się nie wdać w bójkę pierwszego dnia i nie wylądować na dywaniku u dyrektora

Kochany DupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz