#17 Ben

824 27 1
                                    

  Siedzę właśnie w niewielkiej kawiarence na obrzeżach Oxfordu i kończę jeść lunch, gdy odzywa się moja komórka. Zerkam na wyświetlacz Tom. Cholera July, pośpiesznie odbieram telefon. Do tej pory wysyłał mi tylko SMS z informacją o jej stanie.

- Halo, co z July? – pytam spanikowanym głosem.

 Jednocześnie płacąc za rachunek, po chwili wychodząc z kawiarni.

- Cześć Ben, spokojnie July się obudziła. Wszystko na razie wygląda w porządku, jest w lekkim szoku – mówi, a ja oddycham z ulgą.

Kamień spadł mi z serca.

- Dzięki za informację, zaraz będę w szpitalu. – informuje Toma i rozłączam się nim zdarzy mi odpowiedzieć.

  Muszę przekonać się na własne oczy że nic jej nie jest. Zapewne wywali mnie z sali, ale przynajmniej będę miał pewność co do jej stanu. Wsiadam do swojego wozu i ruszam z pieskiem opon.
Po 15 minutach docieram pod sale w której leży mała. Gdy chce wejść ktoś kładzie mi ręką na ramieniu. Odwracam się.

-July teraz odpoczywa – odzywa się Pani Olsen.

- Wejdę tylko na chwilkę, proszę – mówię uśmiechając się do niej najlepiej jak potrafię.

  Kręci głową, ale widzę, że też się lekko uśmiecha. Gdy odwracam się w stronę drzwi słyszę jeszcze.

- Ale tylko na chwilę. – kiwam głową w odpowiedzi.

  Wchodzę najciszej jak potrafię. Widzę jak July śpi, opatulona kołdrą. Wydaje się taka drobna i krucha. Po cichu podchodzę do jej łóżka i jak robiłem to do tej pory codziennie. Łapie ją za zdrową rękę i przysiadam na krześle. Dziewczyna nagle mruga i próbuje wyostrzyć na mnie swój zaspany wzrok. Uśmiecham się.

- Wybacz nie chciałem cię obudzić – mówię i speszony zabieram rękę z jej dłoni. 

  Widzę, że próbuje się podnieść więc szybko wyszukuje pilota i ustawiam jej łóżko w wygodnej dla niej pozycji.

- Ben co ty tu robisz? – pyta słabym głosem wpatrując się we mnie.

Wzruszam ramionami.

- Musiałem się upewnić, że wszystko jest dobrze – bąkam niepewny jej reakcji.

Nagle to ona kładzie rękę na mojej. Zdezorientowany spoglądam to na nasze dłonie to na jej twarz. Uśmiecha się nieśmiało.

-Dziękuję Ci – mówi cicho.

- Nie ma za co – wypalam raczej bez sensu.

- Za to, że mnie uratowałeś – odpowiada i przenosi swoją rękę z mojej na swój gips.

Cholera chyba właśnie strzeliłem buraka. Tak śmiejcie się, ale to pierwszy taki przypadek w moim życiu. Chrząkam.

- Jak się czujesz? Jak ręką? – zadaje pytanie.

- Jestem skołowana. Próbuję to wszystko przetrawić. Ręką na razie nie boli, ale podejrzewam, że to dzięki tym wszystkim lekom, które we mnie ładują – odpowiada i próbuje się zaśmiać, ale po chwili zaczyna jednak kaszleć.

Podaję jej stojąca obok wodę.

- Dzięki – mówi oddając mi butelkę.

Odstawiam ją na miejsce.
Zapada niezręczna cisza.

- Ben, co się stało, że postanowiłeś wskoczyć za mną? Przecież ty mnie nawet nie lubisz – odzywa się cichutko ona, unikając mojego wzroku.

  Nie odzywam się przez chwilę. Co mam jej powieść? Że mam świra na jej punkcie? Wyśmiałaby mnie.

- July to nie tak. – przerywam, szukając w głowie odpowiednich słów. – Przecież zawarliśmy zgodę, prawda? – dodałem pośpiesznie, mam nadzieję, że to jej wystarczy.

Zerka na mnie i posyła mi nikły uśmiech.

- Jaki mamy dziś dzień? – pyta nagle, patrzę na nią zdezorientowany.

- Sobota — opowiadam niepewnie, zachodzące w głowę, o co chodzi.

- Cholera wyścig – szepcze, po czym zakrywa dłonią usta.

- Jaki wyścig? O co chodzi? – zadaje pytanie.

 July powoli spogląda na mnie, ma takie smutne oczy. Aż coś mnie w środku ściska na ten widok.

- Dziś miałam, się ścigać. Wszystko diabli wzięli. – wzdycha ciężko i nakrywa zdrowym ramieniem twarz.

- To tylko wyścig July, za parę tygodni znowu pojedziesz.

- Dla mnie to coś więcej – mówi smutno.

- Znam to uczucie. – pomyślałem.

 July spojrzała na mnie zaciekawiona. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc. Cholera chyba jednak to powiedziałem.

- Ścigasz się? – wypaliła nagle. No i szlag by to jasny trafił.

- Ścigałem się — odpowiadam niepewnie.

- Czemu dalej tego nie robisz?

- Bo nie — odpowiadam pospiesznie.

Postanawiam szybko zmienić temat.

- Wiesz już może, kiedy cię wypiszą do domu?

- Nie mam pojęcia, mam tylko nadzieję, że nastąpi to szybko. – musiała wyczuć moja niechęć do tematu wyścigów, gdyż na moje szczęście nie drąży tematu.

***************************************
A. 

Jedyny wyścig. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz