#14 Ben

883 31 3
                                    


— Alies odpuść – powiedziałem stanowczo.

  Dziewczyna speszyła się i spojrzała na mnie zdziwiona.

- Co tobie do tego? – fuknęła na mnie, urażonym tonem.

- Nie naciskaj na nią. Po prostu. Będzie chciała, to zagra – powiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami.

  Nie mogłem sprawić nawet wrażenie, że wiem, o co chodzi. Już wczoraj domyśliłem się, że to nie jednorazowa kontuzja. Dziś rano July utwierdziła mnie tylko w tym przekonaniu.
  Idziemy z Mikem i Alies tyłem. Ta druga obrażona również i na mnie. Mała idzie parę metrów przed nami. Widzę, że ma słuchawki w uszach, więc nawet nie próbuje do niej podejść. Teraz wiem czemu rano się kłóciły. Jej przyjaciółka nie ma pojęcia, że coś jest nie tak z jej ręką. Nie trudno było się tego domyśleć.
  Idąc wzdłuż niewielkiej rzeczki, docieramy do skalnego urwiska. Z przodu słychać śmiechy idących tam osób. Grupa zatrzymała się, więc doszliśmy do nich i również przystanęliśmy.

- Teraz pójdziemy w dół tą ścieżka do jeziora, ale ufam, że macie tyle rozumu w głowie, że będziecie się trzymać liny, która służy jako poręcz. Wodospad ma prawie 20 m wysokości. Bądźcie rozważni. Pochowajcie elektronikę do plecaków. Na ścieżce chlapie wodą – informuję nas profesor Logan.

- Chłopcy, nie kombinujcie, żadnych numerów. Jasne? – dopowiada profesor Jean.

- Nieźle co? – Odzywa się Mike.

  Wzruszam tylko ramionami. Jak dla mnie szału nie ma. Owszem jest tu ładnie i spokojnie, jeśli ktoś lubi takie klimaty. Słychać tylko słowa zachwytu dziewczyn i przechwałki kolegów, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Część grupy wraz z jednym z opiekunów zaczęli już spacer w dół. Z Mikem, Alies i drugim z opiekunów idziemy jako ostatni.
   Każdy stąpa ostrożnie, jest tu ślisko od pryskającej wody z wodospadu.
Miej więcej w połowie drogi dwie osoby przede mną robi się zamieszanie. Trzymając się sznura wychylam się w lewo, by dostrzec co się dzieje. W ułamku sekundy rejestruje przerażony okrzyk Alies. Widzę jak Mike kurczowo trzyma swoją dziewczynę, która próbuje dosięgnąć ręką spadającą July. Kurwa tylko nie to. Nie zastanawiając się nawet co robię ściągam szybko buty i zrzucam plecak i koszulkę.

- Ona nie umie pływać! – krzyczy Alies.

  Staję na skraju i skacze. Cholera mam mało czasu. Wstrzymuje oddech, adrenalina napędza mnie do działania. Zderzam się z chłodną taflą wody. Wynurzam się i rozglądam w koło, małej nigdzie nie ma. Nurkuje i rozglądam się pod wodą, jest wzburzona i nic nie widać. Znów wypływam, by zaczerpnąć oddech. Wołam July po imienia, ale cisza. Kurwa mać. Strach o nią zaczyna mnie paraliżować.

- Jest tam, widzę ją! – krzyczy ktoś ze ścieżki.

  Spoglądam do góry i podążam wzrokiem we wskazanym kierunku. Kątem oka dostrzegam, że na dole zebrała się już spora grupka a parę osób wchodzi również do wody. Ja co sił płynę tam, gdzie może być July. Nurkuje i widzą ją. Podpływam do niej i wyciągam ją na powierzchnię. Cholera jest nieprzytomna. Łapie ja pod ramiona i holuje do brzegu. Po kilku chwilach wyciągam ją z wody i układam na trawie, odchylam jej głowę, by udrożnić drogi oddechowe. Słyszę lament zebranych wokół osób. Jeszcze tego mi brakowało.

- Zamknijcie się i odsuńcie – drę się na nich.

  Muszę się skupić a oni nie pomagają, profesor Logan klęczy przy July z jej drugiej strony i sprawdza puls. Ja sprawdzam oddech.

- Kurwa, wezwijcie pomoc – mówię zdławionym głosem i przystępuje do reanimacji.

2 wdechy, 30 uciśnięć, 2 wdechy 30 uciśnięć. Ręce trzęsą mi się od wysiłku i że strachu o nią.

- Ben helikopter jest w drodze, będzie tu za 2 minuty. – słyszę kogoś, nie wiem kogo, skupiam się tylko na wdechach i uciskaniu.

- July nie rób mi tego, proszę oddychaj - szepcze do niej nie przestając reanimować.

- Proszę cię mała, wracaj do mnie. – powtarzam, uciskając jej klatkę.

Wdech.

– No, dalej mała nie poddawaj się – szepcę dalej.

  Słyszę warkot silnika i czuję silny podmuch wiatru. Na polanie obok ładuje helikopter, zerkam w tamtym kierunku i widzę dwóch ratowników biegnących w naszym kierunku. Jeden z nich kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Dobra robota chłopaku, teraz się zmienimy na trzy. Raz, dwa, trzy – mówi i zajmuje moje miejsce.

  Opadam do tyłu na trawę, nie odrywając wzroku od jej sinej twarzy. Ręce zaczynają mi dygotać. Ktoś narzuca mi ręcznik na plecy.

- Jak długo była pod wodą? – pyta lekarz. 

  Podłączając do niej różne urządzenia monitorujące funkcje życiowe. 

- Około minuty może dwóch minut. Doholowałem ją na brzeg i od razu zacząłem reanimować – odpowiadam zachrypniętym głosem, nie patrząc na niego.

  Nagle July zaczyna kasłać i pluć wodą, ratownik przechyla ją na bok. Widzę jak mała otwiera oczy i patrzy na mnie, uśmiecham się szczęśliwy, że wróciła. Ona jednak po chwili zamyka oczy i opada bezwładnie z powrotem na plecy. Zrywam się do niej w panice i chwytam ją za rękę. Jest taka zimna.

- Oddycha samodzielnie, zabieramy tych dwoje do szpitala – informuje lekarz, podając July jakieś leki.

  Po chwili biorą ją na noszę, rozłączając tym samym nasze dłonie. Patrzę jak idą w stronę gotowego do startu helikoptera.

- Chodź chłopaku, Ciebie też trzeba przebadać. Tu nie mamy czasu, ta młoda musi jak najszybciej trafić do szpitala. – podnoszę wzrok na lekarza, który teraz stoi nade mną.

  Gdy docierają do mnie jego słowa, zrywam się jak opatrzony i biegnę do śmigłowca. Gdy tylko zajmuje wskazane mi miejsce, zapinam pas. Startujemy.

***************************************
A. 

Jedyny wyścig. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz