25

242 13 1
                                    

Mgła.
To jedno słowo obijało się w mojej głowie niosąc za sobą echo.
Ciemną przestrzeń wypełniała mgła. Wszędzie jest mgła, a ja, obserwator, jestem wśród niej zabłąkany.
Jedynie mój krzyk przedarł przez nią jak sztylet.
W dali dostrzegłam latarnię.
Dużą, świecącą żółcią i okrytą tajemnicą.
Ta aura, która ją otaczała, nie mogła wróżyć nic dobrego.
Patrząc w zegar na wieży kościoła, widząc jak czas leci, miałam coraz mroczniejsze obawy.
Z budynku poświęconego czci Pana wyszła zacnie wyglądająca pani. Kobieta ni stara, ni młoda.
Zwróciła swój wzrok na latarnie.
Jej ciało zkamieniało, a oczy się powiększyły.
Zobaczyła ona księdza w czarnej komży i bladej jak opłatek skórze. Wisiał on na latarni z pętlą na szyi. Wzrok miał zawieszony na grającym zegarze.
Wybiła siódma sześć.
Przeraźliwy szloch wydobył się z kobiecych ust, a morze łez zmoczyło kostkę.
Przerażona szybko wezwała pomoc, a następnie niczym zombie powędrowała w swoją stronę...
Ciemność, znów tylko ciemność!
Zbyt dużo jej w jednym miejscu.
Możemy się nią podzielić.
— Córeczko, wszystko będzie dobrze.-
Słychać było jak przez wodę.
Co się stanie dalej?


Szybko poderwałam się do siadu i otarłam krople spływające po moim czole. Nigdy nie miałam koszmarów, więc co musiało się wydarzyć, że raczył mnie taki odwiedzić?
Co prawda zdarzało się, że miałam sny prorocze, ale w tym przypadku... Jakoś mi się nie wydaje.
Podniosłam się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam jakieś pierwsze lepsze ubrania i ruszyłam z nimi do toalety. Ogarnęłam się, zabrałam telefon i ruszyłam na śniadanie.
Mam nadzieję, że ono już jest gotowe.
Nie doczekanie moje...

— Witaj Kuro..!

Niestety nikt mi nie odpowiedział. Zawsze choćby nie wiem co, wampir czekał na mnie w kuchni, aż zrobię mu coś do jedzenia, albo grał na konsoli w salonie. Nie ma go ani tu, ani tu. Dziwne...

No dobrze. Zapytam go o to później. Teraz... Pora na śniadanko!
Uszykowałam jakieś kanapki i poszłam do pokoju.
Musiałam zająć się trochę sobą. Nareszcie nikt mi nie przeszkadzał, nie dzwonił, nie krzyczał.
Zrobiłam sobie dużą ilość warkoczyków z włosów, aby później mieć afro i nałożyłam maseczkę. Myślę, że jeśli ktoś by mnie tak zobaczył...
ie zdziwiła bym się gdyby zaczął krzyczeć. No cóż.
Takie życie dziewczyn.

Popołudnie zbliżało się szybkimi krokami, a ja nie mam śmietany na pomidorową!

— Kuro! Nowa misja: Śmietana.
Bez gadania chodź tutaj. To rozkaz!

Zaraz go zamorduje!
Poszłam do jego pokoju i złapałam za kaptur.
Zabrałam go siłą z jego pokoju i ruszyliśmy w kierunku spożywczaka.

Zbliżając się do sklepu zobaczyłam coś ciekawego.

— Co to? Czyżby jakiś wir ognia? Biegniemy Kuro!

— Najpierw powinniśmy zawiadomić tego gościa od gorących źródeł.

— Wywalone! Idziemy! Nie ma czasu! Znowu zamierzasz się lenić?!

— Nie o to chodzi... Po prostu...

— Kocie... Damy radę!

Biegiem ruszyliśmy w kierunku tego czegoś.

Zobaczyłam jak jakiś czerwonowłosy facet trzyma ledwo żyjącego Lihta. Jeszcze chwila a nasz aniołek wąchał by kwiatki od spodu...

— Zostaw go!

— Co? Hm... Nie jesteś leniwa?

— Puść Lichta. - powiedziałam jeszcze  spokojnie.

Kuro x reader || ServampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz