#8 Ben

980 31 0
                                    

— No, no, stary nie poznaje Cię — odezwał się Mike, gdy tylko dziewczyny zniknęły nam z pola widzenia.

   Przewróciłem oczami i wziąłem się za rozkładanie namiotu.

— Mam nadzieję, że nie knujesz nic głupiego z tym namiotem. Alies by nas chyba zabiła — ciągnął dalej.

Szczerzę to nawet przez myśl mi nie przeszło, by teraz coś odwalić.

— Nie martw się, nic nie knuje. Widziałem jak się męczą z tym wszystkim. – Wzruszyłem ramionami, nie patrząc nawet na niego.

  Tak naprawdę, chciałem pomóc July. Była taka, nieporadna przy rozkładaniu namiotu. Co rusz zerkałem na nią. Włosy opadały jej co chwile na twarz, w końcu musiała się zdenerwować, gdyż spięła je na czubku głowy. Miło się słuchało jak obie z Alies, zaśmiewały się do rozpuku z własnej nieporadności. Gdy zaoferowałem pomoc, widziałem jak July najpierw się zmieszała a później przeraziła. Zapewne tak samo, jak mój kumpel podejrzewa, że coś knuje. Niestety sam sobie zasłużyłem na to własnym zachowaniem.  
Jedynie Alies pozostała niewzruszona. Dziś w nocy, postanowiłem sobie, że przez te trzy dni postaram się jakoś przekonać do siebie July. Będzie to cholernym wyzwaniem, ale się nie poddam. Wolę jak mała się śmieje niż patrzy na mnie taka speszona.

— Chłopcy, widzieliście July i Alies? – zapytał profesor Logan.

   Jeden z opiekunów tej wycieczki. Facet jest po czterdziestce, całkiem w porządku. Uczy nas matematyki. Chodź, jeśli ktoś raz mu podpadnie, to trafia na jego czarną listę i zostaje tam do końca szkoły. Wyglądem przypomina raczej byłego komandosa niż nauczyciela. Sztywna postawa, krótko przystrzyżone czarne włosy. Poważny wyraz twarzy, chyba jeszcze nigdy nie widziałem by się uśmiechał.

— Poszły nad strumyk, niedługo powinny wrócić – powiedziałem nie odrywając się od naciągania powłoki namiotu.

Jeszcze chwila i koniec.

— Dobrze, za pół godzinny robimy zbiórkę, by omówić plan na dziś. Przekażcie im to proszę – powiedziawszy to, odszedł do Kevina i Scotta, którzy rozbili się z drugiej strony naszego namiotu.

— Czyli rozumiem, że śpimy koło dziewczyn, a ty będziesz grzeczny przez te trzy dni i nie będziesz kombinował żadnych gierek? — kontynuował, jak gdyby w ogóle mu nie przerwano.

  Jezu, a ten dalej swoje. Ile można wałkować jeden temat. Czasem zwariować z nim można.

— Weź się już odwal, powiedziałem, że teraz odpuszczam i będę miły — odburknąłem, wbijając ostatnie śledzie.

No i po sprawie, stoi stabilnie.

— No to gotowe. Skocz po dziewczyny by się mogły rozpakować, ja rozłożę u nas – powiedziałem i skierowałem się w stronę naszego namiotu.

— Ok. – Usłyszałem jeszcze od kumpla, który biegł już w stronę lasu.

   Ułożyłem dwie karimaty a na to śpiwory. Ustawiłem nasze torby w nogach i wyszedłem z powrotem na zewnątrz.
Na zbiórce, opiekunowie poinformowali nas, że wybierzemy się na spacer, a wieczorem zrobimy ognisko. Dostaliśmy pół godziny dla siebie.

— Mike rusz dupę, co ty robisz tam tyle czasu? – odzywam się do tego ciołka, który siedzi w środku.

  Gdy ja rozsiadłem się na trawie przed namiotem.

— Daj mi chwilę, zaraz wyjdę — odpowiada.

  Przecież tam w środku nie ma nic do roboty. Zacząłem na spokojnie rozglądać się po okolicy. Nigdy nie byłem pod namiotem. Zawsze z bratem jeździliśmy na domki, zdarzało się, że nawet parę razu w roku. Tamte czasy zapamiętam do końca życia. Kątem oka dostrzegam jakiś ruch, momentalnie zerkam w tamtym kierunku. July stoi przy swoim namiocie, rozmawiając przez telefon. Ubrana w króciutkie jeansowe szorty i zwykły bordowy top, wygląda zabójczo. Swoje długie włosy upięła w wysoką kitkę. Mimo że jest malutka to ciało ma idealnie wysportowane. Usłyszałem jej dźwięczny śmiech i sama mimowolnie się uśmiechnąłem. Kretyn ze mnie, naprawdę jestem totalnym kretynem. Źle się to wszystko zaczęło. Czeka mnie naprawdę długa droga, by jakoś to naprawić.

****

  Odczekałem chwilę aż dziewczyny się oddalą.

— Mike możesz mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? – spytałem podejrzliwie kumpla.

— Nie rozumiem stary. – Zbył mnie.

O nie, nie ze mną takie numery.

— Nie rób ze mnie idioty – prychnąłem.

  Po chwili jednak zapaliła mi się w głowie lampka. Przystanąłem chwytając Mike za ramie, by ten również się zatrzymał.

— Czy to chodzi o to, że chodzisz z Alies? – zapytałem, uważnie mu się przyglądając.

— Skąd ty to wiesz? — spytał zdziwiony.

Roześmiałem się.

— No przestań, od dawna wiedziałem co się święci. Ślepy nie jestem – wytłumaczyłem nadal się śmiejąc.

Zwłaszcza gdy stoi tak z rozdziawioną buzią.

— No, myślałem, że nie wiesz, mieliśmy wam nie mówić, ze względu na twoją absurdalną nienawiść do July.

— Nie nienawidzę jej to po pierwsze. Po drugie jesteś skończonym idiotą, jeśli uważasz, że w jakikolwiek sposób mi to przeszkadza — powiedziawszy to ruszyłem dalej, by dogonić grupę.

— Sorry stary — powiedział, o dziwo brzmiał na skruszonego.

Prychnąłem.

— Przestań jojczeć, idź lepiej do Alies i zachowaj się jak faceta nie jak dzieciak który chowa się po kątach — burknąłem, nie patrząc na niego i nie przerywając marszu.

— I kto to mówi, ten co krąży w kółko i nie chce się przyznać nawet sam przed sobą jak jest – odpyskował i nim zdążyłem zareagować pobiegł do swojej dziewczyny.

   Zanim wróciliśmy ze spaceru zaczęło już zmierzchać. Dziewczyny zajęły się przygotowywaniem jedzenia, a chłopcy mieli przyszykować i rozpalić ognisko. Całość zajęła nam około pół godziny. Zasiedliśmy wszyscy razem na drewnianych belkach ustawionych wokoło paleniska. Przy śmiechach i zabawnych opowieściach, usmażyliśmy kiełbaski i zjedliśmy.

— Kevin zabrałeś ze sobą gitarę? — krzyknął Mike. 

— Wiesz przecież, że bez niej się nigdzie nie ruszam — odkrzyknął tamten i pobiegł do swojego namiotu po instrument.

— No to będzie impreza — wykrzyknął Mike i zatarł ręce.

   Część osób była już wstawiony, gdyż popijali drinki po kryjomu zamiast soku w butelce. Gdy Kevin zaczął grać, reszta zaczęła śpiewać i nawet tańczyć. Zerknąłem na July, która uśmiechnięta siedziała teraz sama. Przyglądała się jak Mike z Alies wygłupiają się na trawie. Widać, że cieszy się szczęściem przyjaciółki.

— Dobra, wszystko fajnie, ale już mi ręce odpadają, potrzebuję przerwy – powiedział Kevin, na co wszyscy jęknęli chórem i zaczęli narzekać, że chcą więcej.

— July błagam Cię, zagraj teraz ty – wypaliła nagle Alies, podbiegając do swojej przyjaciółki.

  Wokół ogniska nastała nagle cisza. Wytrzeszczyłem na nie oczy. Wątpię by się zgodziła. Mała nie lubi być w centrum uwagi, zawsze trzyma się raczej na uboczu.

— Raczej nie Alies — odpowiedziała Judy i zaczęła nerwowo wykręcać palce u rąk.

— No proszę, proszę, proszę. Nie daj się błagać. Mike pomóż mi. — szturchnęła swojego chłopaka łokciem by ją wsparł.

  Ten dureń niewiele myśląc, padł przed July na kolana i złożył dłonie jak do modlitwy, powtarzając „błagam July”. Klasa wybuchła śmiechem na ten widok a ja siedziałem z zaciśniętymi pięściami. Gotowy przywalić, przyjacielowi za to, że tak ją stresuję.

***************************************
A. 

Jedyny wyścig. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz