Siedzę tu i nie wierzę w to, co słyszę. Już jak zagrała na gitarze byłem w szoku. Ale to było nic w porównaniu z tym, jak wzięła skrzypce do rąk. Gdy zagrała Alone, w pierwszej chwili dostałem gęsiej skórki. Siedziałem z otwartą buzią, podobnie jak pozostali tu zebrani. Teraz gra Youngblood. Jej kocie ruchy, sprawiają, że mam ochotę podejść do niej i wziąć ją w ramiona. Jezu, ta dziewczyna jest cudowna. Jej muzyka to najlepsze, co do tej pory w życiu słyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy nawet, że można tak cholernie dobrze grać. Gdy skończyła nie czekała na żadne brawa od razu ruszyła dalej. Teraz rozbrzmiewa wokół nas What About Us, po czym przechodzi do EL Bano. Przy końcu tego utworu dostrzegam dziwny grymas na jej twarzy.
Gdy kończy, opuszcza skrzypce wzdłuż ciała. Mówi ciche „dziękuję”, które można wyczytać tylko z ruchu jej warg. Ponieważ klasa wpadła w taką euforie, że nic nie słychać. Krzyczą, gwiżdżą i biją brawa. Ja jednak nie spuszczam z niej wzroku. Dziewczyna podążyła w stronę swojego namiotu. Niewiele myśląc, zerwałem się z miejsca i ruszyłam za nią. Dostrzegłem ją, jak stała na polanie z głową uniesioną ku górze. Zacząłem powoli do niej podchodzić, by mnie usłyszała.— Alies, daj mi chwilę proszę — odezwała się zdławionym głosem.
— To nie Alies. — Gdy tylko się odezwałem, gwałtownie odwróciła się w moją stronę ocierając policzki wierzchem dłoni.
Czy ona płacze? Coś musiało się wydarzyć. Przed chwilą jeszcze była taka szczęśliwa i uśmiechnięta.
— Czego chcesz Ben? — zapytała. — Albo wiesz co, lepiej nic nie mów i daj mi po prostu spokój — dodała łamliwym głosem.
— July, co się dzieje? — zapytałem spokojnie, ostrożnie podchodząc do niej bliżej.
— Nic się nie dzieje, zresztą co Cię to obchodzi? — Nie uwierzyłem jej.
— Widzę, że coś się stało, mogę Ci jakoś po... — nie zdążyłem dokończyć.
Dziewczyna upuściła trzymane w dłoni skrzypce na ziemie. Łapiąc się za dłoń zgięła się nagle w pół. W ciągu sekundy znalazłem się obok niej spanikowany.
— Judy co się stało? Boli Cię ręka, pokaż mi ją. Skaleczyłaś się? — wyrzucałem z siebie słowa na jednym wydechu.
Ona tylko kręciła głową. Ostrożnie posadziłem ją na trawie a sam ukląkłem obok.
— Nic, nic mi nie jest. Idź sobie — odezwała się słabym głosem, próbując mnie odepchnąć zdrową ręką.
— Pójdę, ale tylko po opiekunów — warknąłem.
Spojrzała na mnie przerażona, zaprzestała prób odgonienia mnie.
— Nie proszę, nie mów nikomu — mówiąc to wpatrywała się we mnie błagalnie.
W blasku księżyca jej oczy lśniły od łez.
— Muszę wziąć tabletki i mi przejdzie. To tylko nadwyrężony mięsień w dłoni —dodała, gdy wpatrywałem się w nią nieufnie.
— Gdzie je masz? Przyniosę Ci. — Zaoferowałem.
— Po lewej stronie namiotu stoi moja torebka, tam ma leki i wodę — powiedziała nie patrząc już na mnie.
Nie spierała się ze mną, musiało naprawdę ją boleć. W okamgnieniu wróciłem. Poinstruowała mnie gdzie szukać fiolki i podałem ją jej. Dziewczyna szybko zapiła tabletkę wodą.
— Judy gdzie ty się podzielasz? — Doszedł nas głos zbliżającej się Alies.
— Błagam Cię, nic nikomu nie mów o tym. — July mówiąc to szeptem, złapała mnie za rękę.
Odruchowo zacisnąłem swoją dłoń na jej i pomogłem się podnieść z ziemi. Chwile staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Nawet taka zapłakana była śliczna. Dziewczyna pierwsza cofnęła się o krok.
— Tu jestem, przewróciłam się tylko — odezwała się mała, gdy dotarła do nas jej przyjaciółka.
— Ben, a ty co tu robisz? — zapytała blondynka, uważnie mnie obserwując.
Już chciałem odpowiedzieć, gdy July się wtrąciła.
— Przechodził i pomógł mi wstać — mówiąc to unikała kontaktu wzrokowego.
— Tak było — dodałem tylko jak idiota. Bo co innego mi pozostało?
— Jestem zmęczona. Idę się położyć, dobranoc — powiedziawszy to July odwróciła się i zaczęła iść.
Jednak przystanęła na chwile, odwracając się w moją stronę dodała.
— Dziękuję Ben. — Po czym szybko zniknęła w swoim namiocie.
— Mam nadzieję, że nic nie knujesz — odezwała się po chwili Alies.
Spojrzałem na nią, stała na szeroko rozstawionych nogach z rękoma wspartymi pod na biodrach. Zabawny widok.
— I ty Brutusie przeciwko mnie? — burknąłem.
— Chciałam się tylko upewnić.— zaczęła. — Wiesz Ben, mam oczy i widzę co się dzieje. Dobra, wracam do Mike, na razie — powiedziawszy to pobiegła w stronę ogniska.
Chciałem za nią krzyknąć, że gdyby widziała co się dzieje to pobiegłaby, ale do swojej przyjaciółki. Powstrzymałem się jednak. Cholera nie wiem co robić. Szlag by to jasny trafił. Wziąłem głęboki wdech, raz się żyje. Ruszyłem do July sprawdzić co z nią. Delikatnie odsunąłem zamek i włożyłem głowę do środka.
— Judy? — odezwałem się niepewnie.
Mimo że jest ciemno to widzę jak siada gwałtownie.
— Czego chcesz? — odezwała się.
— Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz — wytłumaczyłem spokojnie.
— To chyba nie twoja sprawa — prychnęła.
— Chciałem tylko... — Nie dała mi jednak dokończyć.
— Chcę zostać sama, proszę daj mi spokój i wyjdź — powiedziawszy to położyła się i odwróciła plecami do mnie.
Miałem cholerną chęć, by położyć się obok niej i mocną ją przytulić. Niestety, nie mam do tego prawa. Westchnąłem i wycofałem się na zewnątrz. Przeszła mi ochota, by dołączyć do grupy przy ognisku. Pozostało mi tylko wrócić do swojego namiotu i spróbować zasnąć.
***************************************
A.

CZYTASZ
Jedyny wyścig.
RomanceJuly. - Uczennica ostatniej klasy, szkoły średniej. Na co dzień spokojna dziewczyna, lecz to się zmienia, gdy tylko wjeżdża na tor. Ben- nowy uczeń w szkole, który przez przypadkowe zdarzenie wziął sobie na cel dręczenie July. Czy tych dwoje w końcu...