#3 July

1.2K 39 0
                                    

July

  Piątek minął mi spokojnie. Siedziałam z dala od Bena, na korytarzu udawało mi się go unikać. Oczywiście nie omieszkał obić się o mnie w drzwiach do Sali. Jeszcze parę razu i przysięgam, że będę miała siniaki na ramionach. Cholera, gdybym miała więcej odwagi, wzięłabym książkę i zdzieliła nią go przez ten pusty łeb. Może wtedy by mu się polepszyło. Ostatnią lekcją był wf więc jak zawsze to robię. Nie przebierając się zarzuciłam tylko plecak na ramiona i przebiegłam drogę do domu. Lubię to robić od czasu do czasu. Wróciłam umordowana.
   Wzięłam szybki prysznic, odrobiłam zadaną pracę, zjadłam obiad. Na koniec dnia wzięłam długą kąpiel z bąbelkami, po czym zakopałam się z książką w łóżku.

****

   W sobotę obudziłam się w wyśmienitym nastroju. Zerkam na telefon w celu sprawdzenia godziny. Cholera jest już prawie dziesiąta. Narzucam w pośpiechu dres, szybko ogarniam poranną toaletę i wpadam do pokoju Tomasa. Ten jak zawsze chrapie w najlepsze, zakopany po same uszy.

— Wstawaj śpiochu — odzywam się, zrywając z niego kołdrę.

  Mamrocze coś w odpowiedzi pod nosem i próbuje odebrać mi swoje nakrycie.

— Wstawaj, musimy ogarnąć samochód. — Ponawiam, na co ona w końcu uchyla jedno oko i przygląda mi się.

— Spadaj mała i daj mi spać — burczy nakrywając głowę poduszką.

  Próbuję innej taktyki.

— Ani mi się śni, o siedemnastej musimy być na torze. — Zaczynam powoli, po czym kontynuuje. — Tom a wiesz, że mama zrobiła naleśniki z nutellą, bitą śmietaną i owocami?— zadaje pytanie z przebiegłym uśmieszkiem na ustach.

— Naleśniki powiadasz? — pyta, odsłaniając delikatnie twarz.

  Znam go, co jak co ale temu to nie będzie się w stanie oprzeć.

— Za pięć minut zejdę na dół, a teraz spadaj. Muszę się ogarnąć — mówiąc to unosi się i siada na brzegu łóżka.

   Posyłam mu całusa i wychodzę z jego pokoju. Gdy docieram do kuchni, cmokam mamę w policzek i nastawiam ekspres na moją ulubioną kawę. Z kubkiem w dłoni kieruję się do stołu i nakładam naleśnika na talerz. Nucąc przy tym melodię, która od paru dni siedzi mi w głowie.

— Coś ty dziś taka radosna kochanie? — pyta mnie mama, siadając po drugiej stronie stołu.

  Jennifer Olsen, mimo swoich czterdziestu lat, nadal jest piękną kobietą, za którą ogląda się nie jeden facet. Niejednokrotnie, gdy stałyśmy koło siebie ludzie brali nas za siostry. Włosy sięgają jej do ramion, lecz nie kręcą jej się w przeciwieństwie do moich. Jest nieco wyższa ode mnie. Co zawsze mnie zastanawiało. Po kim odziedziczyłam wzrost.

— W końcu mamy weekend — odpowiadam i puszczam jej oczko.

  Ona parska śmiechem w chwili, gdy Tomas się do nas dosiada.

— Zabierasz ją dziś na wyścig? — pyta mama, chłopaka.

  Mnie aż korci, by zacząć klaskać i podskakiwać jak pięcioletnie dziecko, które dostało nową zabawkę.

— Jak widać, nic innego nie potrafi jej tak uszczęśliwić. Nawet gdybym nie chciał jej zabrać to i tak by się tam dostała. July nie odpuści — odpowiada, szczerząc zęby w uśmiechu.

  Wytykam mu język.

— No tak — wzdycha nasza rodzicielka. — Ale proszę was dzieci, uważajcie na siebie. Wiem, że to kochacie oboje, ale ja tak bardzo się o was martwię. — dodaję, patrząc to na mnie to na Tomasa.

Jedyny wyścig. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz