10.

7.7K 495 205
                                        

– Chyba jesteś już w lepszym humorze – stwierdził oschle Blaise, krzywiąc się, gdy Draco tylko się uśmiechnął.

Otrzymał wczoraj ostrą reprymendę i nadal był z tego powodu zły na blondyna. – Podzielisz się?

Usta Draco znowu drgnęły, a jego oczy lekko straciły ostrość, gdy przypominał sobie wczorajszy niesamowity orgazm z Gryffinem.

– Nie.

Blaise uśmiechnął się, nie potrafiąc gniewać się na Draco zbyt długo. Blondyn o tym wiedział i często bezlitośnie wykorzystywał to na swoją korzyść.

– Widziałeś Neville'a?

– Tak. Masz szczęście, że nie przekląłem cię za informowanie go. Naprawdę, Blaise, jestem dorosły. Nie potrzebuję niańki.

Draco zmarszczył na chwilę brwi, przeglądając dużą stertę pergaminów, wiadomości, które Madge dała mu, gdy tylko wszedł do biura. Wczoraj po południu opuścił kilka dość ważnych spotkań, ale nie był w nastroju, by zostać.

– W tym bałaganie powinno być coś od Komisji ds. Podziału Stref na Ulicy Pokątnej –powiedział Blaise, niedbale skinąwszy dłonią w stronę sterty. – Poszedłem za ciebie na spotkanie z dyrektorem Działu Planowania. Nie był zadowolony, że musiał rozmawiać ze mną zamiast z tobą, ale powiedziałem mu, że z pewnością pojawisz się na zebraniu zarządu w poniedziałek wieczorem.

Draco pokiwał głową z roztargnieniem, znajdując wiadomość od wspomnianego surowego czarodzieja. Abraxas Wedgewick. Facet był strasznym snobem; Draco miał wrażenie, że jego rodowe nazwisko ułatwiało mu akceptację ich oferty – miła zmiana, jako że zazwyczaj było na odwrót. Zanotował sobie, by kazać Madge wysłać czarodziejowi bezpłatną wejściówkę do jego klubu, ekskluzywnego społeczeństwa, gdzie elita czarodziejów czystej krwi (jak również półkrwi, od kilku dekad) spotykała się, by grać w karty i palić.

Sam nigdy tam nie chodził, ale przedłużał członkostwo swojej rodziny właśnie dla takich momentów. Nie potrzebował starych głupców, którzy zbyt dużo stawiali na czystość krwi i stare pieniądze.

– Czy Theo tam będzie? – zapytał Draco, wciąż bazgrząc na kawałku pergaminu.

– Tak, ale może się trochę spóźnić. Freddie ma spotkanie z Uzdrowicielem i on też chce tam być – odpowiedział Blaise, uśmiechając się, gdy Draco uniósł głowę i zmarszczył brwi – To tylko rutynowe sprawdzenie. Nic, czym powinniśmy się martwić.

Draco pokiwał głową, wracając do pracy. Poznał córkę Ginny i Theo parę dni wcześniej, gdy odwiedził ich w szpitalu. Uśmiechnął się, przypominając sobie, jak głupio się czuł, czając się na korytarzach oddziału dziecięcego w Świętym Mungu w nadziei, że uda mu się w przelocie ujrzeć Gryffina. Wiedział, że jego przyjaciółka również urodziła i miał nadzieję, że ich ścieżki się skrzyżują. Oczywiście nie miał pojęcia, jak wygląda Gryffin lub czy jego przyjaciółka wciąż była w szpitalu, mimo wszystko miał nadzieję. Martwił się, że to może Ginny była czarownicą, o której mówił Gryffin, ale ona zapewniła go, że poród był szybki i łatwy, kiedy o to zapytał. Nie było mowy o ciężkim przeżyciu, o jakim mówił Gryffin.

– Jak tam Ginny? – zapytał Draco, przyciskając guzik na biurku, by wezwać Madge. Miał stertę podpisanych dokumentów do wysłania sowią pocztą.

– Świetnie. Wczoraj jadłem z nimi kolację. Ona wprost promienieje, a Theo chyba by wybuchnął, gdyby był bardziej szczęśliwy – powiedział Blaise, uśmiechając się czule na myśl o parze i ich malutkiej, idealnej córeczce.

– Dobrze, to dobrze – wymamrotał Draco z roztargnieniem, skupiony na ekranie swojego komputera. Obiecał sobie, że nie sprawdzi maili od Magicznych Randek Online, zanim nie upora się z pocztą na swoim biurku, ale miał problem z oparciem się pokusie.

Musi Kochać QuidditchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz