Rozdział XVI- „Zrobimy Wojtusia na różowo?"

419 11 0
                                    




Mistrzostwa Europy zbliżały się. Przed nimi czekały nas jeszcze trzy mecze towarzyskie. Najpierw potyczka z reprezentacją Biołursi, następnie wszystkim dobrze znanym Polskim klubem, Wisłą Kraków (początkowo mieliśmy grać z Legią, ale w niej gra za dużo reprezentantów Polski i skład byłby bardzo okrojony, za to w Wiśle tylko Błaszczu) a nas koniec oczywiście z reprezentacją Litwy. Pierwsze spotkanie wygraliśmy wysoko, 6:0. Krzysiek nieźle się rozstrzelał, aż trzy gole udało mu się zdobyć. Jednego dołożył Lewy, jednego Aro... a zwycięstwo przypieczętował, pięknym strzałem z woleja, Kuba. Wojtek stał na bramce przez drugą polowe meczu, w pierwszej bronił Fabian. Szczena świetnie się spisał.

Drugi mecz, z Wisłą, okazał się cięższy niż przypuszczaliśmy. Zdeterminowani zawodnicy Białej Gwiazdy dzielnie walczyli przeciwko rezerwowemu składowi naszej reprezentantacji. Fabian, stojący na bramce, wpuścił aż dwa gole i wygraliśmy tylko 3:2. Bramki dla nas zdobywali: dwie Milik i jedną ja. Niestety, grałam w meczu, w którym grali rezerwowi.

Ostatni mecz. Ostatni sprawdzian. Z Litwą, na Stadionie Narodowym. Zaskoczeniem dla nas wszystkich był brak Lewandowskiego w podstawowej jedenastce, jednak okazało się, że nasz kapitan potrzebuje odpoczynku. Gdy weszliśmy do szatni czekało nas zaskoczenie. Na spodenkach Wojtka leżała... opaska kapitana!

- Em... trenerze, pomyłka, kto miał dzisiaj być kapitanem?- zapytał Szczena.

- Jak to kto? Wojciech Szczęsny- odparł selekcjoner.

Widziałam jak Wojtek się ucieszył. 19-latek, do tego bramkarz, kapitanem seniorskiej reprezentacji. To dopiero coś! Gdy Szczena był już gotowy, podszedł do niego Lewy, podniósł opaskę leżącą nadal na szafce i powiedział:

- Wojtuś, przepraszam cię bardzo. To moja wina, że teraz cierpisz. Uderzyłem cię specjalnie, tak, zezłościłem się... że zabrałeś mi piłkę. Nie miałem odwagi przyjść do ciebie, bałem się. A teraz, kapitanie, pozwól, żebym pomógł ci założyć opaskę.

- Nic się nie stało- powiedział Wojtek i wyciągnął rękę, na którą Lewy wsunął kapitańską opaskę.

Widziałam dokładnie jaką radość sprawia Wojtkowi ten zaszczyt.

   - No, to teraz tylko bandaż na głowę i do bramy- uśmiechnął się golkiper.

Nasz bramkarz miła na głowie zwyczajny, biały bandaż. Do szatni wszedł lekarz kadry z tymi sportowymi, samoprzylepnymi.

   - Zrobimy Wojtusia na różowo?- spytał, śmiejąc się i pokazując różowy odcień opatrunku.

   - Bez żartów!- zawołał Szczena; nienawidził różowego.

   - Dobrze, dobrze, mamy też zielony i niebieski.

Po chwili głowa mojego przyjaciela była obwinięta niebieskim bandażem. Po mówię motywacyjnej i okrzyku wyszliśmy z szatni i stanęliśmy w tunelu. Wojtek był pierwszy. Wyszliśmy. Hymny. Chwila, moment i już zaczynamy.

Litwini nie naciskali zbytnio. Musieliśmy tylko uważać na ich kontry, były naprawdę bardzo niebezpieczne.

Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3:0 dla nas. Na drugą połowę wyszliśmy jeszcze bardziej zmotywowani. Strzeliliśmy pięć bramek, nie tracąc ani jednej.

   - 8:0, piękny wynik- mówił Wojtek, gdy schodziliśmy do szatni; był szczęśliwy.

Szansa na sukcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz