#18 July

870 28 1
                                        


  Po 3 dniach lekarze w końcu postanowili wypisać mnie do domu. Niestety gips na ręce zostanie przez kolejne 5 tygodni a później jeszcze miesiące rehabilitacji. Moja mama zrobiła się strasznie nadopiekuńcza, a Tom jest jeszcze gorszy. Boję się co będzie w domu. O dziwo Ben codziennie przyjeżdżał mnie odwiedzić. Z początku dziwnie mi się z nim rozmawiało. Jednak z czasem wiele zmieniło się w naszej relacji. Jest to dla mnie nowe doświadczenie, ale muszę przyznać, że bardzo dobrze się dogadujemy. Mamy wiele wspólnych tematów. Teraz przy Benie czuję się prawie swobodnie. Potrafi mnie rozśmieszyć.
  Wczoraj przyjechał z Alies i Mikem. Moja przyjaciółka odprawiła chłopaków po kawę a sama zdawała mi relacje z tego, co mnie ominęło. Nie powiem, obawiam się trochę powrotu do szkoły po tym, co się wydarzyło. Jednak nie czas teraz by to roztrząsać, do końca tygodnia zostaje jeszcze w domu.

- July jesteś gotowa na powrót do domu? – głos brata wyrywa mnie zza myślenia.

Posłałam mu promienny uśmiech.

- Jasne, że tak, mam dość tych szarych ścian. Wolę własne łóżko – powiedziawszy to wyszłam na korytarz, kierując się w stronę windy. Tam już czeka na nas mama z plikiem dokumentów w dłoni.

***

- Nie ma to, jak w domu – odezwałam się wchodząc do kuchni i siadając na krześle.

Tom poszedł do góry, odnieść moją torbę. 

- Kochanie idź się połóż a ja zaraz przyniosę Ci ciepłe kakao i jakąś przekąskę.

- Mamo herbata wystarczy i chce ją tu wypić. Uwierz mi mam dosyć leżenia plackiem i nic nierobienia.

  Mama kręci głową, mamrocząc coś pod nosem. Westchnęłam ciężko zirytowana już tą ich nadopiekuńczością. Dziś sobie jeszcze odpuszczę a od jutra muszę zacząć nadrabiać zaległości w nauce.

- Albo wiesz co mamo? Pójdę jednak do swojego pokoju, zawołaj mnie proszę na kolacje – mówiąc to podeszłam do niej i pocałowałam w policzek.

  Na schodach minęłam się z bratem, który poinformował mnie, że jedzie na jakieś zlecenie i powinien być najpóźniej za godzinę. Wchodząc do swojego pokoju, od razu zlokalizowałam walizkę i zaczynam ją rozpakowywać, co nie jest takie proste jedną ręką. Wieszając ciuchy w szafie, zauważam na dnie futerał z moim skarbem. Kucnęłam i tęsknię przejechałam po nim zdrową dłonią. Nie mam jednak odwagi, by go otworzyć.

- Dziecko drogie, czemu nie poczekałaś na mnie? Rozpakowałabym to po kolacji. – wystraszona zerwałam się na równe nogi, jednocześnie ocierając zabłąkaną łzę.

  Gdy odwróciłam się do drzwi zobaczyłam swoją mamę a za nią stał uśmiechnięty Ben. Jednak w chwili, gdy dostrzegł moją minę, szybko do mnie podszedł.

- Za 10 minut będzie kolacja, zawołam Was. – dobiega mnie głos mojej rodzicielki.

Drzwi zamknęły się za nią z cichym klikiem.

- Wszystko dobrze? – spytał cicho chłopak, kładąc ręce na moich ramionach.

  Niewiele myśląc przytuliłam się do niego i całkiem rozkleiłam. Ben zdecydowanie przyciągną mnie do siebie w niedźwiedzim uścisku. Niestety nie jestem w stanie powstrzymać szlochu, jest tylko gorzej. Od wypadku nie uroniłam żadnej łzy. Myślałam, że jestem silna, no cóż, jednak się pomyliłam.
  Po chwili Ben prowadzi nas w stronę łóżka i przysiada na jego skraju. Chcę się od niego odsunąć i wyjść, by opanować emocje. On ma inne plany, ponieważ szybko zsuwa dłonie na moje biodra i przyciąga do siebie. Co skutkuje tym, że ładuje mu na kolanach. Przenosi ręce na moje plecy i tuli mnie do swojej klatki piersiowej. Nie opieram się, pozwalam sobie na słabość. Chowam głowę w zgięciu szyi chłopaka szlochając. Jestem świadoma całej ironii tej sytuacji, ale to silniejsze ode mnie. Gdy czuję dużą, ciepła dłoń delikatnie masującą mnie po plecach zaczynam się powoli uspokajać. Po chwili, gdy mam już pewność, że znów nie wybuchnę, zerkam na chłopaka.

- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło, nie mogłam się powstrzymać. To do mnie nie podobne, naprawdę nie... – nie udaje mi się jednak dokończyć mojej nieskładnej wypowiedzi, gdyż Ben zamyka mi usta swoimi.

  Mój mózg krzyczy bym uciekła, jednak czując na sobie ciepłe wargi chłopaka, chce zostać. Pogłębia pocałunek, a ja się nie bronię. Smakuje kawą i miętą. Przyjemne dreszcze przebiegają mi po plecach.

- Chodźcie na kolacje! – głos mojej mamy dociera do mnie z lekkim opóźnieniem.

  Zrywam się z kolan Bena, bąkając pod nosem marne „przepraszam” i uciekam do łazienki. Odkręcam wodę w kranie i przemywam szybko twarz zimna woda. Cholera, co się przed chwilą wydarzyło? Czy naprawdę całowałam się z Benem? Zrezygnowana kręcę głową i spoglądam w lustro. Moje zapłakane oczy i czerwone policzki wołają o pomstę do nieba. Biorę kilka głębokich wdechów i wyciągam kosmetyczkę z szuflady. Ratuje się korektorem, podkładem i tuszem.
  Parę minut później wchodzę niepewnie do swojej sypialni, z ulgą zauważam, że jest pusta. Nie mam odwagi spojrzeć teraz Benowi w twarz i udawać, że nic się nie stało. Zerkam na siebie w dużym lustrze na szafie. Koniecznie muszę zmienić koszulkę, łapie pierwsza lepsza z szuflady i niezdarnie się przebieram. Po cichu wychodzę na korytarz i przystaje na szczycie schodów. Dobiegł mnie donośny śmiech Toma, zdarzył już wrócić, cudownie. Biorę kilka głębokich wdechów i powoli schodzę na dół.

***************************************
A.

Jedyny wyścig. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz