A macie smuta o Peterze i Tonym :)
To był koniec, już było po wojnie. Jednym pstryknięciem palców wyginęła połowa ludzkości. Umarli przyjaciele, miłości, rodzina. Stali wśród sterty gruzów, wierząc, że to już koniec.
Nagle padł James. Wołając Steve'a słabym głosem, zamienił się w garstkę prochu, która została zdmuchnięta w przestrzeń. Naprzeciw Tony'ego stał Peter, uśmiechając się nieśmiało. Mężczyzna był z niego dumny. Mimo że młody się go nie posłuchał, ocalił tych, którym dane było przeżyć. Zachował się jak bohater. Aby się rozwijać, nie zawsze trzeba słuchać się poleceń. Wszyscy patrzyli się na siebie z niepokojem, wymieszanym z ulgą i radością. Pomimo walki na lotnisku, zbliżyli się do siebie.
Mimika twarzy Petera zmieniła się gwałtownie.
— P-panie Stark.— ledwo ustał na nogach, próbując zbliżyć się do mężczyzny.— Ja nie czuję się najlepiej.
— Wszystko w porządku.— odpowiedział, odwracając się w stronę chłopaka, który przerażony przyglądał się swoim dłoniom.— Ja n-nie wiem, co się dzieje. Ch-chcę...
Bezwładnie upadł w ramiona bruneta. Z całych sił starał się utrzymać, lecz musiał podeprzeć się mężczyzny. Kurczowo obiął go swymi rękoma, a w jego oczach zgromadziły się łzy.
— Nie chcę odejść...— jego gardło opuściły zagłuszone przez łkanie słowa. Desperacko chwytał się ciała Anthony'ego, przyciskając głowę do jego ramienia. Nie chciał pokazać strachu, jaki opanował jego ciało, wstydził się swoich łez. Brunet podtrzymał go, a przed oczami zaczął pojawiać się proch.— Proszę, ja nie chce odejść...
Chłopak płakał. Pragnął znaleźć w Tonym ojcowską miłość i poczucie bezpieczeństwa. — J-ja nie chcę u-umrzeć.
Jednak pan Stark nie mógł nic zrobić. Jedynie patrzył i czuł, jak ciało chłopaka ulega rychłemu zniszczeniu i znika w przestrzeni. Tępo patrzył przed siebie, a chłód przebiegł po jego dłoniach, którymi jeszcze kilka minut temu otulał młodego Parkera. Słona ciecz zaczęła spływać po jego policzkach, gdy naprawdę zdał sobie sprawę, że w jego ramionach umarł ten nastolatek.
Pokochał go jak własnego syna, którego nie dane było mu mieć. Ciężko jest uporać się z takim bólem i odpowiedzialnością.
— Panie Stark, chcę być taki jak Pan.— znów ten błagający ton i smutne oczy.
— Chcę, żebyś był lepszy niż ja.
Mądre słowa, jakie wypowiedział wtedy do niego, by utrzymać go w przekonianiu, że naprawdę mu na nim zależy. Teraz klęczał między pozostałościami z miejsca, w którym znajdowali się na początku, z cieknącą z twarzy krwią, mieszającą się ze łzami po stracie Petera. Czując się jak bezradne dziecko, nie mogąc nic zrobić.
Tyle razy atakował go zarzutami, ponieważ nie chciał, by stał się taki, jak on.
— Błagam, nie może mi Pan zabrać kostiumu. Bez niego jestem nikim.
— Jeśli bez niego jesteś nikim, to co ci po nim?
Izolacja. Po stracie cząstki przyjaciół, jak i cząstki siebie, zaszył się wraz z Pepper w domku w lesie. Tyle doznanego bólu, wyryło piętno w jego psychice. Skupił się na tym, aby nie stracić ostatniej osoby, którą kochał nad życie.
Przestał grać bohatera i opiekował się swoją ukochaną. Zaczą żyć jak zwykły mężczyzna, któy nie był żadnym Avengerem. Kochał i był kochany. Starał się i walczył o swoją kobietę. Pragnął być wystarczający. Dzięki czemu na świecie pojawiła się Morgan. Tony marzył, by zapomnieć, co miało miejsce, lecz ślad w jego umyśle nie pozwalał mu na wymazanie tego niewinnego chłopca z pamięci.
Jego uśmiech, który za każdym razem gościł na jego ustach, gdy tylko widział mężczyznę. Mężczyznę, którego traktował jak ojca, którego nigdy nie miał. Wuj, który mu go zastępował, został zamordowany, a żaden inny facet nigdy więcej nie pojawił się w jego życiu.
To pan Stark był jego opoką, której często bał się chwycić, by nie utonąć. Anthony nie potrafił żyć bez poczucia winy. Praktycznie w każdej walce ktoś niewinny przez niego zginął. Kiedyś cywile, a wtedy— chłopak, którego dażył ojcowską miłością. Był jego autorytetem. Doskonale czuł to, jak Peter rozsypywał się w jego ramionach. Nie mógł go zatrzymać ani przywrócić do życia. Musiał pogodzić się z myślą, że na zawsze go stracił. Przestać patrzeć wstecz i kroczyć do przodu.
Jednak wiedział, że temu nie podoła. Starał się zagarnąć przykre wspomnienia w bok, skupiając się na opiece nad córką. Jego priorytetem było danie jej całego siebie.
Gdy Steve wraz z resztą przyjechali prosić go o pomoc, odmówił, wmawiając sobie, że muszą żyć z myślą straty najbliższych. Analizował wszystkie za i przeciw temu pomysłowi, pomógł sobie nauką. Myśl, że mógł uratować tego chłopaka, orzeźwiła jego myślenie i wrócił. Przejechał kilometry dla martwego chłopaka, a konkretnie kilkuprocentowej szansy na ocalenie go.
Absurdalne cofanie się w czasie miało pomóc w zebraniu na nowo Kamieni Nieskończoności, jadnka tym razem to oni je zbierali.
— Jeśli zginiesz, to będę za to odpowiedzialny.
Wysiłek, jaki włożyli, aby naprawić swoje błędy, był godny nie tylko bohaterów, a bogów. Wystarczyło tylko jedno pstryknięcie palcami, aby odwrócić koleje losu. Do życia wróciłoby wiele ponad trzy miliardy ludzi, w tym ich bliscy. Peter, Wanda, James i inni.
Bał się, że zwątpi sam w siebie. Wystarczyło, by to Parker nie wierzył w jego obecność podczas jego gorszych dni. Musiał mu pomóc. Tak powinien postąpić ojciec. Doskonale słyszał, gdy chłopak błagał go, aby ten go nie zostawiał, a mimo po pozwolił mu na to.
Wieść o śmierci Natashy wstrząsnęła nimi wszystkimi do tego stopnia, aby zwątpili w powodzenie misji. Kobieta była jednym z filarów ich grupy, a jej brak uszkodził relacje.
Ponowna walka z Thanosem. Bruce... Hulk wezwał wsparcie, zakładając rękawicę i pstrykając palcami. Radość Tony'ego była tak ogromna, że nie mogła być porównana do niczego. Widok zdrowego chłopaka, latającego między wojownikami. Wydawało się, jakby ten brał udział w sztafecie o życie. Był raniony, lecz misja trwała. Trzeba było zniszczyć Thanosa. Wymieniali się rękawicą, nawet ci, którzy widzieli się po raz pierwszy, aż nagle ta trafiła w ręce Anthony'ego.
Musiał ją założyć, pstryknąć palcami. Aby uratować wszechświat, Petera. Wiedział, że umrze.
Lecz czym jest poświęcenie jednego istnienia dla miliarda innych? Dusza za duszę.
Robiąc to, wyzwolił ich wszystkich. Pomimo zaprzeczeń i niezgodności, wykonał ten jeden gest. Osunął się na ziemię, czując, jak powoli uchodzi z niego życie. Był całkiem świadomy swojej śmierci.
— H-hej Panie Stark, słyszy m-mnie Pan?— po kilku chwilach, gdy wszystko ustało, znalazł się przy nim Peter. Puste oczy Anthony'ego wpatrywały się w jakiś punkt w nicości. Nie reagował. Brudna i zakrwawiona twarz chłopaka została zdobiona także łzami, które zaczęły spływać po jego policzkach.— H-hej. Panie S-stark..? N-nie, nie możesz. Niech P-pan mnie nie zostawia. Proszę...
Został odciągnięty przez Pepper. Schował twarz w dłoniach, cofając się. Chciał usłyszeć jedynie słowa, że żyje. Nie widzieć jego ciało, bezwładnie opierające się o gruzy.
Potrzebował go.
CZYTASZ
🔲Avengers Preferencje🔲
AléatoireCo będę sie rozpisywać? Preferencje, od czasu do czasu imaginy. Postacie: ➡️Steve ➡️Clint ➡️Loki ➡️Pietro ➡Peter ➡️Natasha ➡️Wanda ➡️Tony ➡️Bucky ➡️Sam ➡️T'Challa