Patrzę jak July wybiega do łazienki, chyba się zagalopowałem z tym pocałunkiem, jednak to było silniejsze ode mnie. Tak długo na to czekałem. Opieram łokcie na kolanach i biorę parę głębokich wdechów. Trudno, stało się, mam tylko nadzieję, że nie znienawidzi mnie za to. Postanawiam zejść na dół i dać jej chwilę prywatności.- Cześć Ben, widziałem twoje auto na podjeździe. Jak July? - odzywa się Tom.
- Hej, miała chwilowe załamanie, ale wydaje mi się, że już jest lepiej, na pewno nie jest jej teraz łatwo.
- Siadajcie do stołu chłopcy — przywołała nas Pani Olsen.
Grzecznie usiedliśmy.
- Gdzie July? – spytała jej mama, ustawiając na stole parujące potrawy.
- Poszła jeszcze do łazienki, za chwilę powinna zejść - odpowiedziałem rozsiadając się wygodnie na krześle, Tom zajął miejsce obok.
- Widziałeś sobotni wyścig? – zwraca się do mnie brat July.
- Tak, to co odwalił ten młody pobija wszystko, co do tej pory widziałem – odpowiadam a na samo wspomnienie tamtej sceny chce mi się śmiać.
Tom jednak wybucha śmiechem. Gdy już się uspokajamy przenosimy wzrok na schody, skąd dochodzi nas jakiś szmer.
- Siostra, ile można siedzieć w toalecie? Jedzenie stygnie – odezwał się Tom, ja tylko patrzyłem na nią.
Jednak July wodziła wzrokiem wszędzie tylko nie w moją stronę. Mruknęła coś pod nosem i usiadła koło swojej mamy, a naprzeciwko mnie. Cholera, czyżbym wszystko spieprzył?
***
Po kolacji pożegnałem się i pojechałem odebrać mamę z pracy. Pod pretekstem zmęczenia Mała uciekła szybko do siebie, mimo nalegań jej mamy nie tknęła posiłku, grzebała w nim tylko widelcem. Czekając na parkingu wyciągnąłem telefon.
*July, jeśli przesadziłem to przepraszam. Nie chciałem stawiać Cię w niezręcznej sytuacji* - napisałem, po czym kliknąłem wyślij.
Po odstawieniu mamy do domy nadal nie otrzymałem odpowiedzi. Krążyłem bez celu po ulicach miasteczka. Po czterech godzinach bez odpowiedzi nie wytrzymałem. Podjeżdżając po dom July, zobaczyłem zgaszone światła. Cholera, miałem nadzieję, że Tom nie śpi jeszcze i wpuścić mnie do domu. Po wyjściu z auta rozejrzałam się po pustej ulicy. Niewiele myśląc przeskoczyłem przez płot i udałem się na tył domu, szybko zlokalizowałem najbliższe drzewo, które pozwoli mi dostać się na balkon July. Wspinając się po nim, modliłem się, by nie obudzić nikogo w okolicy, niepotrzebne mi teraz kłopoty z prawem. Delikatnie zapukałem w okno balkonowe, jeden, drugi, trzeci raz. Cisza, zastukałem trochę mocniej, po chwili, która zdawała się wiecznością rozsunęła się zasłona. Za oknem stała zaspana i rozczochrana July, oświetlał ją blask księżyca. Wygląda cudownie, jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu a usta ułożyły się w małą literkę „o”. Miała na sobie króciutkie szorty i jakiś jasny top.
- Ben, co ty tu robisz? Jak u licha się tu dostałeś? – zaczęła pytać, gdy tylko otworzyła drzwi.
Bezceremonialnie wcisnąłem się do środka.
- Dlaczego nie odpisałaś? – spytałem, gwałtownie się do niej odwracając i bacznie ją obserwując. July zdezorientowana zmarszczyła brwi.
- A pisałeś? Wybacz, zasnęłam zaraz po kolacji, nawet nie wiem gdzie mam telefon. Przyjechałeś tu dlatego, że Ci nie odpisałam?
- Jesteś na mnie zła? No wiesz, za to, co się wydarzyło przed kolacja? – zapytałem ignorując jej wcześniejsze pytania.
- Do cholery Ben, jest środek nocy a ty stoisz tu jak gdyby nigdy nic, i nie, nie jestem zła – odpowiedziała rozglądając się dookoła.
Odczekałem aż spojrzy na mnie i zrobiłem krok w jej stronę. Gdy znalazłem się parę centymetrów od niej, przełknąłem ciężko ślinę.
- Cholera – mruknąłem i wiedziony impulsem ująłem jej twarz w dłonie, miała taką delikatną skórę.
Słyszałem jej przyspieszony oddech, kurwa, wydaje mi się, że nawet słyszę jak jej serce wali. A może to jednak moje?
- Jesteś taka piękna – stwierdziłem szeptem i pocałowałem te ciepłe malinowe usta.
Nie opierała się a wręcz przeciwnie, złapała mnie zdrową ręką za koszulkę i przyciągnęła do siebie na tyle, na ile pozwolił jej gips na temblaku. Odsunąłem się od niej, dopiero gdy obojgu nam brakowało tchu. July minęła mnie i podeszła do łóżka, usiadła na jego skraju nie patrząc na mnie, lecz na swoje skarpetki. Przeczesałem dłonią włosy i przykucnąłem naprzeciwko July.
- July, rozmawiaj ze mną, co się dzieje?
- Nie wiem. Ben mam wrażenie, że to, co robimy jest złe, to nie powinno się wydarzyć – odezwała się cichutko, nadal na mnie nie patrząc.
- Mała, spójrz na mnie – dwoma palcami delikatnie unoszę jej podbródek. W ciemności nie widzę wyrazu jej twarz, co mnie irytuje, ale odpuszczam sobie szukanie lampki.
***************************************
A.
CZYTASZ
Jedyny wyścig.
RomanceJuly. - Uczennica ostatniej klasy, szkoły średniej. Na co dzień spokojna dziewczyna, lecz to się zmienia, gdy tylko wjeżdża na tor. Ben- nowy uczeń w szkole, który przez przypadkowe zdarzenie wziął sobie na cel dręczenie July. Czy tych dwoje w końcu...