Ćwierćfinał

298 8 11
                                    




Krzysiek podał do Roberta. Szybka piłka do Zielka, on z pierwszej do mnie. Podniosłam głowę: nie ma szans na drybling. Wycofałam do Beresia. Portugalczycy naciskali. Założyli wysoki pressing, Bartek nie miał co zrobić, tylko wykopać do przodu. No niestety. Zaczęło się kolejne piekło. Bardzo szybko zauważyłam, jak wysoko są ustawieni nasi rywale, co sprawiało, że nasze kontrataki mogły być zabójcze. Tylko najpierw trzeba było odebrać piłkę.

Udało się to Grześkowi, który jednak najwidoczniej nie był tak bardzo inteligentny jak ja i nie zdecydował się na szybko atak, mimo iż była do tego okazja, tylko podał do Łukasza. Prawda, udało się trochę poklepać, ale jak tylko spróbowaliśmy przejść na połowę Portugalii, szybko straciliśmy piłkę.

Widziałam, jak Brzęczek szalał przy lini bocznej. Pewnie sam chętnie wszedłby na boisko i zagrał. Ale cóż, panie trenerze, lata lecą. Mimo wszystko przed oczami stanął mi obraz przerobionego przez Wojtka zdjęcia Buffona. Ech, o czym ja myślę podczas meczu?

Gwizdek. Koniec. Koniec pierwszej połowy. Pierwszej połowy, podczas której biegałam jak głupia i myślałam o niebieskich migdałach. Widziałam zmęczenie reszty chłopaków, a gdy tylko pomyślałam, że kolejne 15 minut spędzę w śmierdzącej potem szatni, odechciało mi się wszystkiego.

   - Mam dobrą wiadomość!- zawołał radośnie Wojtek, pojawiając się obok mnie.- A nawet dwie!

Spojrzałam na niego spode łba.

   - Serio? Ty widzisz jakieś pozytywy?- spytałam drwiąco.

   - No jasne! Zobacz, nie przegrywamy do przerwy! Przecież to jakiś cud, nie?

Sama nie wiem, skąd u niego taka energia. Niech on przestanie się szczerzyć, przecież jeszcze ktoś to nagra, tyle tu kamer...

   - Mhm...- mruknęłam.- A druga?

   - Gorzej się już chyba nie da grać, nie?

   - Dzięki... za... komplement- warknął Piotrek, przechodząc obok i próbują uspokoić oddech.

Szczęsny tylko się zaśmiał i podszedł do Glika i Bednarka, zapewne po to, żeby obgadać z nimi kilka sytuacji z meczu.

W szatni trener krzyczał i przeklinał niemiłosiernie. Chociaż i tak mogło być gorzej, od razu przypomniałam sobie przerwę w meczu z Francją. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że nie pochwalił chociaż trochę Wojtka, Kamila i Janka, którzy właściwie nie popełniali błędów, jedynie mijał ich wzrokiem.

- Na drugą połowę nie zmieniamy nic- powiedział w końcu Brzęczek; chodziło o skład.- Jeśli nic nie ruszy, użyjemy wariantu D.

Szybko przypomniałam sobie jak on wyglądał. Na ostatniej odprawie trenerzy przedstawili nam 10 wariantów, które mieliśmy wbić sobie do głowy. Nie było łatwo, ale się udało.

Koniec przerwy. Wracamy do gry.

Portugalczycy od razu narzucili mocne tempo. Mimo to udało nam się odebrać piłkę, konkretnie Grześkowi, który tym razem pomyślał i szybko zagrał do Kuby. Jest okazja do kontry. Ruszyliśmy do przodu, zdobywając teren na połowie rywala. Błaszczykowski podał prostopadle do Roberta, ten wycofał...

Szaleństwo na trybunach. I Krzysiek, sunący po murawie i pokazujący pistolety. Ogromna radość. Ale później było tylko gorzej, bo Portugalczycy szybko wyrównali. Swoją drogą gol nie powinien być uznany, ten idiota Ronaldo ewidentnie sfaulował Wojtka przez co Silva miał otwartą drogę do bramki. No ale cóż, sędzia nic nie widział! Byliśmy wściekli, tak samo jak kibice. Jeszcze bardziej nieciekawie zrobiło się, gdy na 7 minut przed końcowym gwizdkiem Glikson wpakował piłkę do własnej bramki...

- Mamy około 10 minut na wyrównanie, napewno coś doliczy!- krzyknął Robert.- Jazda z frajerami!!!

Ruszyliśmy do ataki, jednak droga do bramki naszych rywali była jakby zabetonowana. Arbiter doliczył 2 minuty. Mniej, niż przewidywał Lewandowski. Czas mijał. I magle nadarzyła się okazja. Rzut rożny, ostatnie sekundy. Idealna wrzutka Kuby... no błagam, ktoś musi strzelić...!

I wtedy nadszedł nasz bohater, kapitan, Robert Lewandowski, który z zimną krwią wpakował piłkę do siatki.

- Taaak!!!- krzyknęłam i razem z resztą pobiegłam się ciszyć.

Po tym golu zabrzmiał ostatni gwizdek. Karne. Karne, bo UEFA usunęła przed mistrzostwami dogrywki.

- Tak jak ustaliśmy: zaczyna Lewy, drugi Kamil, później Krzysiu, Krycha i na koniec Kuba. W nagłym razie: Monika, Zielu, Piszczu, Janek, Bereś, ostatni Wojtek. Wszystko jasne?- zapytał selekcjoner.

Szczęsny podniósł rękę.

- Czemu ja ostatni?- spytał pretensjonalnie.

Mimo wszystko wybuchliśmy smiechem. Cały Wojtek.

Ruszyliśmy na połowę. Przybiłam jeszcze piątkę ze Szczeną, Krzysiek zrobił to samo. I zaczęło się.

Silva z Portugalii strzelił bardzo pewnie, zresztą tak samo jak Robert. Następnie Wojtek obronił strzał Ronaldo, tak, Ronaldo, ale także Glikson nie trafił, fatalnie przestrzeliwując. Cancelo. Również nie ma gola!!! Dalej Krzysiek. Bardzo się bałam, ale Piona z zimną krwią umieścił piłkę w siatce. Dalej trafił Guerrierro, Grzesiek także, ale on nie do bramki, tylko w bramkę. Więc 2:2. Do piłki podszedł Diogo Jota, który zdjął pajęczynkę. Piękny gol. I Kuba. Kuba musi trafić, żebyśmy pozostali w grze. Przypomniałam sobie sytuacje sprzed czterech lat. Jestem pewna, że o tym samym myślała cała nasza drużyna, z Blaszczykowskim na czele. Zobaczyłam Wojtka, klęczącego na trawie i wpatrującego się w linie bramkową.

Gwizdek. Kuba nabiega. Strzela i... bramkarz odbija piłkę.




Przepraszam za tak nieregularne wstawianie rozdziałów 🙁 Obiecuję poprawę 😄

Szansa na sukcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz