Draco wyszedł z kominka, rozglądając się wokół z ciekawością. Oczekiwał, że Blaise lub Neville przyjdą po niego do Świętego Munga dzisiejszego ranka i był zaskoczony, gdy zamiast nich zjawił się Theo. Mężczyzna pomógł mu wyjść z kominka, miał torbę blondyna przerzuconą przez ramię.– Czuję się świetnie – warknął Draco, zirytowany ostatnią rundą napastniczego szturchania i dźgania, jakiej został poddany przez Uzdrowicieli, zanim go wypuścili.
– Oczywiście, że tak – powiedział Theo, przewracając oczami. – Świetnie. Uzdrowiciele zawsze zatrzymują ludzi w szpitalu na dwa dni, gdy nic im nie jest.
Draco zawarczał, przepychając się obok Theo. Caleum nie mógł go odwiedzić w szpitalu z oczywistych przyczyn i Draco chciał znaleźć go najszybciej, jak to możliwe. Wiedział, że wszystko było z nim w porządku, ale jakaś irracjonalna część niego nie pozwoliła mu w to uwierzyć, dopóki nie będzie trzymał go w ramionach.
– Chessie! – zawołał, patrząc groźnie na skrzata, który się pojawił. – Gdzie jest Cal?
Skrzatka domowa zmarszczyła brwi, bawiąc się nerwowo palcami.
– Panicz Cal?
Draco zacisnął zęby, a ćmiący ból głowy, który odczuwał, odkąd obudził się po spotkaniu z Cartwellem, nasilił się boleśnie. Co tu się dzieje? zastanowił się, ściskając grzbiet nosa, by powstrzymać ból za oczami.
– Tak, Chessie. Panicz Cal. Mój syn. Pod twoją opieką.
Skrzatka zawahała się, patrząc na swoje stopy. Dzisiaj nosiła baletki i Draco z trudem skupił myśli, nie pozwalając sobie zastanawiać się, dlaczego malutki skrzat nosił tak dziwne obuwie.
– Paniczu Draco... – błagalny głos Chessie zamarł.
Draco poczuł przypływ paniki. Czy oszustwo Rona i Blaise'a co do Aurorów nie zadziałało? Czy ktoś schwytał Cala?
– Gdzie. Jest. Mój. Syn? – wydusił, oddychając ciężko, obręcz strachu na jego piersi zacieśniła się.
– Uspokój się – powiedział Blaise, odprawiając coraz bardziej zmartwioną skrzatkę. Dał jej wyraźne instrukcje, by nie pozwoliła Draco odejść bez niego, więc pojawiła się kilka chwil wcześniej, zawiadamiając, że wrócił do domu. – Jest z nami. Czujesz się lepiej? Wszystko wyleczone? Żadnych utrzymujących się efektów ubocznych?
Draco popatrzył wściekle na swojego najlepszego przyjaciela, krzyżując ramiona na piersi.
– Z jakimi nami? Gdzie, do cholery, byłeś dziś rano?
Theo przyłożył dłoń do serca, udając, że jest urażony.
– Co, ja nie jestem wystarczająco dobry?
Draco wykrzywił się do Theo, który zaśmiał się, rzucając torbę na krzesło w gabinecie.
– Idę – powiedział, zwracając się do Blaise'a, zamiast do wściekłego blondyna. – Zafiukaj do mnie później, dobra?
Theo zaczekał, aż Draco odwróci głowę, po czym bezgłośnie wymówił słowo „zdjęcia” do Blaise'a, który uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową, ciągnąc Draco w głąb korytarza. Usłyszeli huk płomieni, gdy Theo zniknął.
– Co –
– Chciałeś zobaczyć Cala? – zapytał Blaise.
– Tak, ale –
Blaise oszacowywał ubranie Draco zmrużonymi oczami, decydując, że było wystarczająco przyzwoite. Wiedział, że drobiazgowy blondyn nigdy by mu nie wybaczył, gdyby pozwolono mu przyjść na randkę–niespodziankę z Harrym wyglądając niechlujnie.
CZYTASZ
Musi Kochać Quidditch
RomanceOpowieść nie należy do mnie ja tylko rozpowszechniam Autorka:dracosoftie Tłumacz:Daiquiri Okłatka: _MZSH_