Rozdział 37

5K 127 107
                                    

Jestem pewna, że za ten rozdział mnie pokochacie :) 

Przy okazji w dalszym ciągu zapraszam do odwiedzania mojego profilu, gdzie będą pojawiały się spoilery dotyczące rozdziałów:) Jeszcze dziś wstawię spoiler dotyczący jutrzejszego rozdziału :D A będzie on zdecydowanie moim ulubionym...

Polecam puścić piosenkę w mediach;)

PS NOTATKA NA DOLE WAŻNA

***

~Matt~

Czasem nie chcemy pokazać tego co naprawdę czujemy. Chowamy się za maską fałszywych emocji. Odpychamy od siebie osoby, aby ich nie zranić. Trwamy w chorym przekonaniu, że nie jesteśmy dla kogoś wystarczająco dobrzy. Wypieramy uczucia. Bo jeśli nie kocha się samego siebie, to jak można pokochać kogoś innego?

Byłem skończonym idiotą. Uwierzcie mi, że zdawałem sobie z tego sprawę. Ale chyba nie potrafiłem już inaczej, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Raniłem ludzi, na których kurewsko mi zależy, ale to było po prostu w mojej naturze. Mogłem to chyba nazwać mechanizmem obronnym. Bo jeśli kogoś do siebie nie dopuszczę, to nie będę cierpiał. Ani ja, ani ta osoba. Tak, mówiłem o Ashley. Chyba nikt inny nie doprowadzał mnie do takiego stanu jak ona. Była zdecydowanie najbardziej wkurwiającą osobą jaką widział świat. Ale to była Ashley. I mogła mnie wkurwiać średnio dwa razy na godzinę, ale mimo wszystko na sam jej widok moje serce biło, jakbym co najmniej przebiegł maraton. Jeden jej uśmiech potrafił sprawić, że sam się uśmiechałem. Przez jej dotyk moje ciało wariowało. Przez jej słodkie pocałunki chciałem więcej i więcej. Bo ona była jak narkotyk. Uzależniała. 

A ja już raz byłem na odwyku i drugi raz nie zamierzałem przechodzić przez to samo piekło. Ashley była po prostu zakazanym owocem. Mimo, że z całych sił starałem trzymać się od niej z daleka to nigdy nie wytrzymywałem zbyt długo. Zawsze wracałem do niej niczym bumerang. I uzależniałem się od niej każdego pieprzonego dnia coraz bardziej. Naprawdę chciałem dać sobie z nią spokój, ale my przyciągaliśmy się jak magnesy o przeciwnych biegunach. Wiem, że cierpiała za każdym razem. Każdy mój wybryk i próba zostawienia jej, raniła ją. Widziałem za każdym razem jej zbolały wzrok. Myślałem, że jeżeli będę dla niej chujem to ona sama mnie znienawidzi i da sobie ze mną spokój, ale ona potrzebowała mnie tak bardzo jak ja jej. Sprawy między nami już dawno zaszły za daleko. Nie mogłem pozwolić, aby było jeszcze gorzej. Bo ta miłość nas zniszczy. I naszych serc nie będzie dało się już ponownie poskładać. 

Powtarzałem sobie każdego pieprzonego dnia, że muszę zachować dystans, ale i tak zawsze łamałem swoją żelazną zasadę trzymania się od niej z daleka. Wystarczyło tylko jedno jej spojrzenie. Byłem żałosny, ale ja naprawdę chciałem dobrze. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zaraz oboje ponownie wyjedziemy. I wtedy oboje będziemy cierpieć. A ja nie chciałem, żeby ona cierpiała. Czasem myślałem sobie, że może muszę przestać się wzbraniać. Zobaczyć co przygotował dla nas los. Ale ta myśl tak szybko jak się pojawiała, tak szybko znikała. Ona nie zasługuje na cierpienie.

Siedziałem przy stole, popijając kolejny kieliszek szampana. Nie wiem, który to już był. Skończyłem liczyć przy piątym. Zdecydowanie potrzebowałem czegoś mocniejszego. Uważnie obserwowałem jedną z par, która aktualnie poruszała się delikatnie w rytm muzyki. Mimo, że on nie należał do najwyższych to jego partnerka wyglądała przy nim jak krasnal, choć na nogach miała wysokie buty. Jej czarna sukienka wirowała przy każdym obrocie. Patrzyła na niego z dołu z delikatnym uśmiechem na twarzy i zmrużonymi oczami. Jedną swoją małą dłoń trzymała na jego barku, a druga była ukryta w jego. On jedną ręką obejmował ją w talii. Nic nie poradzę na to, że cudem powstrzymywałem się, aby nie obić mu tej parszywej mordy. Dotykał ją. Rozmawiał od kilku dobrych godzin. Śmiał się wraz z nią. No kurwa mać. 

Kochany DupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz