Rozdział IX- „Zachowuj się normalnie, a nie jak dzieciak z ADHD"

493 15 1
                                    




Dzień meczu z Czerwonymi Diabłami zbliżał się bardzo szybko. Dzień przed nim poświeciliśmy ponad godzinę na analizę ich gry. Później zagraliśmy sparing z rezerwami, których zawodnicy mieli naśladować Manchester United. Wygraliśmy wysoko, 12:0.

O 18.30 ruszyliśmy naszym klubowym autokarem na Old Trafford. Zawsze tak mam, że rozgrzewka, przygotowania, w ogóle wszystko spływa mi bardzo szybko i jestem wtedy w pewnego sensu transie. Budzę się dopiero wtedy, gdy stoimy w tunelu. No dobra, dzisiaj w nim nie stoję, ponieważ nie jestem w podstawowym składzie. Nie złoszczę się z tego powodu, bo mam wejść na drugą połowę. Wychodzą. My idziemy na ławkę. Kilka minut i czas na pierwsze kopnięcie piłki. Start. Zaczęło się.

Pierwsza połowa była wyrównana. Żadna z drużyn nie oddała ani jednego celnego straszliwy na bramkę, gra toczyła się głównie w środku pola. Podczas pierwszych 45 minut wiele razy spoglądała w stronę Wojtka, który podczas nudniejszych momentów lubił wyprawiać różne dziwne rzeczy. Dzisiaj także postanowił coś nabroić, więc zrobił kilka fikołków. Kibice go za to uwielbiają, chłopacy się śmieją, tylko ci starsi i sztab są niezadowoleni. Szczena jednak nic sobie z tego nie robi.

   - Słuchajcie, druga połowa będzie dużo trudniejsza. Błąd, że ich nie przycisnęliście teraz- mówił w szatni trener.- W drugiej połowie ma być pełne skupienie, nie ma być żadnych zabaw na boisku- menedżer spojrzał na Wojtka.

   - Co ja?- spytał urażony Szczęsny.

Gdy trener powiedział jeszcze pare słów i wyszedł, przy naszej trójce- która zawsze siadała razem, mimo iż szafki miała w różnych miejscach- stanął Wes Morgan.

   - Nie chcę, żebyś w drugiej połowie tak się wygłupiał, Tek- powiedział; no tak, on należał do graczy starszych, którym wybryki Wojtka nie przypadały do gustu.

   - Nudzi mi się... co mam robić?- spytał Szczęsny.

   - Zachowuj się normalnie a nie jak dzieciak z ADHD.

   - Będę robił co chciał, nie zabronisz mi- mówił pewnie Szczena; imponował mi tym.

   - Jak stracimy przez to bramkę...- syknął kapitan i nachylił się.- To nie będzie już ci tak dobrze.

Gdyby mi ktoś coś takiego powiedział, to... rozpłakałabym się. No tak, nie moja wina. Jestem pewna, że Krzysiek zareagowałby podobnie. Ale nie Wojtek. Wojtek to typ człowieka, który nie boi się innych i twardo stoi przy swoim. Pyskaty, bezczelny, pewny siebie...

Wyszliśmy na boisko. To znaczy: chłopacy wyszli, a ja dopiero wtedy, gdy zszedł Marty James, z którym przybijam „piątkę". Ustawiłam się na swojej pozycji i rozejrzałam się dookoła. Stadion Czerwonych Diabłów był pełen. Na jednej z trybun ciaśnili się nasi kibice, którzy głośno nam dopingowali.

   - Monia! Kopszyk!- usłyszałam; tutaj każdy zamiast „cz" w moim nazwisku mówi „sz". Tak im łatwiej.

Manchester zaczął. Wymienili kilka podań i widząc, że my nie kwapimy się do ataku, sami zaczęli tworzyć swoją akcje. Nie miałam większej szansy się w nią włączyć, działa się po lewej stronie boiska. W mgnieniu oka Diabły były pod naszym polem karnym, gdzie piłkę odebrał im jeden z obrońców. Podał do mnie, ja, postawiwszy kilka metrów do przodu przerzuciłam na lewą stronę. Ruszyliśmy. „Piękna kontra będzie"- pomyślałam i pobiegłam do przodu. Dośrodkowanie w pola karne, w które wbiegamy, widzę jak Krzysiek skacze do piłki i nagle, nie zdążywszy jej dotknąć upada na ziemię. Nie patrzyłam dokładnie na to zdarzenie, więc nie do końca wiem co się stało. Niestety, w takich sytuacjach nie ma czasu patrzeć co się dzieje z kolegą. Lecę w stronę piłki, którą w ostatniej chwili wybija obrońca gospodarzy na rzut rożny.

Słyszę gwiazdek sędziego. Krzysiek siada na murawie, podchodzą do niego chłopaki.

   - Żyjesz?- pyta Demarai.

Piona pokazuje tylko kciuk i ociera twarz, po czym, z pomocą chłopaków, wstaje.

   - Karny!!!- wrzasnął jeden z chłopaków.

Cuda się zdarzają. Sędzia wskazał na wapno. Krzysiek podchodzi do mnie, chłopacy o czymś dyskutują, w końcu jeden przychodzi i podaje Piątkowi piłkę.

   - Otwórz wynik tego spotkaniach potem strzel jeszcze przynajmniej jedną bramę- powiedział.

   - Ja?- spytał z niedowierzaniem mój przyjaciel.- Przecież mam 17 lat...

   - To niech Anglią pisze jeszcze więcej o 17-latku z Leicesteru- uśmiechnął się piłkarz i odszedł.

Krzysiek położył piłkę na jedenastym metrze i wziął kilka kroków rozpędu. Gwizdek sędziego. Piona rusza. Kopie. I widzę uśmiech wart milion dolarów i więcej. Uśmiech Krzyśka, który jest po prostu... niesamowity. Ile razy to będę powtarzać? Tyle, ile goli strzeli mój przyjaciel. Czyli bardzo dużo.

   - Powie mi ktoś, gdzie można kupić normalnego bramkarza?- spytał jeden z chłopaków, gdy cieszyliśmy się wszyscy w narożniku; oczywiście, Wojtek do nas przybiegł.

Manchester po utracie bramki zaczął mocno atakować. Zamknęli nas w naszej połowie, pod naszym polem karnym. Wojtek musiał już kilkukrotnie (i co najważniejsze: skutecznie) interweniować. Mnie najbardziej denerwowało to, że nie byłam w stanie zabrać piłki zawodnikom drużyny przeciwnej. Co jakiś czas spoglądałam na zegar, za ile skończy się ten mecz. Nagle Wojtek wybiegł do przodu i złapał futbolówkę. Rzucił ją do mnie. Kontra. Przebiegam kilkanaście metrów, podaję do Krzyśka. Teraz wszystko zależy od niego, od jego szybkości i sprytu. Nie daje się dogonić obrońcą, biegnie sam na sam...

Kibice na trybunach szaleją, my biegniemy wyściskać Piątka. Pięknym strzałem pokonał bramkarza Manchesteru i dał nam dwubramkowe prowadzenie. Jest 88. minuta, więc zaraz koniec meczu, nie mamy prawa tego przegrać!

   - No błagam!- wrzeszczę, gdy sędzia dolicza aż 4 minuty; nie mam już siły, mecze w Premier Leauge to nie to samo co reprezentacja.

Gdy wreszcie brzmi ostatni gwizdek rzucam się w ramiona Krzyśka.

   - Udało się!- krzyczę po Polsku.

   - Wreszcie pokonaliśmy United!- śmieje się Piona; widzę, że to zwycięstwo było dla niego naprawdę ważne.

   - Ale, ale, ale, ale! Piątek jest, wygrana jest!!!- wydarł się Wojtek, wyskakując nam zza pleców.

   - Świetna praca, dzieciaki!- powiedział po angielsku trener.- Głowa nie boli?- pytanie było skierowane do Krzyśka.

   - Jest dobrze- powiedział Piątek, unosząc kciuk w górę.

W szatni było dużo krzyków radości. Pokonanie Manchesteru United, na ich stadionie, to jest coś! Do naszego mieszkania wróciliśmy po północy, bardzo zmęczeni. Krzysiek poszedł od razu do swojego pokoju, wydawało mi się, że zadzwonił przed snem do ojca. Jego tata zawsze czeka na telefon od syna, nigdy nie idzie spać. Sam mi to kiedyś powiedział. My z Wojtkiem usiedliśmy przy barku, nadaliśmy sobie soku pomarańczowego do szklanek i zaczęliśmy przeglądać artykuły o naszym meczu. „Złote dziecko z Polski z dwoma golami!", „17-latek bohaterem", „Leicester City pokonał Manchester United, Piątek bohaterem!", „Złote dziecko znowu wystrzeliło! Już tylko dwie bramki straty do lidera klasyfikacji Króla Strzelców Premier Leauge" to tylko parę tytułów, jakie były dostępne w sieci. Był też jeden, po którym zrobiło mi się jeszcze lepiej: „Monika Kopczyk zabłysnęła na Old Trafford! Asysta 19-letniej Polki!".

Szansa na sukcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz